Jan Himilsbach: Tylko żona znała jego prawdziwą twarz. Reszta znała tylko legendy
Jan Himilsbach, czyli niezapomniany kanalarz Józef Kieliszek z "Jana Serce" i Sidorowski z kultowego "Rejsu", miał opinię człowieka, który zawsze znajdzie sposób, żeby napić się czegoś. Nie mógł żyć bez żony Barbary, którą kochał ponad wszystko i która była jego dobrym duchem. Tylko ona znała jego prawdziwą twarz.
Ci, którzy znali Jana Himilsbacha, wspominają, że zawsze był "na gazie".
Jan Himilsbach opowiadał o sobie wyssane z palce historie. Uwielbiał rozmawiać z dziennikarzami i zmyślał jak najęty, bo uważał, że mówienie w wywiadach ciągle tego samego jest po prostu nudne. Nawet jego bliscy przyjaciele żartowali, że ma życiorys "poszlakowy", bo nikt nie wie, co naprawdę przeżył, a co wymyślił.
"Ja właściwie składam się z setek pomysłów setek ludzi. A głównym pomysłodawcą Jana Himilsbacha jest niejaki Jan Himilsbach" - powiedział o sobie na łamach "Filmu".
"Był postacią, którą sam stworzył" - stwierdził w rozmowie z "Ekranem" reżyser Marek Piwowski, który jako pierwszy dostrzegł w kamieniarzu z warszawskich Powązek aktora.
Tylko jedna osoba znała prawdziwą twarz Jana - jego żona Barbara. Basicę, bo tak ją nazywał, Himilsbach spotkał na swej drodze dekadę przed tym, jak w 1970 roku zagrał swoją pierwszą rolę - Sidorowskiego w kultowym "Rejsie".
Jan poznał Barbarę, gdy pewnego dnia - wiosną 1960 roku - przyszła z koleżankami z GUS-u, w którym pracowała, do kawiarni "U Hopfera", gdzie uwielbiała bawić się artystyczna "warszawka" tamtych lat. Ona, 25-letnia panienka z dobrego domu, on - cztery lata od niej starszy chłopak z nizin społecznych. Nikt nie dawał im szans.
Barbara zdecydowała się wyjść za Jana, bo - jak po latach wyznała w wywiadzie - był jedynym mężczyzną, który rozśmieszał ją do łez. Barbara Himilsbach na początku przymykała oko na słabość męża do picia. Niestety, po debiucie w "Rejsie" Jan było coraz gorzej.
Barbara przez wiele lat próbowała nakłonić Jana, by rzucił albo chociaż ograniczył. Zdarzało się, że zamykała go w domu na klucz, żeby nie mógł się wymknąć do pobliskiego baru, ani wpuścić kolegów do środka, ale za każdym razem udawało mu się ją przechytrzyć.
"Jasio nigdy nie pił sam. Zawsze powtarzał, że chciałby przestać pić, ale gdy wiele razy pytałam, dlaczego w końcu nie odstawi, to odpowiadał: 'Wiesz, co by było, gdybym powiedział, że nie piję, kiedy wszyscy dookoła za kołnierz nie wylewają? Wyśmiewaliby się ze mnie przez cały czas'" - opowiadała "Strefie Mińsk".
Barbara wiedziała, że jej ukochany nie wygra walki z chorobą, ale robiła wszystko, by skutki były dla Jana jak najmniej dotkliwe. Nigdy nie wypuszczała go z domu z pustym żołądkiem, ograniczała mu dostęp do pieniędzy.
Był moment, kiedy Himilsbach na jakiś czas przestał pić. Po tym, jak lekarze zdiagnozowali u niego chorobę Buergera, czyli przewlekłe zapalenie zakrzepowo-zarostowe tętnic i żył obwodowych, przestraszył się i odstawił alkohol. Barbara przekonała go, by przeprowadzili się do ich domku letniskowego nad Zalewem Zegrzyńskim, gdzie po prostu nie miał okazji do picia. Jan nie wytrzymał jednak w trzeźwości zbyt długo.
15 listopada 1988 roku wszystkie media w Polsce poinformowały o śmierci 57-letniego Jana Himilsbacha. Kilka dni wcześniej, podczas balangi na Powiślu, aktor nagle stracił przytomność. Współbiesiadnicy myśleli, że zasnął. Po ataku serca długo nie zauważono, że Jan potrzebował pomocy.
"Ani się człowiek obejrzy, życie mija. Bardzo za Jasiem tęsknię. Śni mi się po nocach. Wierzę, że po śmierci spotkam się z nim... Był miłością mojego życia" - wyznała Barbara Himilsbach po latach.
Barbara przeżyła męża o ćwierć wieku (odeszła w 2013 roku). Nigdy nie powiedziała o Janie złego słowa.
"Była jego dobrym duchem. Jedyną kobietą, którą naprawdę kochał. (...) Emanowała z niej serdeczna, ciepła miłość - opiekuńcza, matczyna. Prawdę powiedziawszy, jeśli chodzi o kobiety, Jan Himilsbach miał w życiu wielkiego farta" - twierdzi autorka książki "Jan Himilsbach i jego czasy".