Jan Gałązka: Największą miłością Walendziaka z "Czterdziestolatka" była... drewniana lalka!
Jan Gałązka, czyli niezapomniany Antoni Walendziak z „Czterdziestolatka”, przez całe swoje dorosłe życie nigdzie nie ruszał się bez Bartka – kukły, którą traktował jak syna. Niewiele osób wie, że aktor był... brzuchomówcą i latami jeździł z Bartkiem po Polsce z własnym programem estradowym. Tak bardzo kochał swą drewnianą lalkę, że zażyczył sobie nawet, aby - gdy umrze - włożono ją do jego trumny i pochowano razem z nim!
W tym roku minęło dokładnie 40 lat od śmierci Jana Gałązki - wybitnego aktora charakterystycznego, którego niezwykłą umiejętnością było mówienie bez otwierania ust. Reżyser Jerzy Gruza wspominał w swej książce "Telewizyjny alfabet wspomnień", że Gałązka uwodził publiczność głosem, który potrafił zmieniać w mgnieniu oka, oraz minami, które robił dzięki nieprawdopodobnie plastycznej twarzy.
- Był to po prostu facet nie z tej ziemi. Brzuchomówca i parodysta, człowiek z twarzą jak z gumy - napisał o nim twórca "Czterdziestolatka".
Jan Gałązka był przede wszystkim aktorem teatralnym i artystą estradowym. W 1951 roku ukończył warszawską Państwową Szkołę Dramatyczną Teatru Lalek, a dwa lata później zdał w Krakowie egzamin eksternistyczny dla aktorów dramatu. Zanim w 1974 roku Jerzy Gruza zaproponował mu rolę Walendziaka - sąsiada Madzi i Stefana Karwowskich (Anna Seniuk i Andrzej Kopiczyński) - w "Czterdziestolatku", zagrał tylko w jednym filmie i jednym spektaklu Teatru Telewizji.
Popularność przyniosły Gałązce występy w reżyserowanym przez Gruzę cyklicznym programie telewizyjnym "Poznajmy się". Był mistrzem parodii i potrafił owinąć sobie wokół małego palca nawet... cenzorów.
Jan Gałązka zdobył sławę jako opiekun drewnianego Bartka, z którym objeździł Polskę wzdłuż i wszerz. Wszędzie, gdzie występowali, przyjmowani byli owacjami, a podczas ich koncertów widzowie wręcz pękali ze śmiechu.
Gałązka od najmłodszym lat był kawalarzem i psotnikiem. Uwielbiał robić sobie żarty z ludzi, a że los uczynił go brzuchomówcą, miał ułatwione zadanie...
Odtwórca roli Walendziaka w kultowym "Czterdziestolatku" miał zaledwie 22 lata, gdy skończyła się II wojna światowa. Mieszkał w ruinach zrównanej z ziemią Warszawy, a jego ulubionym zajęciem było udawanie głosów... przysypanych gruzami ludzi. Stał na ulicy i różnymi głosami wołał o pomoc, kopiąc - dla wzmocnienia efektu - w rurę kanalizacyjną. Przypadkowi przechodnie rzucali się z gołymi rękami rozgrzebywać rumowisko. Gdy w końcu przyznawał, że to tylko żart, zdarzało mu się dostać tęgie lanie.
Pewnego razu, tuż przed występem z Bartkiem na jednej z mazurskich wsi, podczas nabożeństwa majowego uklęknął przed stojącą w przydrożnej kapliczce figurą świętego Józefa i - oczywiście bez poruszania ustami - krzyczał do modlących się razem z nim rolników, że muszą wybudować drogę, bo inaczej artyści z Warszawy już nigdy do nich nie przyjadą. Kiedy rok później znów zawitał do wsi, z satysfakcją odnotował, że prowadzi do niej nowiutka droga.
Jan Gałązka całe swoje życie podporządkował estradzie. Role w filmach i serialach, jakie zagrał w ciągu trwającej 30 lat kariery, można policzyć na palcach jednej ręki.
Dziś jest niemal kompletnie zapomniany, a w pamięci widzów żyje jednie dzięki Walendziakowi z "Czterdziestolatka"...