"Jak rozpętałem II wojnę światową": 45 lat minęło...
Druga wojna światowa na wesoło? - W latach 60. mój pomysł nie spotkał się z aprobatą środowiska filmowego. Nikogo nie interesowały przygody Franka Dolasa. Bałem się, że ten film w ogóle nie powstanie. A szkoda, bo wtedy nikt nie zobaczyłby, jak świetnym aktorem jest Marian Kociniak - zwierza się reżyser Tadeusz Chmielewski.
Co ciekawe, aktor otrzymał tę rolę w ostatniej chwili, niejako rzutem na taśmę. - Nie brałem udziału w zdjęciach próbnych. Reżyser wypatrzył mnie na deskach Teatru Ateneum, gdzie występowałem przez pół wieku - opowiada Marian Kociniak.
- Nie pracowałem wcześniej z Marianem, dlatego nie wiedziałem, czy to rola dla niego. Gdy jednak usiedliśmy naprzeciwko siebie, od razu między nami zaiskrzyło - dodaje Tadeusz Chmielewski. Po spotkaniu aktor otrzymał nie tylko zapewnienie, że zagra Franka Dolasa w trzyczęściowej komedii "Jak rozpętałem drugą wojnę światową", ale też wyszedł z powieścią Kazimierza Sławińskiego "Przygody kanoniera Dolasa", na podstawie której powstał scenariusz.
- Zabawne jest to, że reżyser lojalnie uprzedził mnie, że to kiepska książka, ale nasz film na pewno będzie świetny. I nie mylił się - śmieje się Kociniak.
- Potem, gdy udało nam się domknąć obsadę, musieliśmy znaleźć fundusze i odpowiednie plenery - wspomina reżyser.
- Postanowiłem wykorzystać to, że w 1969 kwitła współpraca między kinematografią polską a radziecką. Dzięki niej udało mi się załatwić zdjęcia w Baku, Jałcie na Krymie, w Soczi. Skoro Franek Dolas przemierzył pół świata, by w końcu wrócić na łono ojczyzny, nie mogliśmy wszystkich ujęć kręcić w Polsce. Chociaż uważam, że Pustynia Błędowska doskonale "zagrała" Saharę, a zbocze Doliny Chochołowskiej: przejście graniczne z Jugosławią.
Sukces serialu nie byłby jednak możliwy, gdyby nie doskonały scenariusz i postać Franka Dolasa, brawurowo zagrana przez Mariana Kociniaka. - Franek był mi bardzo bliski. Uśmiechnięty, zaradny, urodzony optymista. Nigdy nie załamywał rąk - przyznaje aktor.
- Ta rola jednak była moim przekleństwem, bo nikt nie pamięta już moich dokonań teatralnych, a Franka kochają kolejne pokolenia widzów. Nawet czwórka moich wnucząt jest ze mnie dumna. Mnie cieszy też to, że ludzi nadal śmieszą powiedzonka Franka Dolasa: "Ludzie zwariowałem, pieniądze rozdaję", "Rany Julek, znowu narobiłem bigosu", czy "Za mną bracie nie zginiesz, bo ja jestem dziecko szczęścia"... Mało osób zdaje sobie sprawę, że podczas rocznego kręcenia tego filmu zdarzały się momenty, gdy myślałem, że zrezygnuję z roli. Otóż na statku w Jałcie uległem nieszczęśliwemu wypadkowi, który unieruchomił mnie na ponad miesiąc. Nie mogłem chodzić, ani nawet stać. W szpitalu w Odessie lekarze zamiast postawić mnie na nogi, tak mnie leczyli, że bałem się, iż mnie uśmiercą, np. zarazili mnie półpaścem.
- Wybrnęliśmy z tego w ten sposób, że w czasie kontuzji Marian był filmowany na zbliżeniach. Tak naprawdę poważne kłopoty sprawiali nam... statyści, zwłaszcza Azerowie w Baku, którzy nie chcieli mówić po rosyjsku i nigdy nie słuchali moich poleceń - uzupełnia reżyser.
Chociaż film został podzielony na trzy ponad godzinne części, to 45 lat po emisji jego twórcy nadal czują pewien niedosyt.
- Chociaż jestem dumny z tej serii, to tak po prawdzie historia powinna mieć swój finał w Berlinie. Skoro Franek rozpętał wojnę, powinien ją też zakończyć - tłumaczy Tadeusz Chmielewski.
- Obawiam się, że wtedy musielibyśmy nakręcić jeszcze jedną część. Mnie odpowiada, że Franek kończy swoją wędrówkę w Polsce, w ramionach mojej bohaterki Teresy. Wrócił do Polski, zakochał się w atrakcyjnej dziewczynie, czego chcieć więcej - pyta Joanna Jędryka.
- To zakończenie jest odpowiednie. Cieszy mnie to, że ten film, dzięki staraniom Polonii amerykańskiej, doczekał się "pokolorowania" - dodaje Marian Kociniak.
Oprac. msob