Gwiazda PRL-u porzuciła karierę dla chorego męża
Część znanych osób stało przed trudnym wyborem: sława czy miłość. Gdy wschodząca gwiazda PRL-u stanęła przed podobną decyzją, nie musiała się długo zastanawiać. Słowa przysięgi małżeńskiej znaczyły dla niej więcej niż kariera.
Urodzonej w 1957 roku Ninie Gocławskiej przepowiadano ogromną karierę. Zachwycała urodą, talentem i gracją. Od dzieciństwa chciała zostać tancerką, chociaż jej rodzice woleli by została lekarzem. "Kiedy szłam na wstępny egzamin, cała rodzina miała nadzieję, że mnie nie przyjmą. Życie baletnicy trąciło mojej babci półświatkiem. Krzyczała na mamę: Teresa, bój się Boga, z córki fordancerkę zrobisz!" - wspominała po latach.
Ostatecznie ukończyła Szkołę Baletową w Warszawie. Najpierw dołączyła do zespołu cygańskiego Roma, później do zespołu Mazowsze. W 1980 roku na stałe związała się z warszawskim Teatrem Syrena. Na początku lat 80. wyszła za mąż, a jej kariera zaczęła się rozwijać.
W 1981 roku zagrała rolę Małgorzaty Czarneckiej, stewardessy, w serialu "07 zgłoś się". Jej rola miała zostać rozwinięta, ale zakończyła się na dwóch odcinkach. Aktorka zaszła w ciążę i postanowiła skupić się na wychowaniu córki oraz chorym mężu. Po przerwie wróciła na deski teatru. Tam wypatrzyła ją Nina Terentiew, która postanowiła zrobić z niej gwiazdę. Zaproponowała jej stanowisko prezenterki w "Pięknych i wspaniałych".
Gocławska nazywana była "Panią Małgosią", a teksty dla niej pisała Maria Czubaszek. Dzięki występowi w programie zdobyła dużą popularność. Zaczęła prowadzić imprezy branżowe. Mimo wielu sukcesów na koncie nadal pozostała skromną kobietą, dla której najważniejsza była rodzina. "Z dnia na dzień program zdobył ogromną popularność. Nigdy nie umiałam poczuć się jak gwiazda. Nie było zresztą na to czasu" - mówiła w wywiadzie dla "Życia Warszawy".
Niestety, z czasem stan jej męża zaczął się pogarszać. W 1996 roku zakończyła karierę telewizyjną i każdą wolną chwilę poświęcała mężowi. "Kiedy choroba męża się zaostrzyła, musiałam zrezygnować nawet z chałtur. Nie byłam nieszczęśliwa, bo go bardzo kochałam. Nawet po zakupy nie mogłam wyjść, odpowiedzialna za każdą minutę życia mojego męża. Co trzy godziny robiłam mu dializy. Spędzałam przy jego łóżku całe dni" - przyznała w jednym z wywiadów.
Nigdy nie żałowała porzuconej sławy. Poślubiając ukochanego wiedziała, że jest ciężko chory. Nie było to dla niej przeszkodą, ponieważ łączyła ich prawdziwa miłość. Rodzina zawsze była dla niej najważniejsza. Po śmierci męża była zdruzgotana, ale mogła liczyć na wsparcie najbliższych. Wkrótce potem odeszli również jej ojciec oraz teściowa.
Nina Gocławska nawet w najgorszej z chwil starała się odnaleźć coś dobrego. "A czy mam jakiś powód, żeby się załamywać? Jestem zdrowa, mam wspaniałą córkę i przyjaciół, których bardziej cenię niż myśl o nowym związku. Jestem w czepku urodzona. Dziecko szczęścia" - mówiła w "Życiu Warszawy".
Skupiła się na córce oraz pracy. W 2008 roku na Gocławską spadł kolejny cios. Podczas rutynowych badań lekarze zdiagnozowali u niej chorobę nowotworową. Aktorka walczyła do samego końca. Odeszła 18 marca 2009 roku. Miała zaledwie 51 lat.