"Czarne chmury": Buntownik
– Zrezygnowałem z teatru, bo UB „obsadzało” mnie wyłącznie w roli... halabardnika, więc wolałem rolę niezależnego działacza opozycji. Widocznie los chciał, bym robił w życiu coś innego, bardziej pożytecznego – mówi Maciej Rayzacher, którego zapamiętaliśmy jako śmiertelnego wroga pułkownika Dowgirda z „Czarnych chmur”.
Rola okrutnego kapitana Knothe, którego zagrał w kultowym serialu Andrzeja Konica, nie była jak sam przyznaje - "wielką psychologią", przed zdjęciami nie drążył jej jakoś specjalnie z reżyserem. Aktorowi przyniosła dużą popularność i nawet dziś, po czterdziestu latach od premiery, niektórzy fani serialu rozpoznają go na ulicy. - Trochę mnie to dziwi, bo przecież teraz wyglądam inaczej. Mój bohater to postać jednoznacznie negatywna, wulgarny typ, słowem czarny charakter, stąd chyba łatwiej go było zapamiętać - żartuje aktor, społecznik i działacz opozycji w okresie PRL, wielokrotnie zatrzymywany i internowany w czasie stanu wojennego.
Jest aktywny, działa we Wspólnocie "Chleb Życia" Małgorzaty Chmielewskiej i Polskim Związku Niewidomych, gdzie nagrywa specjalne audiobooki. - Dlatego nie dziwiło mnie, że po emisji serialu, który okazał się olbrzymim hitem, spotykały mnie różne, dość zabawne afronty. Doszło nawet do tego, że w sklepiku, gdzie codziennie kupowałem świeże mleko, pani Jadzia nie chciała mi go sprzedać, bo ścigałem jej ukochanego pułkownika Dowgirda! - uśmiecha się na to wspomnienie pan Maciej, od siedmiu lat na zasłużonej emeryturze.
Z żoną Jolantą mieszka na warszawskiej Ochocie, w tym samym miejscu, w którym w latach siedemdziesiątych prowadził niezależne wydawnictwo fonograficzne i rozprowadzał nielegalne wydawnictwa. - Owszem, działalność opozycyjna wpłynęła na moje życie zawodowe, ale nie żałuję, że odszedłem z teatru. Zrobiłem to bez żalu, nie ubolewałem, że miałem zakaz występów w filmach i telewizji. Kiedy odchodziłem w 1980 roku, dyrektor Zygmunt Hübner dał mi do zrozumienia, że drzwi teatru będą dla mnie zawsze otwarte. Ja jednak już nie wróciłem, pochłonęły mnie zupełnie inne sprawy. W moim mieszkaniu odbywały się tajne wykłady Latającego Uniwersytetu, występowałem w kościołach czytając poezje Czesława Miłosza, przez jakiś czas żyliśmy z dwójką dzieci z pensji żony - wspomina swoją walkę z systemem i jej poważne konsekwencje...
- W połowie lat osiemdziesiątych zostałem zatrudniony jako instruktor w jednym z warszawskich Domów Małego Dziecka, gdzie dla grupy niepełnosprawnych maluchów organizowałem zajęcia teatralne. To tam spotkał trzyletnią Marysię i został jej prawnym opiekunem. - Dziś ma już trzydzieści lat, ale ciągle jest u nas na święta, wakacje i w weekendy - mówi Maciej Rayzacher, który po 1989 roku zaangażował się m.in. w działalność pomocy Polakom na Wschodzie. - Aktorstwo mi odpłynęło, nie miałem na to czasu - tłumaczy aktor, który został społecznikiem.
Artur Krasicki