Barbara Horawianka już 70 lat kocha aktorstwo... bez wzajemności!
Barbara Horawianka, czyli laborantka Maria Jarosz z pierwszej polskiej telenoweli „W labiryncie” i niezapomniana Anne-Marie Elken ze „Stawki większej niż życie”, świętuje w tym roku 70-lecie pracy artystycznej. - Jeszcze chciałabym sobie pograć, ale równocześnie ogarnia mnie lęk, bo w moim wieku czuję się bardzo różnie – mówi aktorka. Dodaje też, że dziś coraz ciężej wstać jej z łóżka...
Barbara Horawianka ma na swoim koncie mnóstwo wybitnych kreacji, ale - jak sama twierdzi - nie została... wykorzystana do końca, bo zawsze brakowało jej odwagi, żeby walczyć o role.
- Nie mam pretensji czy ambicji... Może bierze się to stąd, że nie uważam się za objawiony talent. Zawsze mówię, że w moim przypadku aktorstwo to miłość bez wzajemności. Spotkały mnie rzeczy wspaniałe, ale też momenty bardzo przykre. Wiele rzeczy mnie ominęło - powiedziała w wywiadzie tuż po otrzymaniu tytułu Heroiny Polskiego Kina 2013.
W pamięci telewidzów Barbara Horawianka zapisała się przede wszystkim jako Anne-Marie Elken, czyli jedna z kobiet Hansa Klossa. Wcieliła się w nią najpierw w spektaklu "Stawka większa niż życie", a później w jednym z odcinków serialu o przygodach agenta J-23.
- Nie wszyscy wiedzą, że zrealizowaliśmy jeszcze jeden, także z moim udziałem, odcinek "Stawki", który nie został włączony do emisji. Akcja rozgrywała się już po wojnie w Szwajcarii. Spotykam się tam z Klossem, nawet nawiązuje się między nami jakaś nić więcej niż sympatii i decydujemy, że dalej będziemy pracować w wywiadzie - wspomina.
Udział w "Stawce większej niż życie" otworzył przed Barbarą Horawianką drzwi do kariery... femme fatale polskich seriali, a także sprawił, że zaczęła być przez reżyserów postrzegana jako idealna kandydatka go grania czarnych charakterów. Aktorka żartuje, że do dziś spotyka się z opinią, że większej zołzy niż ta, którą zagrała w "Daleko od szosy", można ze świecą szukać!
- Okrutna i obrzydliwa Wiesława Popławska (matka Ani - przypis red.) ciągle odbija mi się czkawką. Ludzie wypominają mi, że taka jestem sympatyczna, a taką paskudną kobietę grałam - mówi.
Ogromną popularność przyniosła Barbarze Horawiance rola laborantki Marii Jarosz w telenoweli "W labiryncie".
- To był pierwszy taki serial w polskiej telewizji. Mój mąż, Mieczysław Voit, też tam grał, ale zmarł w trakcie kręcenia zdjęć - opowiada aktorka.
Po śmierci Mieczysława Voita (niezapomniany profesor Ryszard Dąb-Rozwadowski z kultowego serialu Stanisława Barei "Alternatywy 4") Barbara Horawianka na pewien czas bardzo ograniczyła swoją aktywność zawodową.
Zrezygnowała z etatu w stołecznym Teatrze Polskim, w ciągu kolejnych dziesięciu lat zagrała zaledwie kilka ról w spektaklach Teatru Telewizji. Dopiero w 2001 roku wróciła do pracy na pełny etat - dostała wtedy zaproszenie do wcielenia się w Jadwigę Zduńską w "M jak miłość".
Po raz ostatni mieliśmy okazję oglądać Barbarę Horawiankę na małym ekranie w 2016 roku jako Irenę Aleksandrowicz, czyli babcię Agaty Woźnickiej (Emilia Komarnicka) w "Na dobre i na złe".
Aktorka, która w maju świętować będzie 91. urodziny, a wkrótce potem 70-lecie pracy artystycznej, nie kryje, że chciałaby jeszcze kiedyś stanąć przed kamerą, ale zdaje sobie sprawę, że jest już w wieku, który... mocno ją ogranicza.
- Czasem budzę się rano i nie mam siły, żeby wstać. Wstaję jednak i jakoś idzie - powiedziała niedawno.