Andy Hallett: Ulubieniec widzów zmarł przedwcześnie. Miał zaledwie 33 lata
Serial "Buffy: Postrach wampirów" był jednym z największych serialowych hitów przełomu XX i XXI wieku. Na fali popularności powstał spin-off "Anioł ciemności". W serialu pojawiło się wiele ciekawych postaci, a jedną z nich był m.in. Lorne. W rolę zielonego demona wcielił się Andy Hallett. Aktor stał się ulubieńcem widzów. Jego karierę przerwała nagła śmierć.
O karierze w show-biznesie marzy wiele osób. Tak naprawdę nielicznym udaje się przebić do pierwszej ligi gwiazd. Są też tacy, których droga na szczyt została niespodziewanie przerwana. Aktor i piosenkarz Andy Hallett miał zaledwie 33 lata, gdy zmarł niespodziewanie.
Andy Hallett urodził się 4 sierpnia 1975 roku w Osterville jako syn Lori Hallett i Dave’a Halletta. Od dziecka uwielbiał występować i śpiewać, przez co był wyśmiewany przez swoich rówieśników. Młody Andy po szykanach zupełnie przestał rozwijać swoją pasję. Wszystko zmienił koncert Patti LaBelle, która zaprosiła na scenę kilka osób z widowni. Wśród nich był również Hallett. Zaśpiewał razem z nią "Lady Marmalade". Występ piosenkarza-amatora zaskoczył nie tylko widownią, ale też samą LaBelle. "To jest biały chłopiec z duszą" - miała powiedzieć artystka. "To było wydarzenie, które zmieniło moje życie" - mówił później aktor.
Po ukończeniu szkoły przeprowadził się do Los Angeles, gdzie zaczął pracę jako goniec w jednej z agencji. Z czasem został asystentem Kai Cole, żony Jossa Whedona twórcy serialu "Buffy: Postrach wampirów". Andy Hallett wystąpił nawet w jednym z odcinków produkcji w epizodycznej roli. Nie przypuszczał jednak, że kiedyś zagości na planie filmowym na dłużej. To śpiew był jego prawdziwą pasją, nie wiązał więc żadnych większych nadziei z aktorstwem.
Pod koniec lat 90. Whedon na fali popularności swojego serialu rozpoczął prace nad spin-offem "Buffy", w którym postanowił opowiedzieć losy popularnego Anioła (Angel). W "Aniele ciemności" producent zebrał dobrze uzupełniającą się obsadę i stworzył produkcję, która całkowicie różniła się od przygód pogromczyni. Serialowy Angel próbuje naprawić swe błędy pomagając ludziom jako prywatny detektyw zajmujący się sprawami paranormalnymi. Przez pięć sezonów w serialu pojawiło się wiele ciekawych i kolorowych postaci.
Demon Lorne bez wątpienia był jednym z ulubieńców widzów. Zielony demon prowadził bar karaoke. Twórcy serialu do tej roli wybrali właśnie Halletta. Nie wszyscy jednak wiedzą, że początkowo postać demona nie występowała w scenariuszu. Pewnego dnia producent i jego żona przypadkiem zobaczyli występ Halletta w jednym z klubów karaoke. Zrobił on tak duże wrażenie na Whedonie, że postanowił stworzyć dla niego nową postać.
"Joss stworzył ideę bon vivanta, który potrafi czytać w myślach ludzi, kiedy śpiewają. Przeprowadziliśmy casting z Andym, ponieważ to właśnie na nim została oparta ta postać. Był najlepszą osoba, którą wtedy przesłuchiwaliśmy" - wspominał David Greenwalt współtwórca serialu "Angel".
Tak Andy Hallett został rogatym, zielonoskórym demonem imieniem Lorne, który potrafił przewidywać przyszłość klientów biorących udział w karaoke w jego barze. Początkowo miał być to występ gościnny, jednak jego postać szybko stała się ulubieńcem fanów. Ostatecznie zagrał w 76 ze 110 odcinków serialu. Żeby wcielić się w rolę demona, Hallett musiał przed każdym dniem zdjęciowym dwie godziny spędzić na charakteryzacji. Nigdy jednak na to nie narzekał. Był szczęśliwy, że może spełniać swoje marzenia. Wiedział, że nie każdemu jest to dane.
Chociaż była do dla młodego piosenkarza pierwsza, poważna aktorska rola, to odnalazł się w niej fantastycznie. Znakomicie dogadywał się z obsadą i podobnie jak jego serialowa postać, był duszą towarzystwa na każdej imprezie. Serial "Angel" zakończył się w 2005 roku. Wydawało się, że teraz Hallett na dobre zwiąże się z aktorstwem. Niestety, stało się inaczej. Kilka tygodni po zakończeniu zdjęć, aktor doznał ostrej infekcji zębów, która rozprzestrzeniła się przez krwioobieg do jego serca i doprowadziła do kardiomiopatii. Aktor spędził kilka dni w szpitalu, ale już nigdy nie wrócił do pełni zdrowia.
Nie chcąc jeszcze bardziej nadwyrężać osłabionego organizmu, porzucił marzenia o karierze aktorskiej. Skupił się za to na swojej pierwszej pasji - śpiewaniu. Nie stracił jednak pogody ducha. Często spotykał się z fanami i brał udział w konwentach związanych z serialami "Buffy" oraz "Angel". Jednak jego zdrowie nadal się pogarszało. W ciągu pięciu lat po pierwszej hospitalizacji do szpitala trafiał jeszcze trzy razy. 29 marca 2009 roku zmarł na niewydolność serca. Andy Hallett miał wtedy zaledwie 33 lata. Do samego końca był przy nim jego ojciec.