"Alternatywy 4": Ten serial wciąż bawi
Kultowe seriale
W szarej i uciążliwej codzienności PRL Stanisław Bareja umiał jak nikt inny dostrzec śmieszność. Tamta epoka minęła, a serial "Alternatywy 4" wciąż bawi.
Kartki na mięso, talony na benzynę i wszechobecne kolejki po wszystko. Blokowa solidarnośći codzienna walka o odrobinę normalności w PRL-owskiej rzeczywistości. W programie "Alternatywy 4, czyli jak się robi kultowy serial" o kulisach powstawania legendarnej produkcji opowiedzą odtwórcy głównych ról: Bożena Dykiel, Jerzy Kryszak, Kazimierz Kaczor i Witold Pyrkosz.
Zrealizowany w 1983 r. dziewięcioodcinkowy serial, wyśmiewający absurdy codzienności PRL, w wyniku ingerencji cenzury przeleżał na półce ponad trzy lata. Po raz pierwszy wyemitowano go pod koniec 1986. Wielu krytyków, wiedząc, że tak zwanej "władzy" serial nie może przypaść do gustu, zarzucało mu brak spójności, słabą konstrukcję fabuły i chaotyczny montaż. Za to widzowie znakomicie przyjęli opowieść o perypetiach mieszkańców tytułowego bloku na warszawskim Ursynowie.
- Zaczynaliśmy zdjęcia w bardzo trudnych czasach, we wrześniu 1981 roku. Na sklepowych półkach nie było nic, po prostu bieda z nędzą - wspomina Bożena Dykiel, serialowa żona znienawidzonego przez wszystkich dozorcy domu, Stanisława Anioła (Roman Wilhelmi).
- Miałam zagrać jedną z lokatorek, już nie pamiętam którą, ale podczas jednej z prób, gdy czytaliśmy scenariusz, Staszek Bareja powiedział do mnie: "Wiesz Bożena, Anioł musi mieć jednak żonę. Jeszcze jej nie napisałem, ale zaraz to zrobię. Czy nie chciałabyś jej zagrać?". W ten sposób powstała niezapomniana postać Aniołowej - opowiada aktorka, która sama wymyśliła swoje serialowe pseudo "Miećka".
- Wczesnym rankiem trzynastego grudnia 1981 roku miałem pojawić się na planie, lecz wprowdzenie stanu wojennego spowodowało przerwanie pracy. Niedługo potem zdjęcia wznowiono, a argument był taki, że skoro podpisaliśmy umowy, nie można z nich, ot tak, zrezygnować. Kręciliśmy więc nadal, choć podejrzewam, że gdyby cenzura wiedziała, jak bardzo aluzyjny będzie to serial, oczywiście nie w sensie politycznym, a społecznym i obyczajowym, z pewnością by z niego szybko zrezygnowano - mówi Kazimierz Kaczor, który z Jerzym Kryszakiem stworzył arcyzabawny duet antagonistów.
- Owszem, zdarzały się przestoje w trakcie zdjęć. Cenzorzy nie próżnowali i często trzeba było zmieniać tekst. Poprawki wymagały czasu, poza tym nie było takich komunikacyjnych ułatwień jak dzisiaj. Dlatego należało zawieźć tekst do scenarzystów, poczekać na jego nową wersję i z powrotem przywieźć na plan - potwierdza kłopoty z cenzurą Jerzy Kryszak i dodaje, że niektóre ze scen kręcono w dwóch wersjach: zaakceptowanej przez czynniki wyższe oraz tej pierwotnie zawartej w scenariuszu.
- Nawet podczas pracy na postsynchronach, czyli podkładaniu głosu postaci po nakręconych już zdjęciach, zmienialiśmy poszczególne zdania i wyrazy, aby spełnić wymagania komisji kolaudacyjnej - uśmiecha się Kazimierz Kaczor.
- Pamiętam, jak po kilku dniach zdjęciowych zaproponowałem reżyserowi, aby mój Balcerek zmienił głos. Chciałem mówić z charakterystycznym warszawskim akcentem, chrypką w stylu Jana Himilsbacha. Problem w tym, że nakręciliśmy już kilka scen. Na co Bareja, któremu pomysł bardzo się spodobał, roześmiał się i powiedział: "A kto to zauważy!" - przypomina sobie Witold Pyrkosz i dodaje, że za rolę w "Alternatywy 4" ówczesny szef telewizji obdarował go dyplomem dla "najsympatyczniejszego serialowego lumpenproletariusza".
- Kiedyś nazwałam Staszka Bareję "kronikarzem naszej ludowej ojczyzny". To dzięki niemu wiemy, jak wówczas się żyło, jakie problemy mieliśmy. Oczywiście te serialowe historie są nieco przerysowane, ale naprawdę tylko odrobinę - mówi Bożena Dykiel.
KRAS