Kultowe seriale
Ocena
serialu
8,2
Bardzo dobry
Ocen: 10123
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

Aleksandra Zawieruszanka nie chciała grać w byle czym!

Aleksandra Zawieruszanka, czyli niezapomniana Edyta Lausch ze "Stawki większej niż życie" i Badurowa z "Dyrektorów", w ciągu ostatnich 25 lat przyjęła zaledwie jedną rolę - gościnny epizod w 229. odcinku "Na dobre i na złe". Aktorka świadomie zrezygnowała z kariery, bo - jak mówi - nie chciała grać... ogonów.

Lada moment minie dokładnie 60 lat od premiery pierwszej komedii Stanisława Barei "Mąż swojej żony", w którym swą debiutancką rolę filmową zagrała Aleksandra Zawieruszanka - świeżo wtedy upieczona absolwentka warszawskiej szkoły teatralnej. Gdy 4 kwietnia 1961 roku film wszedł na ekrany, 24-letnią aktorkę wcielającą się w spritnerkę Jadwigę Fołtasiównę-Karcz okrzyknięto nadzieją polskiego kina...

Aleksandra Zawieruszanka miała wszystko, co potrzebuje kandydatka na gwiazdę - talent, urodę, wdzięk... Brakowało jej tylko pewności siebie. Jako nastolatka nie wierzyła, że może zrobić karierę aktorską, bo uważała, że ma przeciętną urodę, więc po prostu się nie przebije.

Reklama

Po maturze postanowiła studiować polonistykę, ale w ostatniej chwili zmieniła zdanie i zgłosiła się na egzamin do stołecznej PWST. Wystarczyła jej zaledwie chwila, by rzucić komisję na kolana. Żaden z egzaminujących ją profesorów nie miał wątpliwości, czy zasługuje na indeks. Fakt, że dostała się na studia aktorskie za pierwszym podejściem, dodał jej skrzydeł.

Po dyplomie od razu dostała angaż w Teatrze Narodowym, na scenie którego w 1960 roku - w przedstawieniu "Widok z mostu" - wypatrzył ją Stanisław Bareja. Główna rola w "Mężu swojej żony" otworzyła Aleksandrze Zawieruszance drzwi do wielkiej kariery!

W ciągu zaledwie kilku lat po debiucie miała już na swoim koncie mnóstwo wybitnych kreacji teatralnych, ale... brakowało jej szczęścia do filmu i telewizji. Zagrała co prawda w kultowej "Rzeczpospolitej babskiej" oraz w serialach "Stawka większa niż życie", "Wakacje z duchami" i "Podróż za jeden uśmiech", ale czuła, że nie są to produkcje, o udziale w jakich marzyła...

- Tak naprawdę, jedyny obraz, jaki cenię z tamtego okresu, to "Walkower" Jerzego Skolimowskiego. Nie jest to film popularny, ale ma jakąś wartość artystyczną. I tu widać, jak rozmija się popularność z tym, co się ceni - wyznała w 2009 roku w rozmowie z "Angorą".

Aleksandra Zawieruszanka nie kryje, że była bardzo wybredna i - zanim decydowała się przyjąć jakąś rolę - dokładnie czytała scenariusz.

- Nie chciałam sprzedawać się w epizodach - twierdzi, pytana, dlaczego na początku lat 70. ubiegłego wieku nagle przestała pojawiać się na ekranie.

- Skoncentrowałam się na teatrze, który, niestety, też mnie zawiódł. Kiedy tylko osiągnęłam wiek emerytalny, odeszłam... - wspomina. 

Aleksandra Zawieruszanka przyznaje, że przez pierwsze trzy lata na emeryturze cieszyła się, że już nic nie musi, ale w końcu zaczęła tęsknić za sceną i publicznością. 

- Przyszedł taki moment, że brakowało mi kontaktu z widzami. W dodatku ciągle spotykałam się z pytaniami, dlaczego już mnie nie ma, dlaczego nie gram - mówi.

Być może rozważałaby powrót przed kamerę, gdyby znalazły się dla niej ciekawe role. Nie była zainteresowana uczestniczeniem w castingach do seriali, nie widziała potrzeby posiadania agenta, który załatwiałby jej zaproszenia na branżowe imprezy... Nie chciała - jak wyznała "Angorze" - dawać swojej twarzy i swojego nazwiska do projektów, które wydawały się jej niewiele warte. 

- Inna sprawa, że nikt się do mnie specjalnie nie dobijał - żartuje.

Po przejściu na emeryturę aktorka tylko raz zdecydowała się stanąć przed kamerą. W 2005 roku zgodziła się zagrać Hankę Sikorską w 229. odcinku "Na dobre i na złe". Do przyjęcia roli przekonało ją... towarzystwo Stanisława Mikulskiego, u boku którego przed laty wystąpiła w "Stawce większej niż życie" jako młodzieńcza miłość Klossa.

- Dużo bardziej niż kariera udało mi się życie prywatne - twierdzi Aleksandra Zawieruszanka.

Aktorka od kilku dekad wierna jest jednemu mężczyźnie - mężowi Zdzisławowi Paprockiemu. Mają syna, a największą ich radością są dorosłe już wnuczęta.

84-letnia Aleksandra Zawieruszanka od dawna nie utrzymuje kontaktu z dawnymi koleżankami i kolegami po fachu.

- Jak się wypada z zawodu, to te kontakty uciekają. Ja wcale za tym nie tęsknię i wcale tego nie żałuję - powiedziała w swym ostatnim wywiadzie i dodała, że dziś chyba nie potrafiłaby się odnaleźć w show biznesie.

- Świat fleszy, popularności, obecności na bankietach... to świat bardzo mi obcy. Nie wiem, czy utrzymałabym się w zawodzie, więc chyba dobrze się stało, że odeszłam na własnych warunkach - stwierdziła legenda PRL-u.

 

Źródło: AIM
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy