Aleksandra Zawieruszanka nie chciała grać w byle czym!
Aleksandra Zawieruszanka, czyli niezapomniana Edyta Lausch ze "Stawki większej niż życie" i Badurowa z "Dyrektorów", w ciągu ostatnich 25 lat przyjęła zaledwie jedną rolę - gościnny epizod w 229. odcinku "Na dobre i na złe". Aktorka świadomie zrezygnowała z kariery, bo - jak mówi - nie chciała grać... ogonów.
Lada moment minie dokładnie 60 lat od premiery pierwszej komedii Stanisława Barei "Mąż swojej żony", w którym swą debiutancką rolę filmową zagrała Aleksandra Zawieruszanka - świeżo wtedy upieczona absolwentka warszawskiej szkoły teatralnej. Gdy 4 kwietnia 1961 roku film wszedł na ekrany, 24-letnią aktorkę wcielającą się w spritnerkę Jadwigę Fołtasiównę-Karcz okrzyknięto nadzieją polskiego kina...
Aleksandra Zawieruszanka miała wszystko, co potrzebuje kandydatka na gwiazdę - talent, urodę, wdzięk... Brakowało jej tylko pewności siebie. Jako nastolatka nie wierzyła, że może zrobić karierę aktorską, bo uważała, że ma przeciętną urodę, więc po prostu się nie przebije.
Po maturze postanowiła studiować polonistykę, ale w ostatniej chwili zmieniła zdanie i zgłosiła się na egzamin do stołecznej PWST. Wystarczyła jej zaledwie chwila, by rzucić komisję na kolana. Żaden z egzaminujących ją profesorów nie miał wątpliwości, czy zasługuje na indeks. Fakt, że dostała się na studia aktorskie za pierwszym podejściem, dodał jej skrzydeł.
Po dyplomie od razu dostała angaż w Teatrze Narodowym, na scenie którego w 1960 roku - w przedstawieniu "Widok z mostu" - wypatrzył ją Stanisław Bareja. Główna rola w "Mężu swojej żony" otworzyła Aleksandrze Zawieruszance drzwi do wielkiej kariery!
W ciągu zaledwie kilku lat po debiucie miała już na swoim koncie mnóstwo wybitnych kreacji teatralnych, ale... brakowało jej szczęścia do filmu i telewizji. Zagrała co prawda w kultowej "Rzeczpospolitej babskiej" oraz w serialach "Stawka większa niż życie", "Wakacje z duchami" i "Podróż za jeden uśmiech", ale czuła, że nie są to produkcje, o udziale w jakich marzyła...
- Tak naprawdę, jedyny obraz, jaki cenię z tamtego okresu, to "Walkower" Jerzego Skolimowskiego. Nie jest to film popularny, ale ma jakąś wartość artystyczną. I tu widać, jak rozmija się popularność z tym, co się ceni - wyznała w 2009 roku w rozmowie z "Angorą".
Aleksandra Zawieruszanka nie kryje, że była bardzo wybredna i - zanim decydowała się przyjąć jakąś rolę - dokładnie czytała scenariusz.
- Nie chciałam sprzedawać się w epizodach - twierdzi, pytana, dlaczego na początku lat 70. ubiegłego wieku nagle przestała pojawiać się na ekranie.
- Skoncentrowałam się na teatrze, który, niestety, też mnie zawiódł. Kiedy tylko osiągnęłam wiek emerytalny, odeszłam... - wspomina.