Kultowe seriale
Ocena
serialu
8,2
Bardzo dobry
Ocen: 10719
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Adam i Ewa": Waldemar Goszcz żył i zginął jak jego idol James Dean

Waldemar Goszcz, czyli niezapomniany Adam Rozdrażewski z "Adama i Ewy", był wielkim pasjonatem życia. W jednym z wywiadów powiedział, że szuka swojego miejsca na ziemi i zrobi wszystko, żeby być szczęśliwym. Niestety, okrutny los zadrwił z niego tak samo, jak pół wieku wcześniej zadrwił z jego idola Jamesa Deana. Gdyby żył, właśnie świętowałby 46. urodziny.

16 lat temu Waldemar Goszcz, aktor "Adama i Ewy" oraz wokalista, podróżował drogą krajową nr 7 Gdańsk-Warszawa w towarzystwie aktora Radosława Pazury i muzyka Filipa Siejki.

Podczas manewru wyprzedzania jego niebieska lancia lybra zderzyła się czołowo z nadjeżdżającym z naprzeciwka fordem escortem. Waldemar Goszcz zginął na miejscu.

Osierocił 6-letnią wówczas córkę, Wiktorię.

Córka zawsze była oczkiem w głowie ojca. Po rozwodzie starał się jej zapewnić jak najlepsze warunki, zabiegał o kontakt z nią. Jego śmierć w 2003 roku była dla dziecka wstrząsem.

Reklama

Wiktoria Goszcz ma obecnie 22 lata i wyrosła na piękną

kobietę. Swoją przyszłość związała z show-biznesem, jednak nie poszła

w ślady taty.

Studiuje psychologię na prywatnej uczelni. Na co dzień zajmuje się modelingiem i całkiem dobrze radzi sobie w branży.

W lutym 2018 roku wzięła udział w pokazie kolekcji "Under Pressure" Macieja Zienia. Jak myślicie, zrobi wielką karierę?

Waldemar Goszcz nigdy nie krył, że jest bardzo ambitny i bardzo pazerny na życie. Zanim jako 19-letni chłopak przyjechał do stolicy, by - jak powiedział - bić się o swoje, mieszkał w niewielkim Wolborzu i marzył o karierze modela. Szczęście bardzo szybko się do niego uśmiechnęło. Właściciel znanej agencji, którego spotkał na ulicy, zaproponował mu pracę i namówił do wzięcia udziału w konkursie "Twarz Roku".

Śliczny chłopiec z reklamy

W 1993 roku Goniek (tak nazywali go przyjaciele) był murowanym kandydatem do zwycięstwa i wygrał. Tytuł "Twarz Roku" otworzył mu drzwi do kariery i zagwarantował mnóstwo lukratywnych kontraktów - reklamował m.in. maszynki do golenia i... chusteczki do nosa, pracował dla domów mody Cerutti i Thierry Mugler. Było pewne, że w końcu upomni się o niego estrada, film i telewizja. 


- W skórze modela nigdy nie czułem się dobrze. Model nie może na wybiegu wyrażać własnych emocji i uczuć, jest bezosobowy, bezimienny. Brak porozumienia z widzami strasznie mnie krępuje... Czuję po prostu, że nie jestem w stanie w żaden sposób dotrzeć do wrażliwości patrzących na mnie ludzi. Jako aktor mam trochę więcej do powiedzenia, ale jestem wyłącznie odtwórcą cudzych pomysłów. Nie mówię własnym tekstem. Najlepiej czuję się w skórze piosenkarza, bo jest to jednocześnie moja skóra - stwierdził w wywiadzie, którego udzielił pod koniec 2002 roku, gdy miał już na swoim koncie rolę w telenoweli "Adam i Ewa" oraz płytę nagraną z zespołem Hi Street i debiutancki album "Waldek Goszcz".

Waldemar Goszcz bardzo nie lubił, gdy nazywano go przystojniakiem. Łatka "ślicznego chłopca z reklamy" była dla niego - jako aktora i wokalisty - obciążeniem.

Czerpał z życia pełnymi garściami

- Ciągle muszę udowadniać, że taki koleś jak ja może mieć coś do powiedzenia, że potrafi śpiewać, a jako aktor umie wyrażać różnorodne uczucia - radość i smutek, cierpienie i miłość - żalił się dziennikarzom.

Goniek - choć miał za sobą nieudaną próbę założenia rodziny (małżeństwo z mamą jego córki Wiktorii przetrwało zaledwie dwa lata) - obiecywał sobie, że po trzydziestce pomyśli o stabilizacji. Najpierw chciał się jednak wyszaleć, czerpać z życia pełnymi garściami...

Latem 2002 roku kupił sobie wymarzony samochód - lancię combi. Uwielbiał szybką jazdę. Wierzył, że los zawsze będzie mu sprzyjał i nie spotka go to, co kiedyś spotkało jego idola Jamesa Deana. 24 stycznia 2003 roku wracał z dwójką znajomych z występów nad morzem. Bardzo śpieszył się do domu. Pędził z prędkością 150 kilometrów na godzinę. Podczas manewru wyprzedzania busa jego lancia zderzyła się z nadjeżdżającym z naprzeciwka fordem... Waldemar Goszcz był jedyną śmiertelną ofiarą wypadku. Osierocił 6-letnią wówczas córkę.

Gdyby żył, w sobotę 14 grudnia świętowałby 46. urodziny. Jego znajomi wspominają, że był... wulkanem energii, żył bardzo szybko i intensywnie, a zginął jak James Dean, którego podziwiał i który był jego ulubioną gwiazdą filmową. 




Agencja W. Impact
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy