Adam Hanuszkiewicz nie żyje!
Adam Hanuszkiewicz, jeden z najwybitniejszych współczesnych reżyserów i aktorów, zmarł w niedzielę, 4 grudnia, w Warszawie. Miał 87 lat. Grał także w serialach, między innymi: "Przedwiośnie", "Żołnierz zwycięstwa" oraz "Marzenia do spełnienia".
"Adam Hanuszkiewicz to jedna z najwybitniejszych postaci teatru XX wieku w Polsce. Tkwiąc w sercu tradycji narodowej umiał ją pokazać w sposób atrakcyjny, często się z nią kłócąc" - powiedział prezes ZASP, aktor Olgierd Łukaszewicz.
"Hanuszkiewicz był poetą teatru. Znajdował środki artystyczne zaskakujące nas wszystkich. Była w tym pewna nonszalancja - w obchodzeniu się z tradycją narodową, a jednak trafiał w problem, w sedno zmiany, wrażliwości. Umiał wyrażać najistotniejsze nasze sprawy, emocje narodowe. Był jednocześnie prowokatorem intelektualnym, niezwykle gorącym twórcą teatru. Nigdy nie robił teatru obojętnego. Czasami nawet może wydawało nam się, że jego wyobraźnia za bardzo galopuje i chce nas prowokować" - dodał.
Inscenizacje Hanuszkiewicza wzbudzały zachwyt jednych i oburzenie innych. Urodził się w 1924 roku we Lwowie. Debiutował w 1945 roku, w rzeszowskim teatrze, rolą Wacława w "Zemście" Aleksandra Fredry.
W latach 1956-63 był dyrektorem artystycznym Telewizji Polskiej, później dyrektorem teatrów warszawskich: Powszechnego, Narodowego i Nowego.
Był współtwórcą i pierwszym reżyserem naczelnym Teatru TV. W Teatrze Telewizji realizował programowo klasyków wielkiej literatury europejskiej, m.in. Moliera, Williama Szekspira, Fiodora Dostojewskiego, Antoniego Czechowa, Marka Twaina, a także klasykę narodową - od Adama Mickiewicza po Sławomira Mrożka.
Na dorobek artysty składają się też role filmowe. Zadebiutował w roku 1949 rolą Władka w dramacie wojennym "Za wami pójdą inni" (1949) w reżyserii Antoniego Bohdziewicza. Wystąpił też w filmach "Trio" Jerzego Gruzy, "Ręce do góry" Jerzego Skolimowskiego, "Przedwiośniu" Filipa Bajona. Na teatralnych deskach wcielał się m.in. w role Hamleta, Don Juana, Prospera w "Burzy", Tytusa w "Berenice".
W 1951 roku Hanuszkiewicz zadebiutował w roli reżysera, w Teatrze Polskim w Poznaniu, sztuką Leonida Rachmanowa "Niespokojna starość".
W swoich inscenizacjach szukał nowych środków wyrazu. Podczas przygotowanej przez niego inscenizacji "Miesiąca na wsi" po scenie Teatru Małego biegały psy. Jego Kordian, grany przez Andrzeja Nardellego, monolog na Mont Blanc wygłaszał na drabinie, a "Balladyna" była jedną z najsłynniejszych inscenizacji dzieł Słowackiego - odtwórcy postaci Goplany, Chochlika i Skierki jeździli po scenie na nowoczesnych hondach.
Teatr Hanuszkiewicza często budził kontrowersje; miał swoich gorących wielbicieli, jak i zdecydowanych przeciwników. Recenzenci pisali o nim: "odmóżdżacz polskiego teatru", "niszczyciel kultury polskiej", "barbarzyńca w ogrodzie tradycji".
Jednocześnie praca Hanuszkiewicza spotykała się z uznaniem wielu znaczących osobistości świata kultury. "Pan buduje przedstawienie jak symfonię" - powiedział Hanuszkiewiczowi Witold Lutosławski. "Na miejscu innych reżyserów klasyki popełniłbym samobójstwo, bo to się już nie da inaczej, niż ty to robisz, zrealizować" - mówił do Hanuszkiewicza Jan Kott.
Adam Hanuszkiewicz był samoukiem. Nie ukończył, czego żałował, żadnej z artystycznych uczelni. "Na uniwersytetach bywałem wykładowcą, ale nigdy studentem. A uniwersytet człowiekowi jest potrzebny. Student najpierw dowiaduje się na wykładzie, o czym jest Balladyna, a później tak ją czyta, żeby mu się wszystko zgadzało z tym, co mówił profesor. Ja byłem sam" - mówił reżyser.
Za najważniejsze spektakle w swej karierze reżyserskiej sam Hanuszkiewicz uważał "Norwida" i "Wesele" w Teatrze Narodowym. Jak podkreślał w wywiadach prasowych, klasyczne teksty literatury dramatycznej "są najbardziej współczesną literaturą, ale teatr musi ten fakt swoimi przedstawieniami udowodnić".
W czasie stanu wojennego Hanuszkiewicz przyłączył się do aktorskiego bojkotu telewizji. W latach 80. reżyserował w teatrach warszawskich: Ateneum i Studio, na scenach łódzkich i za granicą. Z teatrami w Finlandii współpracował już od lat 70.
W latach 1989-2007 Hanuszkiewicz był dyrektorem Teatru Nowego w Warszawie. Przenosił na scenę klasyczny repertuar polski, wystawił tam m.in. "Balladynę" (1996) Słowackiego, "Wesele" Wyspiańskiego (1998) oraz "Ballady i romanse" według Mickiewicza (1998).
Hanuszkiewicz czterokrotnie się żenił, w tym trzy razy z aktorkami: Zofią Rysiówną, Zofią Kucówną i Magdaleną Cwenówną.
To właśnie Cwenówna odebrała w listopadzie 2008 r. specjalnego Feliksa Warszawskiego, przyznanego Hanuszkiewiczowi. Artysta nie przybył na uroczystość ze względu na złe samopoczucie.
"Jest bardzo wzruszony, bo to nagroda od środowiska" - mówiła Cwenówna, odbierając statuetkę.
"O Adamie Hanuszkiewiczu mogę mówić tylko w samych superlatywach. To był fantastyczny reżyser z niesamowitą wyobraźnią. Umiał tworzyć teatr. U niego nic nie było nudne. W oryginalny sposób pokazywał polską klasykę. Za każdym razem niesamowicie wybiegał do przodu. (...) Adam Hanuszkiewicz stworzył teatr, z którego nie chciało się nam wychodzić. Zawsze po spektaklu spędzaliśmy tam długie godziny. Śmialiśmy się, kłóciliśmy, dyskutowaliśmy. To był żywy teatr. Nikt się nie śpieszył do domu. Był wielkim człowiekiem" - wyznała Bożena Dykiel.
"Adam Hanuszkiewicz prowadził przez wiele lat Teatr Narodowy. Był również jedną z najważniejszych i najbarwniejszych postaci w historii teatru polskiego w ogóle" - powiedział Jan Englert o Hanuszkiewiczu.
"Żył troszkę za wcześnie - bo teatr, który próbował budować tak naprawdę wystartował 10, czy 20 lat po przerwanej aktywności Adama Hanuszkiewicza. (...) Prowadził repertuar jak na owe czasy niezwykle rewolucyjny, odważny. Rewolucja to jest coś, co kończy jedno, a zaczyna coś zupełnie nowego. Adam Hanuszkiewicz nic nie kończył, szukał nowego języka i nowej konwencji do porozumienia się z publicznością tamtych czasów. W młodą publiczność trafił bardzo, miał swoich zwolenników, fanów i niewątpliwie to, co zrobił dla teatru polskiego jest ważne i zostanie w historii teatru" - dodał aktor.
Hanuszkiewicza wspomina także aktor teatralny i filmowy Artur Barciś:
"To był wielki człowiek teatru. Zawdzięczam mu bardzo dużo. Na początku stanu wojennego, gdy straciłem pracę w teatrze, on zaangażował mnie w samym środku sezonu. To się normalnie nie zdarza. Zawsze byłem mu ogromnie za to wdzięczny. To był wspaniały człowiek. Żegnam go z wielkim bólem. Pan Adam Hanuszkiewicz wiele dla mnie znaczył".
Aktorka Edyta Jungowska wyznała, że zawdzięcza Hanuszkiewiczowi bardzo wiele:
"On jako pierwszy uwierzył we mnie i zatrudnił w swoim teatrze. Sekundował mi zawsze, nawet w chwilach mojego błądzenia. Gdyby nie on - nie byłoby mnie. Wraz z jego odejściem tracę bliską osobę. Kochał młodych ludzi. Nie bał się zatrudnić kogoś do roli, po jednym wypowiedzianym przez niego zdaniu i rzadko się mylił. W swoim teatrze potrafił stworzyć zespół ludzi, którzy rozumieli się poza słowami i na długie lata łączyła ich bardzo silna więź. Kochał aktorów z wzajemnością".