50-lecie serialu "Wojna domowa"
Perypetie bohaterów bawią kolejne pokolenia. Konflikty na linii rodzice-dzieci, mimo upływu lat wciąż toczą się o to samo. „Wojna domowa” świętowała 50. urodziny na I Festiwalu Polskich Seriali Telewizyjnych w Elblągu. A my wspominamy początki kultowej produkcji.
Kiedy w październiku 1965 roku serial Jerzego Gruzy pojawił się na ekranie, natychmiast spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem widzów. Zabawna opowieść o losach dwóch warszawskich rodzin borykających się z problemami dorastających nastolatków powstała na kanwie felietonów publikowanych w "Przekroju" przez pisarkę i tłumaczkę Mirę Zientarową.
- Miała dzieci w podobnym wieku i jak każdy rodzic problemy wychowawcze. Swoje przemyślenia oraz rozterki opisywała w poczytnej gazecie, co okazało się doskonałą podstawą do zrealizowania filmu dla młodzieży, jak i rodziców. Zaproponowaliśmy jej napisanie scenariusza - mówi Jerzy Gruza, dla którego jednym z atutów tej produkcji była jego apolityczność.
- "Wojna domowa" nie pokazywała tego, co chcieliby zobaczyć ówcześni decydenci. Brakowało w niej przewodniej siły narodu, czyli partii i tych wszystkich propagandowych haseł, które w tamtym czasie były na porządku dziennym. To oczywiście nie mogło się podobać i kiedy nadarzyła się okazja, zrezygnowano z kontynuacji serialu (powstało tylko 15 odcinków) - wyjaśnia reżyser.
- Pretekstem był sikający w jednym z odcinków na tygodnik "Kultura" pies. Dziś inaczej zrealizowałbym ten serial, przyspieszyłbym na pewno akcję, choć spotkałem się z opinią, że wartością tej produkcji jest właśnie jej powolność. Bo dzięki temu skupia uwagę widza - dodaje Jerzy Gruza.
- Chciałam zabawić telewidzów kosztem drobnych śmiesznostek dnia codziennego - mówiła autorka scenariusza. Satyryczne spojrzenie na PRL-owską rzeczywistość oraz ironiczny obraz obyczajowości tamtych czasów to tylko jeden z głównych powodów olbrzymiej oglądalności "Wojny domowej". Jej siłą była również znakomita gra aktorów. Przekomiczna Irena Kwiatkowska i Kazimierz Rudzki jako rodzice Pawła (Krzysztof Musiał), Alina Janowska i Andrzej Szczepkowski jako wujostwo Anuli (Elżbieta Góralczyk) oraz zbierający suchy chleb dla konia Jarema Stępowski. Rola otrzymana podstępem
- Byłem z tatą na łyżwach na Torwarze, kiedy podszedł do nas drugi reżyser Ryszard Pluciński i zapytał, czy nie przyszedłbym na zdjęcie próbne - wspomina Krzysztof Janczar (wówczas Musiał), serialowy Pawełek.
- Zgodziłem się, wyrecytowałem wierszyk o Pawle i Gawle i przeszedłem do następnego etapu. Ojciec był jednak przeciwny mojej grze w serialu, nawet zażądał od Gruzy, żeby mnie nie angażował. Rzecz w tym, że tato nie nazywał się już Musiał, tylko Janczar, bo przyjął pseudonim teatralny. Na przesłuchaniach pojawiłem się pod swoim nazwiskiem i w ten sposób nikt się nie domyślił, że jestem synem znanego aktora. Kiedy dostałem rolę, ojciec trochę się obraził na produkcję - przyznaje aktor, który za honorarium z "Wojny..." kupił sobie motorower.
- Podkładałem głos pod serialowego Pawła w dwóch piosenkach, do których teksty napisali Wojtek Młynarski i Ludwik Jerzy Kern - zdradza piosenkarz Wojciech Gąssowski.
- Nikt nie wiedział, kto naprawdę śpiewa "Tylko wróć" oraz "Piosenkę o wadach i zaletach", bo moje nazwisko nie pojawiło się w napisach końcowych. Mam o to żal, wprawdzie niewielki, bo serial był uwielbiany przez publiczność - przyznaje artysta.
KRAS