Król
Ocena
serialu
7,4
Dobry
Ocen: 102
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

Arkadiusz Jakubik: "Jest zabawa" [wywiad]

O serialu "Król", życiu Taty Tasiemka, współpracy na planie, kondycji polskich seriali oraz planach zespołu Dr Misio rozmawiamy z Arkadiuszem Jakubikiem, który w produkcji Canal+ wciela się w Jana Kaplicę.

Katarzyna Ulman. Interia: Kim jest Jan Kaplica?

Arkadiusz Jakubik: - To król przedwojennej Warszawy, postać inspirowana prawdziwym gangsterem - Tatą Tasiemka, czyli niejakim Łukaszem Siemiątkowskim, który był uwielbiany przez klasę robotniczą. Warszawska ulica śpiewała o nim piosenki - jest taki numer, który śpiewał Stanisław Grzesiuk, gdzie jest fragment dokładnie o tymże Łukaszu Siemiątkowskim. "Tasiemce powiedzieli, że Helka jest klawa/ że z Helką jest zabawa więc Tata zgodził się/ I Helkę sprowadzili w melinę wtaszczyli/ Tasiemka ujrzał ją i powiedział mowę swą/ Rum Helka rum Helka tyś gruba jest jak belka" i tak dalej.

Reklama

- Polecam również teledysk zespołu Szwagierkolaska Muńka Staszczyka z 2005 roku. Wie pani, kto gra Tatę Tasiemka w tym teledysku? Fantastyczny, charyzmatyczny Leon Niemczyk. Mając takiego kogoś za pierwowzór, to naprawdę z uwagą i pokorą trzeba było podejść do wymyślania Kuma Kaplicy. To jest taki Robin Hood warszawskiej ulicy, który potrafi się pochylić nad tą biedniejszą częścią Warszawy - rozda pieniądze ludziom, którzy ich potrzebują i nakarmi ich, i zaopiekuje się nimi.

- Tak jak mówi zresztą Kaplica - on ma serce po tej właściwej stronie, po lewej. Z jednej strony biblią do stworzenia postaci Kuma była oczywiście powieść Szczepana Twardocha, ale z drugiej strony znalazłem znakomitą książkę Jerzego Rawicza pt.: "Doktor Łokietek i Tata Tasiemka'', gdzie znakomicie opisana jest historia gangstera Siemiątkowskiego. Dzisiaj to ikona przedwojennej Warszawy. Może nawet już ikona popkultury.

Czy są jakieś zasadnicze różnice pomiędzy serialowym, gangsterskim królem Warszawy a tym powieściowym ?

- Zdecydowanie te różnice są ogromne. Szczepan Twardoch przystępując do pracy nad powieścią "Król" na początku był przekonany, i tak też zaczynał pisać, że głównym bohaterem będzie Kum Kaplica. Wydaje mi się, że za bardzo ciążyła mu jednak przeszłość protoplasty, czyli tegoż właśnie Taty Tasiemka, że za bardzo go ograniczała i stąd pomysł, żeby głównym bohaterem była fikcyjna postać Jakuba Szapiro, która po prostu nie nakładała żadnych ograniczeń, obostrzeń Szczepanowi. I dawała też dużo więcej możliwości.

- A czym się różni  Kum Kaplica od Taty Tasiemka? Jest on jednak wytworem wyobraźni autora, tutaj można było sobie na wiele więcej pozwolić. Natomiast dzięki temu, że ja miałem taką właśnie bazę w postaci biografii Łukasza Siemiątkowskiego, zresztą niebywale barwnej, znalazłem tam wiele punktów wspólnych. Mnie o wiele łatwiej było go sobie wyobrazić, naszkicować, skonstruować, bo miałem konkretne rzeczy, do których mogłem się odnieść.

Co najbardziej zaintrygowało w tym scenariuszu i w powieści Szczepana Twardocha?

- Kum Kaplica, oczywiście, to mnie najbardziej zaintrygowało, zaciekawiło. Kiedy aktor dostaje do przeczytania, do lektury scenariusz czy też tekst powieści, to siłą rzeczy, w naturalny sposób najpierw skupia się na swojej postaci, przy drugiej, trzeciej lekturze, oczywiście to już przychodzą zupełnie inne refleksje. Myślę sobie, że to nie pierwszy raz Szczepan Twardoch przywdziewając historyczny kostium taki, a nie inny - czy to w "Królu" czy wcześniej w "Morfinie" - przystawia nam, współczesnym Polakom po prostu zwierciadło. Nic się nie zmieniło. "Król" pokazuje te same mechanizmy działania, takie samo podzielone, spolaryzowane społeczeństwo, te same manifestacje i kontrmanifestacje, walki na ulicach. Tyle tylko, że ta prawa strona się nie za bardzo zmieniła.

- Zmiany nastąpiły na stronie lewej - lewicowa ideologia wiadomo, klasa robotnicza to dzisiejsza klasa średnia, natomiast Żydów prawa strona musiała kimś zastąpić. I dzisiaj ich miejsce zajęła mniejszość LGBT. I te marsze, które spotykają się na ulicach dzisiejszej Warszawy, walczą ze sobą. Szczepan Twardoch przystawia nam to zwierciadło po to, żebyśmy się mogli chwilę nad tą Polską zastanowić. Ile nam brakuje do momentu, kiedy ktoś na tych kontrmanifestacjach wyciągnie broń i zacznie strzelać...

Nastroje we współczesnym polskim społeczeństwie są bardzo zradykalizowane. Biorąc pod uwagę tematykę serialu i właśnie te odbicie współczesności... Jak pan przypuszcza, jakie będą reakcje widzów?

- Mam nadzieję, że reakcje będą dobre. Dla mnie najważniejsza na początku pracy nad Kumem była baza w postaci  znakomitej literatury i świetnej serialowej adaptacji. Warto wspomnieć o "grupie koncepcyjnej" w składzie: reżyser Jan P. Matuszyński z autorem Szczepanem Twardochem, producentami Leszkiem Bodzakiem i Anetą Hickinbotham, którzy wymyślili formułę tego serialu. Powieści nie sposób przełożyć na serial jeden do jednego, jej wielowątkowości. Trzeba było znaleźć pomysł na przetransponowanie tego na język, konstrukcję i dramaturgię serialu filmowego. To raz.

- Potem kolejna grupa, czyli scenarzyści - Dana Łukasińska i Łukasz M. Maciejewski pod przewodnictwem autora powieści. Dlatego o nich wszystkich mówię, bo dla mnie zawsze najważniejszy jest scenariusz. To jest zawsze początek albo koniec rozmowy. Jest takie stare porzekadło amerykańskich producentów: "Z dobrego scenariusza jest szansa, żeby powstał dobry film czy serial; ze scenariusza słabego takiej szansy nie ma".

W ostatnich latach na ekranach pojawiły się takie seriale jak "W głębi lasu", "Rojst".  Teraz mamy "Króla". Czy to będzie kierunek , w którym rozwiną się polskie seriale? W kierunku ambitniejszych, bardziej wymagających produkcji?

- Mam nadzieję. Gdybym był producentem filmowym, to może byłbym osobą bardziej kompetentną, żeby na to pytanie odpowiedzieć. Jako aktor, jako widz absolutnie życzyłbym sobie tego, żeby powstawały takie właśnie seriale, o których pani wspomniała, które trzymają poziom, które nie obrażają inteligencji widza. I co najważniejsze - jeżeli chodzi o seriale historyczne, odpowiednio wysoki budżet. Znamy doskonale kilka już "klasycznych", polskich, historycznych pozycji serialowych, gdzie smutek, albo raczej pusty śmiech dopadał widza, kiedy na ekranie oglądał inscenizacyjną, scenograficzną czy kostiumową biedę szyb. Niestety jak się ktoś chce wziąć za serial historyczny to na samym początku musi pomyśleć o odpowiednim finansowaniu i to się producentom oraz Canal + bez wątpienia udało. To widać na ekranie.

Zdecydowanie.

- Dla mnie tutaj punktem odniesienia była najdroższa produkcja serialowa w Europie ostatnich lat, czyli "Babylon Berlin". Nie chodzi tu o bezpośrednią inspiracje, tylko po prostu, żeby widać było na ekranie filmową inscenizację i rozmach, żeby móc zaangażować kilkuset statystów, na tym nie można oszczędzać. No i "Król" to jest serial niestety... do oglądania na dużym kinowym ekranie.

Oglądanie tego serialu na monitorze komputera rzeczywiście zubaża odbiór.

- Tak więc jest prośba do widzów, żeby poszukali u sąsiadów czy u rodziny jak największego telewizora lub projektora domowego i dopiero wtedy spróbowali obejrzeć serial.

Co wyróżnia Jana Kaplicę na tle innych pana bohaterów?

- Kilogramaż? Ostatnio bardzo skutecznie pilnowałem wagi, którą udało mi się uzyskać kilka lat temu do filmu "Wołyń". Schudłem wtedy piętnaście kilogramów, reżyser powiedział, że jednak trzeba parę kilogramów zrzucić, bo ludzie raczej niedojadali w tamtych czasach. Kiedy okazało się, że przeszedłem zwycięsko tę drakońską próbę odchudzania - a proszę mi wierzyć, znam swój pesel na pamięć i wiem, że nie jest to wcale prosta sprawa - tamten kilogramaż stał się moją ukochaną wagą. No, a teraz, niestety wszystko trzeba było zmienić. Pamiętam nasze pierwsze spotkanie na próbach - był Szczepan Twardoch, był Janek Matuszyński i producenci. Przyszedł Michał Żurawski, odtwórca głównej roli Jakuba Szapiro, popatrzył tak na mnie spode łba i mówi:

"Cześć Arek"

"No hej Michał".

I on do mnie: "A co ty taki chudy jesteś? Kum Kaplica to chyba gruby powinien być, nie?".

A ja mówię: "Tak Michał, tak, wiem, pracuję nad tym".

- Proszę mi wierzyć, nie było nawet najtrudniejszą rzeczą, przytyć te kilkanaście kilogramów. Problem mam dzisiaj taki, że rok temu skończyły się zdjęcia, a ja nie potrafię wrócić do tamtej wagi. Także myśląc o fizyczności, to na pewno będę pamiętał tamten moment, kiedy doszedłem do  swojej niebezpiecznej wagi dziewięćdziesięciu kilogramów. Pamiętam też jak musiałem chodzić z łysą głową i z tym charakterystycznym sumiastym wąsem również poza planem. Pamiętam trasy koncertowe mojego zespołu.

- Trochę, że tak powiem, emploi wokalisty nie do końca przystawała do Dr Misio, a to był mój prawdziwy wąs, co będę podkreślał na każdym kroku, ponieważ z tym wąsem przez rok chodziłem i to był mój prawdziwie, własnoręcznie wyhodowany wąs, a nie taki sztuczny przyklejany przed każdą sceną. Widziałem ostatnio jakiś making off z "Króla", gdzie ten wąs w charakteryzacji był w całości odcinany z mojej twarzy. I taka jakaś mała łezka tutaj została uroniona, kiedy sobie kawałeczek wziąłem i wsadziłem do portfela na pamiątkę, no bo ten wąs to jest też taki symbol, atrybut Kuma Kaplicy. Tak więc fizyczność w kilogramach, charakterystyczny wąs i może jeszcze jedna rzecz, ponieważ zastanawialiśmy się z Polą Guźlińską, szefową charakteryzacji, co by tutaj jeszcze można było temu Kumowi dodać, żeby go uwiarygodnić w oczach widza.

- Zgłębiając biografię Taty Tasiemka, znając jego historię, walkę o niepodległość, lewicowe przekonania, to, że był członkiem frakcji bojowej PPS-u, facetem od mokrej roboty - miał oddział, który wykonywał wyroki na konfidentach, zdrajcach i donosicielach, za co zresztą trafił w 1918 roku do więzienia do Cytadeli, potem do Modlina, gdzie zaprzyjaźnił się z Walerym Sławkiem, późniejszym trzykrotnym premierem II RP, co zresztą jest bardzo istotnym fragmentem historii życia Taty Tasiemka, bo gdy w 1928 roku przekroczył  rubikon ciemnej strony mocy i zaczął się zajmować gangsterką, opanował warszawski Kercelak, zaczął wymuszać haracze, to potem był skutecznie przez tę władzę chroniony. Krótko mówiąc, tę całą mapę jego życia, tych wszystkich pojedynków, walk, rozbojów postanowiliśmy mu na głowie wypisać kolejnymi bliznami. Kiedy Kum Kaplica zdejmie melonik, to widać, że facet swoje w życiu przeszedł i że nieprzypadkowo znajduje się w takim, a nie innym miejscu swojego życia.

Rozumiem, że współpraca na planie pomiędzy aktorami układała się wyśmienicie.

- A jakże by inaczej. Wszyscy mieli wrażenie, że robimy naprawdę coś wyjątkowego. Czasami więc trzeba było swoje aktorskie ego gdzieś na bok odłożyć i pójść za historią oraz za wizją, którą przedstawił nam reżyser. Aha, byłbym nie fair, gdybym nie wspomniał też o Emilii Czartoryskiej, która odpowiadała za kostiumy i ma tutaj swoją wielką, ogromną cegiełkę w wymyśleniu tegoż właśnie Kuma Kaplicy.

- Zdębiałem, kiedy pokazała mi garnitury Winstona Churchilla, bo o takiej inspiracji nie myślałem. Eleganckie, trzyczęściowe, obowiązkowa kamizelka, zegarek na grubym koniecznie łańcuchu, który nie tylko może służyć do podtrzymywania zegarka, ale również jako narzędzie do obrony. Te stare fotografie Winstona Churchilla to był ten szyk, to była ta moc i elegancja Kuma Kaplicy. To było fantastyczne spotkanie z kostiumografką, fantastyczne.

Pandemia pokrzyżowała szyki wielu twórcom. Jakie są pana plany na przyszłość? Co szykuje zespół Dr Misio?

- Kilka dni temu była premiera ostatniej płyty Dr Misio "Strach XXI wieku" [9 października 2020 - przyp. red.]. Niebywałe jest to, że pandemia dopisała nieoczekiwaną puentę do tej płyty, ponieważ ten album był gotowy pod koniec 2019 roku i wtedy wydawało mi się, że wiem czego się boję najbardziej. Bałem się nie wiem... przemijającego czasu, samotności. O tym też jest ta płyta. Ale minęło pół roku, premiera płyty została przeniesiona, miała wyjść w marcu. I nagle okazuje się, że boimy się czegoś zupełnie innego. Nie chciałbym zabierać pracy wróżowi Maciejowi, bo to nieprawda, że przewidziałem, iż tym naszym największym strachem XXI wieku okaże się pandemia.

- Z mojej perspektywy dzisiaj największym moim strachem stała się ludzka głupota. Ilość tych wszystkich absurdalnych teorii spiskowych, fake newsów, które zatruwają umysły ludzi i stają się tematem do poważnych mainstreamowych rozmów. To jest absolutnie przerażające, cofamy się do mrocznych, zabobonnych czasów średniowiecza, spuścizna oświecenia przestaje funkcjonować. Racjonalne naukowe myślenie nie ma racji bytu, a my w tych swoich pseudo religiach, pseudo ideologiach zaczynamy pogrążać się coraz bardziej. I to jest przerażające. Strach się bać.

Pierwszy odcinek serialu "Król" zadebiutuje na antenie Canal+ Premium  6 listopada o godz. 21:00.

swiatseriali
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy