"Krew z krwi": Nie tylko „ten zły”
Przemysław Bluszcz ma w sobie coś, co sprawia, że idealnie pasuje do ról czarnych charakterów. „Ten zły” to przecież Wąsacz („Krew z krwi”), kierownik sklepu („Supermarket”), alfons („Kac Wawa”) i gestapowiec Rappke („Czas honoru”). Czy zagra kiedyś dobrego człowieka?
Znowu wciela się pan w postać negatywną, skorumpowanego policjanta Wąsacza...
- Nie tak do końca negatywną, powiedziałbym raczej: odwróconą. Wąsacz jest rasowym, skutecznym funkcjonariuszem, którego determinuje trudna sytuacja. Ma chorą matkę, musi jakoś kombinować.
Co nie usprawiedliwia działania poza prawem. Przecież to człowiek Rosiaka (Wiesław Komasa), bezdusznego szefa mafii!
- Pracuje dla niego. Zobaczymy, co będzie dalej. Mój bohater budzi kontrowersje nie tylko w sferze braku praworządności. Z założenia miał być kimś nieprzyjemnym, mało dostępnym, "nieprzysiadalnym". Reżyser Janek Komasa, z którym ustalaliśmy każdy szczegół, ujął to obrazowo: "To facet, który śmierdzi najgorszą wodą kolońską".
Na planie pracował pan z dwoma Komasami. Syn zawiadywał całością, ojciec wcielał się w mocodawcę Wąsacza...
- Po raz pierwszy dane mi było grać u Janka Komasy, którego styl pracy jest nader interesujący. Z pozornego chaosu potrafi w odpowiedniej chwili wydobyć logiczny, przejrzysty efekt, zmuszając przy tym aktorów do kreatywnego wysiłku. Nigdy dotąd nie pracowałem w takim skupieniu. Po raz pierwszy miałem też przyjemność grać z jego ojcem i... jestem pod wrażeniem. To dobra, stara szkoła - elegancja, przygotowanie, konkret. Nie rywalizowali, postawili na wymianę energii i partnerstwo.
Właśnie - partnerstwo oraz świetna obsada to atuty serialu.
- Dotyczy to głównie Agaty Kuleszy, która tak "przesiąknęła" Carmen, że wchodzi w nią automatycznie.
Rekordową widownią cieszy się u nas od lat "M jak miłość", gdzie pojawił się pan zaledwie przed kilkoma miesiącami jako Rafał, który już zdążył namieszać.
- Prawda? I znów "ten zły". No, może nie tyle zły, co chory. Jest niezrównoważony psychicznie, groźny dla otoczenia. Oślepiony nieodwzajemnionym uczuciem do Anny (Tamara Arciuch) dopuszcza się szaleńczych czynów, ze spaleniem domu Mostowiaków w Grabinie na czele!
A co będzie z Rafałem?
- Może przejdzie metamorfozę, która mi ułatwi życie? Szczerze mówiąc, odkąd jestem w "M jak miłość", czuję wokół coraz częściej drganie powietrza, dziwną siatkę spojrzeń. W sklepie spożywczym, tramwaju, na ulicy... Ostatnio nawet w banku urzędniczka przyznała, że się mnie boi. Z taką zmasowaną niechęcią spotkałem się raz, gdy w emisji był "Czas honoru". Grałem gestapowca- sadystę. Niesamowite, jak bardzo widownia utożsamia aktora z serialową postacią.
Wybiera się pan gdzieś na wakacje?
- Nie muszę, bo ja tak naprawdę wakacje mam cały rok. Mieszkamy w urokliwym miejscu pod Warszawą. Żona zaprojektowała piękny ogród, w którym o każdej porze roku można się w wolnych chwilach relaksować. A tych zapowiada się niewiele... Niebawem wchodzę na plan nowego serialu Łukasza Palkowskiego "Belfer". Zagram też w filmie Michała Rosy "Szczęście świata". W obu powierzono mi role postaci pozytywnych, może więc jakaś odmiana? Choć z drugiej strony żona (reżyser Anna Wieczur-Bluszcz) zamierza mnie znów obsadzić jako drania o groźnym spojrzeniu, w swoim filmie "Wszystkie zwierzęta, które są z tobą". Będzie to mocna rzecz o męskiej przemocy wobec kobiet.
Rozmawiała Jolanta Majewska-Machaj