Komisarz Alex
Ocena
serialu
8.9
Bardzo dobry
Ocen: 3508
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

Nowa gwiazda "Komisarza Aleksa" szykuje się do ślubu. "Termin już ustalony"

Katarzyna Polewany, laureatka drugiego miejsca w polsatowskim show "Twoja twarz brzmi znajomo" sprzed trzech lat, dołączyła do stałej obsady "Komisarza Aleksa" w TVP1, gdzie wciela się w postać Agaty, nowej dziewczyny aspiranta Gustawa Bielskiego (Piotr Maria Bondyra). Prywatnie jest urodzoną optymistką i potrafi się cieszyć z tego, co ma. Wkrótce zostanie mężatką.

Kim jest Agata, nowa sympatia Gutka, czyli aspiranta Gustawa Bielskiego w serialu "Komisarz Alex"?

- Sympatyczną, dobrą, wrażliwą istotą o szczerym sercu i otwartości na świat. Ma artystyczną duszę, kształciła się w szkole muzycznej, ale proza życia udaremniła jej marzenia o karierze w showbiznesie. Niemniej jednak to właśnie zamiłowanie do muzyki stało się pierwszą nicią łączącą ją z nowo poznanym chłopakiem, którego pasją jest gra na saksofonie. Szybko okazało się, że moja bohaterka ma z Gutkiem też wiele innych wspólnych cech, a tematów do rozmowy im nie brakuje.

Reklama

Tyle tylko, że on nie jest z nią do końca szczery?

- Powiedziałabym raczej, że jest nadmiernie ostrożny. Gutek przeżył zawód miłosny, o czym Agata oczywiście nie wie, ciężko mu poukładać sobie życie na nowo. Poza tym w jego mniemaniu zawód, który uprawia, może stanowić ku temu znaczną przeszkodę, dlatego stara się to przed nią ukryć. Jak się okaże, zupełnie niepotrzebnie - bo gdy w końcu wyzna jej, że jest policjantem, Agata będzie tym mile zaciekawiona. W ogóle myślę, że Gutek jej się coraz bardziej podoba, i zdaje się, że ona jemu też...

Czy z tej mąki będzie chleb?

- Wszyscy liczymy na to, że tak. Dostałam właśnie wiadomość od produkcji, że wątek tej znajomości będzie kontynuowany, z czego się bardzo cieszę. Prywatnie z miejsca polubiliśmy się z Piotrkiem, jest świetnym aktorem, świetnym gościem, dobrze się nam razem gra. Na planie "Komisarza Aleksa" panuje przyjemna atmosfera, no i jest pies! Co pozostaje w zgodzie ze mną, bo jestem typem wielkiej psiary! Nie ukrywam, że kiedy przyszła propozycja zagrania w tym serialu, to największą radość sprawiła mi właśnie perspektywa obcowania podczas zdjęć z czworonogiem (uśmiech).

Podobno gdybyś nie została aktorką, pracowałabyś w schronisku dla zwierząt?

- Była taka myśl. Bardzo lubię zwierzęta, a szczególnie pieski. Niestety, z uwagi na wędrowny tryb życia, jaki prowadzę, nie mogę mieć teraz w domu własnego pupila. Ale, na szczęście, czworonogi mają i moi rodzice, i siostra Martyna. Jeżdżę do nich często naładować swoje "psie baterie", naprzytulam, nacałuję te nasze rodzinne skarby, są takie kochane! Moja miłość do psów jest na tyle duża, że z chęcią, kiedy tylko mogę, zajmuję się też cudzymi podopiecznymi. Moi znajomi wiedzą, że u mnie na pewno znajdą dla nich bezpieczny azyl i mnóstwo serdeczności. To prawda, że kiedyś chodził mi po głowie pomysł, żeby pracować ze zwierzętami, ale koniec końców zwyciężyło aktorstwo, które też kocham.

Do szkoły aktorskiej zdawałaś aż pięć razy. Uparta jesteś!

- Jestem. Zawsze się pocieszałam, że pan Janusz Gajos dostał się też za piątym razem - no i proszę bardzo! (śmiech) Aktorstwo to zawód dla pasjonatów, a droga do niego, niełatwa i długa, była dla mnie dobrą lekcją cierpliwości i przygotowaniem psychicznym na porażki, które są niejako wpisane w tę profesję. Nie wszyscy wiedzą, że większości castingów, w których uczestniczymy, się nie wygrywa. Człowiek przychodzi przygotowany, dobrze wypada, ale jest jeszcze mnóstwo czynników, które decydują o tym, czy rolę dostaniesz, czy nie. Tak samo było z egzaminami, znam swoją wartość, wiedziałam, do czego zmierzam, za każdym razem wierząc, że musi przyjść ten dzień, że się uda. No i udało się, zostałam studentką Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie, którą ukończyłam. Dzięki aktorstwu mogę przeżyć życie na wiele sposobów - być i lekarką, i żebraczką, dotykać różnych sfer swojego jestestwa - i to jest najpiękniejsze w tym zawodzie.

Zadebiutowałaś na scenie długo przed studiami, jako nastolatka?

- Dostałam się z ogólnopolskiego castingu do spektaklu "High School Musical on stage" w reżyserii Tomasza Dutkiewicza, granym w Gliwickim Teatrze Muzycznym (obecna nazwa: Teatr Miejski w Gliwicach). Miałam 16 lat i byłam najmłodsza w - doborowej skądinąd - obsadzie. Występowaliśmy ze spektaklem w Sali Kongresowej w Warszawie i w Atlas Arenie w Łodzi - było to dla nas niezapomniane przeżycie. Przed szkołą zagrałam też w głośnym "Mayday 2" reżyserowanym przez Grzegorza Reszkę i w "Szalonych nożyczkach" Jakuba Ehrlicha, oba przedsięwzięcia realizowane przez ówczesny Teatr Fabryka Marzeń (obecna nazwa: Teatr Tu i Teraz) W tym drugim z nich znalazłam się już po zdanych (wreszcie) egzaminach, a jako że na pierwszym roku obowiązuje zakaz grania gdziekolwiek, to mogłam w nim być tylko do końca wakacji przed rozpoczęciem studiów i później, jak minął ten rok, ale już sporadycznie. Wówczas też, będąc na drugim roku, dostałam główną rolę w przedstawieniu pt. "Pchła Szachrajka" w reżyserii Anny Seniuk, w Teatrze Groteska w Krakowie. Był to spektakl dla dzieci, wystawiany w godzinach przedpołudniowych, tak że zazwyczaj rano grałam, a potem biegłam na zajęcia do szkoły nieopodal. Po dyplomie mogłam się już skupić wyłącznie na pracy.

Grasz głównie w repertuarze komediowym?

- Tak się składa, choć mam też na koncie dramatyczne role, m.in. w "Wiśniowym sadzie" w reżyserii Małgorzaty Warsickiej, wystawianym w Teatrze Jaracza w Łodzi. Czy w komediodramacie zatytułowanym "Dobrze się kłamie", który wyreżyserował Marcin Hycnar i z którym jeździmy po całym kraju. Co ciekawe, gram w nim na zmianę m. in. z Olgą Bołądź, czyli moją obecną koleżanką z planu "Komisarza Aleksa" (uśmiech). Przyznam, że serial to dla mnie duża gratka, wystąpiłam w niewielu z nich, raczej w epizodach. Pracując dotąd głównie na teatralnych scenach, mam ogromny głód kamery i serialowych bądź filmowych, najlepiej kostiumowych ról. Wciąż na nie czekam i wierzę, że kiedyś nadejdą.

Ukończyłaś specjalizację wokalno-aktorską, zatem nie tylko grasz, ale i śpiewasz. A jak - to mogła usłyszeć cała Polska w widowisku "Twoja twarz brzmi znajomo", w edycji sprzed trzech lat...

- To była dla mnie druga szkoła teatralna! Wspominam ten program najlepiej, jak się da. I choć zajęłam w nim 2. miejsce, to wygrałam dobrą zabawę, bezcenne doświadczenie, możliwość pomocy innym, bo cel tego show jest charytatywny, wspaniałe znajomości. Zwyciężczynią edycji została Kasia Wilk, która... zaproponowała, żebyśmy podzieliły nagrodę i obdarowały nią kogo, chcemy - ona pół i ja pół. Był to z jej strony piękny gest i wyraz prawdziwego koleżeństwa, a może i uznania dla mojego wokalu?

Można pomyśleć, że twój talent wokalny bierze się stąd, że pochodzisz z Jarocina, miasta słynnego festiwalu?

- Niewykluczone. Chodzą słuchy, że mama, będąc ze mną w ciąży, chodziła na festiwalowe koncerty, zatem osłuchałam się z dźwiękami rockowymi, nim jeszcze przyszłam na świat (uśmiech). Nie mieliśmy wcześniej w rodzinie nikogo z ciągotami wokalnymi czy aktorskimi, jestem pierwszą z rodu Polewany, która poszła w tę stronę.

Jeśli chodzi o rodzinne historie, to jedna z nich jest niesamowita - a łączy się właśnie z Jarocinem i Warszawą...

- To prawda. Urodziłam się w Jarocinie, ale kiedy miałam roczek, moi rodzice ze mną i starszą siostrą przeprowadzili się do Warszawy. Moja babcia Krysia zaś, w wieku trzech lat, czyli będąc również małym dzieckiem, w czasie II wojny światowej uciekała z Warszawy i trafiła do Jarocina. Zawsze się mocno wzrusza, kiedy to wspomina. Straciła rodziców, straciła dom - zaopiekowała się nią i jej starszą siostrą Marylą ich babcia, która zabrała dziewczynki, znalazła im schronienie i wychowała w nowym miejscu, gdzie osiadły na stałe. Po latach przyszła tam na świat moja mama, no a potem ja. Tak więc jestem rodowitą jarocinianką, która niemal od zawsze mieszka w Warszawie, a babcia, rodowita warszawianka, niemal od zawsze mieszka w Jarocinie. Można powiedzieć, że historia zatoczyła krąg, a ja wróciłam do korzeni, do siebie (uśmiech).

Jesteś osobą bardzo radosną, pełną pozytywnej energii. Czy są w ogóle momenty, w których się nie uśmiechasz?

- Rzadko (uśmiech). Jestem z tych, dla których szklanka jest zawsze do połowy pełna. Moja polityka jest taka, że smutek, jak już przyjdzie, ma być krótki i trzeba szukać jaśniejszych stron w każdej sytuacji. Zresztą gdyby nie smutki, nie byłoby się potem z czego cieszyć, kiedy mijają (uśmiech). Namawiam do takiego myślenia. Oczywiście można spędzić życie, szukając dziury w całym, tylko po co? Ja wolę akceptować świat taki, jaki jest, akceptować siebie, jaką jestem - co potrafię i czego nie potrafię oraz cieszyć się tym, co mam. A naprawdę jest czym...

Sama siebie nazywasz szczęściarą?

- Bo nią jestem! Totalnie. Mam wokół siebie prawdziwie szczerych ludzi, wspaniałych rodziców, narzeczonego, siostrę - bardzo bliską osobę, przyjaciół, zwierzęta, pracę, podróże i nawet... przyszłych teściów. Bardzo ich lubię, niedługo zresztą staniemy się rodziną.

Wychodzisz za mąż?

- Tak, wkrótce (uśmiech). Termin już ustalony, przygotowania w toku. Zdecydowałam, że po ślubie będę nosić podwójne nazwisko - swoje i męża. Tata się cieszy, bo ma dwie córki, starsza zmieniła, więc cała nadzieja we mnie. Dzięki temu, że je zachowam, nazwisko dalej pójdzie w świat i wszyscy będą zadowoleni... (uśmiech).

Rozmawiała: Jolanta Majewska-Machaj

Czytaj więcej: Kim jest nowa gwiazda "Klanu"? Piękna Polka na co dzień mieszka w Hiszpanii

Źródło: AIM
Dowiedz się więcej na temat: Komisarz Alex | Katarzyna Polewany
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL