"Komisarz Alex": Odważny, bo naiwny
Zrywał wiśnie, stróżował, strzygł żywopłoty. I marzył, że zostanie aktorem. - Aby marzenia się spełniały, trzeba mieć odwagę i spotykać ludzi, którzy nie podetną nam skrzydeł - mówi Krystian Wieczorek.
Podobno w latach wczesnej młodości był pan niezłym ziółkiem. A teraz taki z pana uporządkowany stróż prawa.
- Piotr Górski... Policjant, którego gram, wcale taki nie jest. Sumiennie wykonuje swoje obowiązki, jednak prywatnie jest samotnikiem i nosi w sobie tajemnicę z przeszłości. Gdy zaczyna mieszkać z Aleksem, pies mocno komplikuje jego przyzwyczajenia, choć mój bohater niewiele potrzebuje do życia.
A pan?
- Zależy, co rozumiemy za potrzebne do życia. Ja potrzebuję tylko rodziny i tlenu. Oczywiście, trzeba zarabiać pieniądze, żeby kupować np. jedzenie, ale żeby otaczać się drogimi snobistycznymi przedmiotami - to nie dla mnie. Bo drogie rzeczy trzeba utrzymywać, dbać i martwić się o nie. Ja wolę zarobione pieniądze wydać na podróż czy ukochane narciarstwo biegowe.
Jakie miejsca pana najbardziej pociągają? Bo pan pochodzi z niewielkiego Strzelina.
- To miasto, w którym jest ciekawa energia. Tam znajduje się największa w Polsce kopalnia granitu. Moje wspomnienie z dzieciństwa to wybuchy. Codziennie o godzinie 13.00 przy użyciu dynamitu rozłupywano bloki granitu. Cały Strzelin się trząsł! Jeden z kamieniołomów zalany był wodą i tam chodziło się pływać. Ostatnio wspominałem o tym mojej żonie. Mam nadzieję, że kiedy się wybierzemy do Strzelina, to nas ochroniarze do tych kamieniołomów wpuszczą. A jeśli chodzi o wyjazdy, mam jedno marzenie - puścić się w długą podróż, taką trwającą rok. Koledzy śmieją się ze mnie, że chyba musiałbym pożegnać się z zawodem, bo ich zdaniem rok niebytu w świadomości producentów i widzów to ryzykowna sprawa.
I co z tego? Przecież pan żadnej pracy się nie boi. Zbierał pan ślimaki, stróżował, zrywał wiśnie...
- (śmiech) O tych ślimakach to krążą już jakieś legendy! Dodam, że skutecznie udawałem też barmana w Hiszpanii. Mam dwie sprawne ręce i uważam, że jeśli człowiek chce się utrzymać, to pracę znajdzie. I za granicą, i w Polsce robiłem trudne i dziwne rzeczy, często za psie pieniądze, ale wiem, że na chleb zawsze zarobię. Do odważnych świat należy!
Skąd w panu ta odwaga?
- Przypuszczam, że z naiwności i braku świadomości. Byłem kinomanem i obraz świata miałem zafałszowany, bo wzięty z filmów. Ale chciałem do tego świata się dostać, pociągało mnie to. Gdy do Strzelina przyjeżdżał cyrk, zawsze zastanawiałem się, dokąd on dalej pojedzie. Był dla mnie symbolem odwagi i jakiejś nieopisanej samotności, która musiała towarzyszyć tym artystom. Ciekawość przeplatała się u mnie więc z przerażeniem. Spotykałem też na swojej drodze odpowiednie osoby, które widziały we mnie jakąś iskrę. To bardzo ważne, żeby w życiu trafiać na ludzi, którzy nie podetną ci skrzydeł.
Rozmawiała KATARZYNA ZIEMNICKA