Zawsze przynosi nieszczęścia
- Nie można przejść przez scenę niezauważonym. Rola Halszki jest na tyle wyrazista, że chyba mi to nie grozi – śmieje się Jolanta Mrotek, która zbiera cięgi za swoją bohaterkę.
Pół Polski opłakuje Rysia z "Klanu", a jednocześnie złorzeczy Pani! Bo przecież to Halszka, którą Pani gra, jest współwinną jego śmierci.
- Miałam świadomość, że ludzie utożsamiają aktorów z granymi przez nich postaciami i przypuszczałam, że będą mnie obwiniać. Ale do głowy mi nie przyszło, że sprawy przybiorą aż tak dramatyczny obrót, bym się musiała tłumaczyć na każdym kroku, że będę napiętnowana! A mama mnie ostrzegała...
Poważnie?
- Jak najbardziej - że to wstyd przed sąsiadami, że żadna sprzedawczyni w sklepie już teraz nic mi nie sprzeda! Dostałam też całą masę sms-ów od znajomych, którzy pytali, dlaczego się na to zgodziłam?
A dlaczego?
- Ktoś przecież musiał to zrobić - i padło na Halszkę, dyżurny czarny charakter "Klanu". Zresztą, zarówno jego twórcy, jak i sam Piotr Cyrwus - sprawca całego zamieszania, bo to on przecież, po 15 latach grania Rysia Lubicza, chciał się pożegnać z serialem - troszczyli się o to, jak sobie poradzę z ciężarem odpowiedzialności, która na mnie spadnie. Swoją drogą, kręcenie owych dramatycznych scen przebiegało w miłej atmosferze.
W takim razie - pogratulować Pani warsztatu, skoro ludzie tak żywiołowo reagują!
- Też się tak pocieszam. Daję sobie jakoś radę z tym zamieszaniem wokół mojej osoby, gorzej odbiera to mój syn, gimnazjalista. Zaproponowano mi w jego szkole pogadankę na temat śmierci Rysia i myślę, że tajniki realizacji - jak choćby to, że przeciągano go na specjalnej linie, a scenę upadku zagrał za niego kaskader - mogą zaciekawić koleżanki i kolegów syna.
Co ciekawe - Pani syn ma na imię Oskar...
-Tak! 15 lat temu postanowiłam sama siebie nim obdarować, nie czekając na werdykt Akademii Filmowej (śmiech). Mój Oskar jest niepowtarzalny i cenniejszy dla mnie, niż wszystkie statuetki świata!
Rozm. Jolanta Majewska