Klan
Ocena
serialu
7,3
Dobry
Ocen: 13922
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

Wszystko czego dziś chcę

Jako dwudziestolatka stała się gwiazdą. Mężczyźni ją uwielbiali, kobiety naśladowały jej styl. Potem wyjechała i żyła z daleka od kraju. Dziś mieszka w Polsce, gra w „Klanie” i wkrótce wyda płytę. Nam zdradza, czego pragnie.

Wielka gwiazda rocka, charyzmatyczna piosenkarka – tak pisali o pani krytycy muzyczni sprzed lat. Jak przyjmowała Pani takie komplementy?

– Jestem kobietą i lubię komplementy. Zawsze cieszyło mnie, gdy ktoś doceniał to, co robię. Ale komplementów, szczególnie na łamach prasy, nie było za wiele. Byłam zbyt awangardowa jak na lata 80. Dbałam o swój image na scenie – makijaż, fryzurę, strój, sposób prezentacji. Prywatnie jednak byłam i jestem pełna kompleksów, dlatego nieustannie pracuję nad sobą. Dziwiło mnie, gdy ludzie twierdzili, że coś jest „genialne”.

Reklama

Po latach obecności na scenie nie zdążyła się pani przyzwyczaić, że Izabela Trojanowska jest bardzo dobra? Że ma charyzmę?

– Wiem to od moich fanów. Gdy zaczynałam edukację sceniczną u Danuty Baduszkowej, od samego początku statystowałam na scenie. To było cenne doświadczenie, bo mogłam obserwować publiczność. Widziałam, że ludzie zauważali mnie nawet, gdy stałam gdzieś w ostatnim rzędzie. Szukałam więc plamy na nosie czy rozerwanego ubrania. Potem dopiero zrozumiałam, że ludzie po prostu mnie dostrzegają w tłumie i to nie tylko ze względu na wygląd

Aktorstwo i muzyka to dwa pola, na których odnosi pani sukcesy. Da się rozdzielić te dwie miłości?

- Nie dzielę ich. A pokochałam aktorstwo, głównie wiersz, dzięki... Danielowi Olbrychskiemu.

Zakochała się pani?

- Tak, w jego aktorstwie (śmiech). Zostałam zaproszona na próbne zdjęcia do filmu Wajdy, a próbowałam właśnie razem z Danielem, wtedy studentem szkoły teatralnej. Mówił tak przepięknie wierszem, że zakochałam się. Ileż było w tym rytmu, pasji. Zapragnęłam nauczyć się tej sztuki. A muzyka? W niej jest tak dużo aktorstwa, a w aktorstwie, zwłaszcza teatralnym, jest tak dużo muzyki...

Na scenie była zawsze Pani niezwykle ostra, dynamiczna. Czy w życiu prywatnym jest pani podobna?

- Raczej nie. Prywatnie jestem zupełnie inna. Wprawdzie te wszystkie cechy, które pokazuję na scenie, oczywiście biorę z siebie, ale są to jednak kreacje sceniczne na potrzeby występu.

Jest pani odważna?

- Myślę, że tak, zawsze byłam. Gdy trzeba było walczyć o coś, to zawsze sięgałam bardzo wysoko. Absolutnie nigdy nie chciałam być przeciętna i szara.

Był czas, że wszystkie kobiety chciały wyglądać jak Trojanowska. Jak się pani wtedy czuła?

- Nie przeszkadzało mi to, choć bywało, że nie zauważano mnie na ulicy, gdyż nie malowałam się w ciągu dnia. A dziewczyny perfekcyjnie zrobione "na Trojanowską" już od świtu chodziły po mieście. Byłam więc mniej podobna do Trojanowskiej niż one (śmiech).

Pani fryzura z lat 80. zrobiona przez Vidal Sassoon w Londynie podbiła Polskę...

- I nie tylko Polskę. Na witrynie każdego londyńskiego zakładu fryzjerskiego były moje zdjęcia, a fryzurę nazwano "a la Polka". No i miałam okładki, między innymi we włoskim "Vogue". To była rzeczywiście bardzo awangardowa fryzura. Zdecydowałam się na nią z powodu kompleksów. Ważyłam 47 kilogramów, ale bardzo raziły mnie moje słowiańskie policzki i zbyt długa szyja. Chciałam to zakryć. Pewnego dnia, gdy byłam w Londynie, przyjaciółka zabrała mnie do salonu Vidal Sassoon. Włosy ostrzygła mi Path, stylistka, która czesała głównie modelki. Ścinanie włosów trwało 6 godzin. Pamiętam, że zasnęłam na tym fotelu, a gdy się obudziłam byłam bardzo zadowolona z efektu. Policzki i szyja były zasłonięte.

I od tego momentu strzygła się pani tylko w Londynie?

- Nie, gdyż w tamtych czasach paszporty, niestety, nie leżały w domu. Włosy ścinałam sama, gdyż wszelkie próby korzystania z polskich salonów fryzjerskich kończyły się fiaskiem.

Czy ma pani gwiazdorskie nawyki, typu białe róże w pokoju hotelowym, czy limuzyna?

- Jestem typem Zosi-samosi. Lubię wszystko robić sama - makijaż, fryzurę. Zawsze wożę ze sobą walizkę ubrań, więc pomoc stylisty jest mi niepotrzebna. Obywam się też bez limuzyny i białych róż w hotelu.

Mieszkała pani w wielu krajach - Niemczech, Anglii, Holandii, Stanach Zjednoczonych. Gdzie się pani najlepiej żyło?

- Gdziekolwiek bym nie mieszkała, zawsze czułam się Polką - Izą z Olsztyna. Być może dlatego najlepiej czułam się w Berlinie. Tam było wszystko, czego w Polsce brakowało, a jednocześnie byłam blisko kraju. Spotykałam na świecie wielu ludzi, którzy byli chorzy z tęsknoty za bliskimi. Tego bym nigdy nie chciała.

Miała pani kiedykolwiek kompleks polskości?

- Dopóki nie znałam języka angielskiego i niemieckiego, na pewno. Ale gdy poznałam te języki, zauważyłam przewagę polskiej edukacji. Polacy zawsze byli uczeni w szkołach wielokierunkowo, co jest wprawdzie trudne dla ucznia, ale w dorosłym życiu ma swoje wielkie plusy.

Na przykład?

- Choćby wszelkie hobby manualne. Nauczyłam się w szkole sama sobie szyć ubrania, gdy w Polsce niczego nie było. Maszynę do szycia mam zresztą w domu do dziś. Szycie jest fantastycznym, kreatywnym zajęciem, które wspaniale uspokaja. Potrafię też nieźle haftować, robić na drutach i malować.

Od wielu lat gra pani w serialu "Klan". Pani postać, Monika Ross, bardzo się jednak zmieniła - od polskiej Alexis, po dobrą matkę i przyjazną światu kobietę.

- To widzowie mnie zmienili. Bardzo często zaczepiali mnie i mówili, że jestem taka bezwzględna i podła, że powinnam się zmienić. Nawet młodzież beształa mnie na ulicy za Monikę Ross (śmiech). To mnie wyhamowało, ale czy aż tak zmieniło? Monika nadal jest przecież kolorowa i ciekawa.

Jak więc wyglądałby scenariusz "Klanu" pisany ręką Izabeli Trojanowskiej?

- Może wprowadziłabym więcej intryg. To zawsze jest bardzo wdzięczne do grania... Taka czarna postać jest ciekawsza i dla widzów, i dla aktora.

Muzycznie także nie powiedziała pani ostatniego słowa. Wkrótce wyda pani nową płytę...

- Jestem z tego powodu bardzo, bardzo szczęśliwa. Płyta jest rockowo-popowa. Przede wszystkim nie chciałam daleko odchodzić od tego, co do tej pory robiłam w muzyce. Na płycie jest więc muzyka, którą kocham. Bo jak zwykle wszystko zaczyna się i kończy na miłości.

Rozmawiała: Edyta Karczewska -Madej.

Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Izabela Trojanowska | Klan
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy