Ojciec i syn razem u Lubiczów!
Czy wiecie, że Wincenty Grabarczyk i Andrzej Grabarczyk z "Klanu" to ojciec i syn? Serialowi Jeremiasz Bałucki i Jerzy Chojnicki grają razem również w warszawskim Teatrze Kwadrat. Poza tym wspólnie wędkują.
Co zapoczątkowało przygodę z aktorstwem w rodzinie Grabarczyków? Oczywiście przypadek. Wincenty Grabarczyk wspomina, jak jego przyszła żona postanowiła wystawić "Balladynę" w gimnazjum, do którego uczęszczali w Szczytnie.
- Miała już całą obsadę, w głównych rolach obsadziła oczywiście rodzinę. Brakowało tylko Grabca. Grabiec, Grabarczyk, Grabiec - na zasadzie podobieństwa nazwiska na Grabca wybrali mnie. Po spektaklu usłyszałem od dyrektora, że muszę zostać aktorem. I faktycznie później zdawałem do szkoły aktorskiej. Oczywiście monologiem z Grabca - śmieje się Wincenty Grabarczyk i przyznaje, że przed rozpoczęciem studiów był tylko raz w teatrze - na wycieczce szkolnej w gimnazjum.
Gdy na świat przyszedł Andrzej Grabarczyk, jego ojciec był już aktorem Teatru Śląskiego w Katowicach. - Andrzej właściwie wychował się w teatrze - zdradza Wincenty Grabarczyk, a jego syn dodaje: - Nie mogło być inaczej, tym bardziej że mama w tym samym miejscu była dyrektorem sekretariatu. Teatr był dla mnie drugim domem, schronieniem.
Andrzej Grabarczyk wspomina, że jako dziecko często był zabierany przez rodziców do pracy. Kiedy nadchodziła pora drzemki, układano go w garderobie albo w loży, żeby mieć oseska na oku. Mały Andrzejek był zafascynowany światem teatru. Ale jak podkreślają obaj aktorzy, tego prawdziwego teatru sprzed lat, z którym dzisiejszy nie może się równać.
- Wtedy funkcjonowały przy teatrach pracownie rzemieślnicze, szewskie, krawieckie. Uwielbiałem je odwiedzać i podglądać, z czego robi się np. miecze czy pasy. Pracował tam pan Dzioba. On potrafił wyczarować rekwizyty z byle czego - zachwyca się Andrzej Grabarczyk.
Jego ojciec zaś doprecyzowuje, że pan Dzioba był fachowcem ze Lwowa, który za wszystko, co zrobił, liczył sobie "dychie". I przybliża charakterystykę pracy w ówczesnych teatrach:
- Każda czynność wymagała specjalnego stanowiska, jak choćby sznurmajster. Bo nie każdy mógł ciągnąć za sznur od kurtyny.
Również kwestia efektów specjalnych prezentowała się wówczas całkiem odmiennie. Dziś są przyciski, elektronika, zapisy cyfrowe. Dawniej były to ludzkie ręce i magia.
- Maszynę do wiatru robiono z olbrzymiego bębna i płótna. By wydobyć z niej szum, należało kręcić korbą - opisuje Andrzej Grabarczyk.
Natomiast efekt grzmotu i burzy otrzymywano przez wrzucenie metalowej kuli do drewnianej, łamanej rury, na końcu której była blacha. Gdy kula zbliżała się do wylotu, osoba odpowiedzialna za efekty musiała uderzyć pałą w blachę.
Wychowując się w tak bajkowym świecie, trudno nie zdecydować się na zawód aktora. A jednak dla Andrzeja Grabarczyka decyzja ta nie była tak oczywista.
- Jeżeli człowiek coś ma, to tego nie widzi i chce czegoś innego - tłumaczy.
A rodzice wcale nie namawiali go na szkołę aktorską.
- Robiliśmy wręcz wszystko, żeby on wybrał zupełnie inny kierunek studiów - przyznaje Wincenty Grabarczyk.
A ponieważ jego syn lubił biologię i spędzanie wolnego czasu na łonie przyrody, wybór padł na zootechnikę. I choć Andrzej Grabarczyk nie skończył ostatecznie tego kierunku, to ojciec podkreśla jeden istotny zysk:
- Tam się zakochał i poznał swoją żonę Zosię.
Gdy na zootechnice się nie powiodło, Andrzej Grabarczyk ponownie musiał przemyśleć plany na przyszłość. Tym razem to rodzice zasugerowali aktorstwo. Bo tak naprawdę Wincenty Grabarczyk już wcześniej był przekonany, że syn ma talent.
- Kiedy zrobił maturę, razem z kolegami przygotowali program artystyczny. Z tamtego grona jest kilku znanych aktorów, na przykład Krystyna Sienkiewicz, Mirosław Krawczyk ("Lokatorzy", "Złotopolscy", "Na Wspólnej"; prywatnie ojciec Mikołaja Krawczyka), ale przede wszystkim znakomity reżyser Lech Majewski ("Angelus", "Wojaczek"). I ja już wtedy zauważyłem, że Andrzej ma zdolności aktorskie - ojciec zaczął nawet zastanawiać się, czy nie popełnił błędu, nie wysyłając syna do szkoły aktorskiej za pierwszym razem. Teraz pojawiła się okazja do rehabilitacji. Wykorzystał ją, przygotowując Andrzeja do egzaminów.
Co ciekawe, Andrzej Grabarczyk próbował też zostać muzykiem. W czasach szkolnych założył z kolegami kapelę rockową, w której grał na perkusji. Przystąpił do egzaminów do zaocznej szkoły muzycznej, ale nie dostał się. Podobnie jak jego koledzy, późniejsi znani muzycy, tacy jak Antymos Apostolis z zespołu SBB, potem współpracujący z Tomaszem Stańko czy Bogdan Kisiel, który był gitarzystą basowym Anny Jantar.
Rodzice, rzecz jasna, nic nie wiedzieli o zamiarach syna. Dopiero po jakimś czasie wyszło na jaw, iż Andrzej oblał egzamin u profesora Stanisława Proksy - dobrego znajomego Wincentego Grabarczyka, który podczas jednego ze wspólnych spotkań zdradził Grabarczykom, że ich syn zdawał na perkusję.
Dziś Andrzej i Wincenty Grabarczykowie spotykają się nie tylko na planie telenoweli "Klan", ale również - już od kilkunastu lat - na deskach warszawskiego Teatru Kwadrat. Ich pierwszy wspólny występ miał miejsce w teatrze w Zabrzu:
- Przed egzaminami do szkoły aktorskiej przez pół roku byłem tzw. adeptem i wtedy pojawiłem się - bo trudno tu mówić o moim graniu - na scenie z tatą - wspomina młodszy z Grabarczyków.
Kiedyś w serialu "Blisko, coraz bliżej" zdarzyło się nawet, że Andrzej grał rolę starszego brata postaci, w którą wcielał się później Wincenty Grabarczyk. Obaj aktorzy wysoko cenią sobie wspólne występy.
- Być razem na scenie to ogromna frajda, bardzo duża przyjemność - ojciec jest pełen zachwytu.
Jednak z drugiej strony żaden z nich nie ukrywa, że taka współpraca jest dość trudna.
- W takim przypadku kontroluje się nie tylko siebie. Jak syn gra, to ja nie mogę skupić się tylko na sobie. Jednocześnie gdzieś w podświadomości słucham go i analizuję, co zrobił złego, a co zrobił dobrego - wyjaśnia serialowy Jeremiasz.
- Film to co innego, ale w teatrze jest znacznie trudniej, bo jesteśmy dla siebie bardziej surowi i zawsze wszystko sobie wygarniamy - dodaje odtwórca roli Jerzego Chojnickiego.
Grabarczyków łączy nie tylko wspólny zawód. O tym, że Andrzej Grabarczyk jest najlepszym wędkarzem wśród aktorów, wspominano już niejednokrotnie. Natomiast mało kto wie, że łowienie ryb to pasja, którą zaraził go ojciec.
- Można powiedzieć, że bezpośrednio zaszczepiłem syna wędkarstwem. Łowiłem na spinning i tak się zamachnąłem, że haczyki wbiły się w plecy Andrzeja. Tak właśnie nastąpiło zaszczepienie - śmieje się Wincenty Grabarczyk.