Od kilku sezonów gra w najpopularniejszej polskiej telenoweli. Będzie o niej głośno
Ewelina Bator, rocznik 1991, absolwentka Akademii Teatralnej w Warszawie. W swoim dorobku ma role w serialach: „Barwy szczęścia”, „Leśniczówka”, „Ojciec Mateusz”, „48H. Zaginieni”, „Przyjaciółki” i „Klan”, gdzie wciela się w postać Franczeski Rogulskiej, narzeczonej Michała Chojnickiego (Daniel Zawadzki).
Franczeska, w którą wciela się pani w serialu "Klan", już... prawie wyszła za mąż za Michała Chojnickiego (Daniel Zawadzki). Prawie, bo ślub w ostatniej chwili odwołano. Czuje się rozczarowana?
- Tak. Rozczarowana i zła, bo przecież wszystko już było dopięte, uroczystość zaplanowana w najdrobniejszym szczególe, goście zaproszeni, piękna, biała suknia gotowa. Franka (tak lubię mówić o swojej bohaterce) od dawna o tym marzyła.
- Jednak cała ta złość dość szybko minęła, bo trzeba było się skupić na ratowaniu małej Felicji (Lidia Giedyk), porwanej przez Mildę (Kornelia Angowska), jej biologiczną mamę, która nagle ponownie pojawiła się w życiu Franki i Michała. Rozpoczęły się natychmiastowe poszukiwania i w tej sytuacji to oczywiste, że ślub musiał zejść na drugi plan. Nikt nie miał co do tego wątpliwości - ani Michał, który wprost szalał z niepokoju, ani Franczeska, która wychowuje malutką Felę i pokochała ją jak własną córkę.
Swoją drogą, niezwykła kobieta - zaakceptowała dziecko będące owocem zdrady jej partnera...
- I to podwójnej, bo zdradził ją Michał i zdradziła Milda, którą uważała za swoją najlepszą przyjaciółkę. Franczeska zawsze była wobec nich szczera i lojalna, a okazało się, że oni romansują za jej plecami. Choć ciężko to zrozumieć, wybaczyła Michałowi, została przy nim i wspiera go do dzisiaj. Kiedy Milda zniknęła, pozostało bezbronne i niczemu niewinne dziecko - Franka nie mogła go nie pokochać. Myślę, że w przypadku mojej bohaterki miłość wygrała z nienawiścią, i to jest wyjątkowe.
Jej związek z Michałem w ogóle jest zastanawiający. Ona - czysta jak łza, on - facet z przeszłością, obciążony gromadką dzieci z różnymi kobietami, sporo od niej starszy. Czy to w ogóle ma szansę się udać?
- Myślę, że tak. Może jestem idealistką, ale wydaje mi się, że jak między ludźmi jest prawdziwa miłość, to wszystko inne przestaje mieć większe znaczenie. Franczeskę i Michała łączy wiele wspólnych pasji, lubią ze sobą być, dobrze się dogadują. Przypuszczam, że ona jest naprawdę szczęśliwa u jego boku, lubi się angażować w jego rodzinne sprawy, daje jej to dużo radości. To dość dobrze rokuje.
Zatem możemy przypuszczać, że ślub się jednak odbędzie?
- Mam taką nadzieję! Z tego, co wiem, nastąpi to dopiero latem przyszłego roku. Takie są zamierzenia twórców serialu, ale poczekamy, zobaczymy... Biała suknia ciągle czeka na Frankę.
W "Klanie" gra pani już od kilku sezonów. Czy pani popularność od tego czasu wzrosła?
- Nie. Przynajmniej ja tego nie zauważam. Właściwie to mi nigdy nie zależało na popularności. Dużo ciekawsze jest to, że ta praca daje możliwość spotykania wspaniałych ludzi i przeżywania wyjątkowych przygód, i tak też jest w "Klanie". Naprawdę jestem bardzo wdzięczna za ludzi, których tam poznałam i z którymi mam zaszczyt pracować, z cudowną Renatą Pękul i Mirkiem Jękotem (serialowymi Zabużańskimi), Danielem Zawadzkim, który gra Michała, z Andrzejem Grabarczykiem (Jerzy Chojnicki), Barbarą Bursztynowicz (Elżbieta Chojnicka) i innymi aktorami. Podglądam ich i cieszę się, bo wiem, że wiele mogę się od nich nauczyć. Jestem im wdzięczna, bo od pierwszego dnia przyjęli mnie jak swoją. A to dość rzadkie zjawisko.
Co robi pani poza "Klanem"?
- Gram w serialu kryminalnym "48H. Zaginieni", emitowanym przez Nową TV. Moja bohaterka jest - tak jak w "Klanie" - postacią pozytywną. Marzy mi się, dla odmiany, zagrać gdzieś jakąś zołzę, wredną, złą i podstępną. Byłoby to ciekawe doświadczenie. Mam wiele planów zawodowych i prywatnych pasji, które staram się realizować.
Jedną z nich jest taniec?
- Tak, od dziecka kochałam taniec. Miłością do tańca zaraziła mnie starsza siostra Dominika, wielka pasjonatka tańca i cudownie fajny człowiek. Zabierała mnie na wszystkie możliwe warsztaty, lekcje, pokazy i zawody. Był i taniec ludowy, jazz, taniec nowoczesny, współczesny. Siostra stworzyła zespół cheerleaderek drużyny Górnik Wałbrzych, tam też mnie wciągnęła ( śmiech)
- Wałbrzych to miasto, w którym się urodziłam i mieszkałam do 12. roku życia. Potem przeprowadziliśmy się do Oławy, gdzie do dziś jest mój dom rodzinny. W Oławie moja siostra jest instruktorem tańca, ma swoją szkołę, więc - jak widać - pozostała wierna tej pasji i uczyniła z niej sposób na życie. Ja natomiast postawiłam na aktorstwo i po maturze postanowiłam zdawać do szkół teatralnych.
Dostała się pani za pierwszym razem?
- A gdzie tam! Nawet nie przeszłam pierwszych etapów. Ale się nie poddałam, wierzyłam, że kiedyś się uda. W Oławie należałam do fantastycznej grupy teatralnej, tam zrozumiałam, że aktorstwo to droga, którą chcę podążać. Zapisałam się na roczny kurs weekendowy w Warszawskiej Szkole Filmowej Bogusława Lindy, później dostałam się tam na dzienne studia. To był dobry czas i pewnie bym tam została do końca, gdyby nie to, że pewnego dnia, pod koniec pierwszego roku, Sonia Bohosiewcz, która akurat prowadziła z nami zajęcia, zapytała nagle: Kto z was nie złożył jeszcze papierów do Akademii Teatralnej w Warszawie? Dziś jest ostatni dzień! Złożyłam te dokumenty... ostatniego dnia. Tym razem się udało.
Jak pani wspomina okres studiów akademickich?
- Dobrze. Spotkałam tam cudownych ludzi, prawdziwych przyjaciół. Wiele się tam nauczyłam. Dlatego cieszę się i liczę na kolejne artystyczne wyzwania i spotkania. Myślę, że zamiłowanie do sztuki odziedziczyłam w genach. Mój tato maluje piękne obrazy, mama uwielbia śpiewać i tańczyć. Mam naprawdę fajnych rodziców. Całą rodzinę. Dobrze mieć takie wsparcie. Nieważne, co się wydarzy, oni zawsze stoją za mną murem i bardzo trzymają za mnie kciuki.
Rozmawiała: Jolanta Majewska-Machaj