Nie tłumaczę się za Ryśka!
Piotr Cyrwus czuje frustrację, kiedy dziennikarze wciąż pytają go tylko o rolę Ryśka Lubicza z "Klanu". Znany krakowski aktor, który ostatnio mieszka głównie w Warszawie, opowiada o popularności, pokusach show-biznesu i dlaczego nie ucieszył się, kiedy do swego programu zaprosił go Kuba Wojewódzki.
Odczuwa pan czasami frustrację?
- Cieszy mnie początek tej rozmowy, bo pyta pan Piotra Cyrwusa, a nie Ryszarda Lubicza z serialu "Klanu"...
A to jakaś rzadkość?
- Tak i tym czasami się właśnie frustruję. W naszym aktorskim fachu coś, co dołuje może za chwilę okazać się czymś budującym. Nie jesteśmy pilotami odrzutowca i przez nasze błędy nikt nie straci życia. Przez nasze błędy możemy się za to czegoś o sobie nauczyć i to jest wspaniałe.
Proszę podać przykład jakiejś pana porażki...
- Popełniłem w życiu wiele różnych błędów, ale jestem tylko człowiekiem. Chciałbym być perfekcyjny, ale to niewykonalne.
My tu bardzo poważnie o życiu, a w TVP1 puszczają dziś 1969 odcinek "Klanu". Ma pan jakieś przemyślenia na ten temat?
- Może takie, że dzięki "Klanowi" mieszkam i w Warszawie i w Krakowie...
...i może to jest właśnie pana porażka?
- Nie narzekam na tę sytuację ze względu na swoją otwartość, ale z punktu widzenia mojej rodziny jest już gorzej. Gdy dzieci były mniejsze, to wiele chwil straciłem. Żałuję, że tak intensywnie wtedy pracowałem.
A miał pan wybór?
- No właśnie. Nie za bardzo. Dziennikarze wiedzą lepiej i twierdzą, że rolą w "Klanie" zniszczyłem sobie karierę. Mówią tak, a przecież nikt nie żyje moim życiem. My wiemy, co robimy źle. Wiem, kiedy krewię, a kiedy robię dobrze.
Pamięta pan ten dzień, gdy zadzwonił telefon z "Klanu" z propozycją?
- Tak. To miały być tylko trzy pilotażowe odcinki. Mieszkaliśmy w Krakowie, grałem w tym czasie w "Teatrze Starym" po 20 spektakli w miesiącu i śniło mi się, że nie kupię moim dzieciom butków adidasków, bo ciągle jakieś kłopoty finansowe nas dopadały. Odebrałem ten telefon, ot jakaś kolejna propozycja. W dodatku płacili za przyjazd do Warszawy na zdjęcia próbne. Dobrze się składało, bo mojej żonie ukradziono samochód i miałem go odebrać w stolicy. Najpierw pojechałem na policyjny parking, gdzie stało auto. Coś tam pogrzebałem, a gdy pojawiłem się na castingu nie było wody w umywalce i grałem z brudnymi rękami. Telefon, że dostałem tę rolę bardzo mnie zaskoczył.
A to, że od 14 lat pojawia się pan codziennie w "Klanie" nie zaskakuje?
- Nie sądziłem, że będzie trwało to tyle lat. Nie wiedziałem, że ta rola da mi taką popularność i regularny dochód. Gdy zaproponowano mi bycie serialowym Rysiem, nie miałem wątpliwości. Tym bardziej, że serial miał skończyć się po sześciu miesiącach, a o tę rolę biło się kilkudziesięciu aktorów.
Jak to jest być aktorem w Polsce?
- Ten zawód traktuje się u nas zbyt emocjonalnie i mało konkretnie. Na całym świecie są aktorzy teatralni i filmowi - ludzie do wynajęcia, których angażuje się do odegrania różnych aktorskich zadań. U nas jest jakoś tak dziwnie. Gdy pojawiły się reklamy, to jeden z nestorów zawodu grzmiał, że aktorowi nie przystoi reklamować. Pytam zatem, kto ma to robić: górnicy, a może dentyści?
Mówi pan, że aktor to człowiek do wynajęcia, ale chyba nie wszyscy to rozumieją?
- Dotykają mnie dziennikarze i ich durne dywagacje: "Rysiu gotuje, a pan nie gotuję?". "Rysiu taki, a pan siaki". Najchętniej bym takiego jednego z drugim ugryzł, bo trzeba być nieukiem, żeby tak myśleć. Gdy gram kulawego, to od razu muszę sobie nogę uciąć? Ręce opadają, gdy słyszę te głupie pytania.
A najgłupsze jest jakie?
- "Czy prywatnie jestem taki sam jak Rysiek z Klanu?" Takie pytanie mnie obraża. Nie mogę tłumaczyć się za Ryśka Lubicza. Widzowie mnie z nim utożsamiają, bo ten serial jest po to, żeby dać ludziom trochę rozrywki. To jednak jest postać fikcyjna i prasa powinna to wiedzieć.
Jest pan odporny na popularność?
- Z dużym oporem pokazuję się publicznie w tych wszystkich show. Wolałbym zagrać w teatrze telewizji, wystąpić w dobrym filmie. Wolałbym, ale czasy są takie, że zaprasza mnie Kuba Wojewódzki.
Wielu o tym marzy.
- Mnie to nie interesuje. Nie mam nawet w Warszawie telewizora, nie oglądam Wojewódzkiego ani "Tańca z gwiazdami".
A po wizycie u Wojewódzkiego był pan ciekawy, jak pan wypadł?
- Wiedziałem jak wypadłem, bo byłem przy nagraniu (śmiech). A poza tym jakie to ma znaczenie: ci, którzy mnie lubią powiedzą, że super wypadłem, a moi przeciwnicy stwierdzą, że jestem nudny i dupa w korach.
Gdzie pana aktualnie gra?
- W Warszawie można mnie zobaczyć na deskach teatru Komedia w przedstawieniu "39 Steps", a w Teatrze Capitol w "Gotowanych głowach".... W Białymstoku gram w "Polowaniu na łosia", w Teatrze STU w "Zabawie" Sławomira Mrożka i "Wariacjach Tichnerowskich".
Rozmawiał: Tomasz Barański (PAP Life)