Miał być dyrektorem PGR-u!
Rodzice Andrzeja Grabarczyka, czyli Jerzego Chojnickiego z "Klanu", marzyli, że ich syn będzie dyrektorem... PGR-u i na starość będą przyjeżdżać do jego gospodarstwa, by odpocząć.
Wincenty Grabarczyk, czyli pan Jeremiasz z "Klanu", a prywatnie ojciec Andrzeja Grabarczyka, bardzo się cieszył, gdy jego syn rozpoczął studia na wydziale zootechniki w Olsztynie. Chciał nawet zainwestować w stawy rybne w Paniówkach i załatwić Andrzejowi praktyki w tamtejszym gospodarstwie rybnym. Marzył, że kiedy dyrektor stawów przejdzie na emeryturę, jego syn przejmie gospodarstwo. Ale Andrzej nie zaliczył roku i zamiast studiami, zajął się... rockiem.
- Grałem w kapeli rockowej na perkusji - wspomina ze śmiechem serialowy Jerzy.
Razem ze swoim zespołem występował w klubach. Czasem, kiedy trzeba było oświetlić scenę, jeździł do teatru, w którym pracował jego ojciec, i przywoził stamtąd stare reflektory.
- Wcale nie żałuję, że nie zostałem dyrektorem gospodarstwa rybnego, bo jakbym miał hodowlę, to bym teraz dostał w łeb, jak większość moich kolegów ze studiów rolniczych - mówi Andrzej Grabarczyk.
Gdy zawalił studia, zastanawiał się, co robić dalej.
- Może pójść na biologię, może na ochronę wód? Nawet na Uniwersytet Śląski składałem papiery. Aż tu ojciec mówi: "A może byś do szkoły teatralnej poszedł?" - opowiada aktor.
Ojciec opracował dla niego cały repertuar na egzaminy, przygotował go do nich.
- Jak już zdałem, nadal nie wiedziałem, czy to faktycznie jest to, co naprawdę chciałbym robić w życiu. Na szczęście miałem takich profesorów, od których nie dało się już odejść. Na drugim roku zrozumiałem, że to jednak zawód dla mnie. Tyle że musiałem popracować nad wymową. Troszkę przeszkadzała mi śląska gwara. Zaciągałem po śląsku - śmieje się Andrzej Grabarczyk.
Dziś obaj panowie Grabarczykowie grają razem w "Klanie" i w Teatrze Kwadrat. I żaden z nich nie żałuje, że Andrzej jednak nie został dyrektorem PGR-u ani gospodarstwa rybnego.