"Klan": Zbigniew Suszyński nie odmawia serialom
Chętnie wspomina „dawne dzieje” – ot, choćby pracę na planie telenoweli „Adam i Ewa”. My znamy go także z roli Rajmunda w „Pierwszej miłości” i Krzyśka Buka w „Ostatnim dzwonku”. Po przerwie wakacyjnej wróci jako kobieciarz Rutka w „Klanie”.
Należysz do grona aktorów, którzy raczej nie odmawiają serialowym producentom... Dlaczego?
- Ponieważ taka jest specyfika zawodu, który uprawiam. Najbardziej lubię przyjeżdżać do Wrocławia - na przykład na plan "Pierwszej miłości" (odcinki z jego udziałem - w środę o godz. 9.15, na antenie Polsat Film - red.). We Wrocławiu zrobiłem też kilkadziesiąt odcinków "Biura kryminalnego". Ostatnio można mnie zobaczyć w "Klanie". Wcielam się w Rutkę, byłego piłkarza, który zmienia kobiety jak rękawiczki. Mam nadzieję, że w lipcu wrócę na plan. Mogę zdradzić widzom, że mój bohater kupi budynek, w którym mieści się firma Zyty. Potem spotka się z dziewczynami i złoży im pewną propozycję nie do odrzucenia.
Wielu widzów pamięta cię z roli mecenasa Wernera w "Adamie i Ewie". Od emisji ostatniego odcinka serialu upłynęło 13 lat...
- Mimo upływu czasu mam nadal ogromny sentyment do tej pierwszej telenoweli, ponieważ na planie panowała przyjacielska atmosfera. Kasia Chrzanowska, Iwona Bielska i śp. Waldek Goszcz byli ludźmi bezkonfliktowymi, z którymi świetnie się pracowało. Z wieloma aktorami nadal mam dobry kontakt. Często np. dzwonię do Kasi Chrzanowskiej. To było ciekawe doświadczenie aktorskie, choć gorzkie, ze względu na śmierć męża Kasi, a potem Waldka w wypadku samochodowym... Oczywiście nie twierdzę, że serial był wysokich lotów. Cieszył się jednak dużą popularnością, ludzie go ubóstwiali.
W latach 90. nie narzekałeś na brak zajęć. Znalazłeś jednak czas, by zainteresować się rynkiem budowlanym i deweloperskim.
- Musiałem gdzieś mieszkać. Zdementuję tu przy okazji plotkę, która krążyła w środowisku aktorskim. Nigdy nie miałem firmy budowlanej. W tamtym okresie kupiłem mieszkanie w Sopocie, które bardzo sobie chwalę, bo z żoną i córką chętnie z niego korzystamy. Nie tylko podczas wakacji...
Od wielu lat jednak mieszkasz na warszawskim Ursynowie. Dlaczego tutaj?
- Najpierw razem z żoną wynajmowaliśmy mieszkanie na ul. Wilanowskiej. Wtedy też córkę zapisaliśmy na zajęcia taneczne, które z kolei odbywały się właśnie na Ursynowie. Po pierwszej wizycie w tamtych okolicach doszliśmy do wniosku, że chcemy tam kupić mieszkanie. Tak też się stało. Zainwestowaliśmy w duże, komfortowe mieszkanie z widokiem na przepiękny, zielony las, gdzie mieszkamy do dziś. Córka Milena również pozostała wierna tej dzielnicy.
Poza tym połknęła bakcyla aktorskiego. Śledzisz przebieg jej kariery?
- Oczywiście. Zwłaszcza że sporo gra. Ostatnio Milenę mogłem oglądać w serialu "Sama słodycz". Wcieliła się w Gosię, siostrę Fryderyka (Piotr Adamczyk). Przyznaję, że o ile siebie jakoś nie lubię oglądać na małym ekranie, o tyle jej poczynania aktorskie śledzę z wielką przyjemnością. Jestem z niej dumny!
Jeśli czytelnik chciałby cię zobaczyć na scenie, to do którego z warszawskich teatrów powinien się wybrać?
- Do teatru Scena Prezentacje, gdzie mam etat. Oglądać mnie tam można w spektaklu "News na jedynkę" Marka Fayeta, gdzie gram jedną z czterech głównych ról, w towarzystwie Matyldy Damięckiej, Tomka Błasiaka i Marii Ciunelis. Oczywiście znowu wcielam się w negatywną postać (śmiech). Z kolei w Teatrze Współczesnym udzielam się w dwóch sztukach: "Ludziach i Aniołach" Wiktora Szenderowicza oraz "Hamlecie" Szekspira.
Rozmawiał MARIUSZ SOBOTA