"Klan": Teraz jest ciekawiej!
Jej rola w serialu nabrała rozmachu, a postać Julii stała się niezwykle kontrowersyjna. - To dla aktora zawsze duże wyzwanie, ale i powód do radości - przyznaje Dorota Lanton.
Rola Julii w "Klanie" bardzo się rozwinęła. Czy dzięki temu na planie zrobiło się bardziej interesująco?
- Jest zdecydowanie ciekawiej! Z niecierpliwością czekam na kolejne odcinki scenariusza, zachodząc w głowę, co moja bohaterka jeszcze wymyśli, czym zaskoczy mnie i pozostałych bohaterów serialu. Trochę się nawet boję, żeby mnie nie utożsamiano z Julią. Ja ją tylko gram (śmiech).
Pani bohaterka z sympatycznej, zawsze uśmiechniętej farmaceutki, zmieniła się w bezwzględną bizneswoman. Czy taka diametralna zmiana charakteru jest możliwa?
- Julia przechodzi trudny okres w życiu, ma problemy, które ją przerastają. Może dlatego tak się zmieniła. Muszę jakoś tłumaczyć jej zachowanie, skoro gram tę rolę. Przyznam jednak, że czasem jest to bardzo trudne.
Kontrowersyjnych bohaterów gra się lepiej?
- Bez wątpienia. Moja postać zrobiła się dynamiczna, nieprzewidywalna. Chwilami zachowuje się absurdalnie, a nawet komicznie. Sprytnie manipuluje ludźmi, potrafi wszystkich wyprowadzić z równowagi. Granie takiej postaci jest zabawne. Do tej pory w serialach grałam tylko dobre, przemiłe dziewczęta. Kontrowersyjne role zdarzało mi się grać tylko w teatrze oraz w dubbingu.
W "Klanie" gra Pani od wielu lat. Jak wyglądały początki?
- Doskonale pamiętam swój pierwszy dzień zdjęciowy. Julia była wtedy studentką farmacji i angażowała się w działalność charytatywną w Towarzystwie Przyjaciół Kresów. Wkrótce Elżbieta Chojnicka przyjęła ją do pracy w swojej aptece. Julia pochodzi z Wilna, więc przez pierwsze lata grałam z kresowym akcentem, typowym dla Polaków z Wileńszczyzny.
Pani mąż, Bogusław Nowicki, to także artysta. Łatwiej czy trudniej dogadać się w takim związku?
- Boguś jest poetą, kompozytorem, bardem. Sporo koncertuje, nagrywa płyty. Mamy wspólne zainteresowania i podobne problemy. Dzięki temu lepiej się rozumiemy, a wtedy łatwiej żyć. Występuje też gościnnie na moich koncertach. Jest autorem wszystkich tekstów na moją płytę "Jak balsam" i bardzo angażuje się w to, co robię. Z kolei ja jestem jedyną osobą, której czyta teksty przed postawieniem ostatniej kropki. Zapewnia, że bardzo ceni sobie moje uwagi. Kolejne projekty, tak koncertowe jak i płytowe, to nasze dyskusje, wspólne szukanie inspiracji i ustalanie wszystkiego, co z tym się wiąże. Na najlepsze pomysły zazwyczaj wpadamy na spacerze czy w czasie wspólnej jazdy samochodem.
No właśnie - jest Pani nie tylko aktorką, ale także piosenkarką. Lubi Pani koncertować?
- Oczywiście. Na moim koncercie "Miłość w Paryżu" wykonuję największe przeboje piosenki francuskiej w oryginale, między innymi Piaf, Brela, Juliette Greco, Josephine Baker, a także własne. Uwielbiam klimat kabaretów paryskich lat 20. i 50. i koncert właśnie do nich nawiązuje. To takie cabaret-variete, gdzie śpiewam, tańczę, a wszystko to w towarzystwie najlepszych polskich muzyków. Zagraliśmy już około setki koncertów w całej Polsce, zawsze przy pełnych salach. Koncerty mamy już zakontraktowane nawet na 2015 rok.
Rozm. EDYTA KARCZEWSKA-MADEJ