Klan
Ocena
serialu
7,3
Dobry
Ocen: 14327
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Klan": Nowa gwiazda serialu. To ona zastąpi kultową bohaterkę?

Natalia Sławik niedawno dołączyła do obsady "Klanu" jako Mariola Struś, nowo zatrudniona gosposia Jerzego Chojnickiego (Andrzej Grabarczyk). Jest typowana na następczynię Elżbiety (Barbara Bursztynowicz) w jego sercu.

Jolanta Majewska-Machaj: Mariolka, zdaje się, sporo namiesza w życiu serialowych bohaterów?

Natalia Sławik: - Niewykluczone. Na pewno będzie się działo dużo rzeczy, zaskakujących i zabawnych. Za każdym razem, kiedy dostaję nowy scenariusz, rzucam się natychmiast do czytania, pożeram go wręcz, zaintrygowana coraz to ciekawszymi pomysłami scenarzystów. Nie spodziewałam się, że to będzie większa rola. Zaskoczyło mnie, że Mariola weszła z impetem i - mam nadzieję - widzowie pokochają ją tak jak ja. 

Trzeba przyznać, że jest postacią nietuzinkową...

Reklama

- To prawda. Bardzo charakterną, z pazurem, wyjątkową zarówno w sposobie bycia, jak i aparycji. Ten jej niebanalny, szalony look tworzą nieocenione panie od kostiumów, stylizacji, fryzur, którym chciałam przy okazji mocno podziękować. Warto zwrócić uwagę na obowiązkowy koczek na głowie, obwiązany chusteczką - to jej znak rozpoznawczy, można powiedzieć, że nie ma Marioli bez koczka, a koczka bez Marioli (śmiech). 

- Do tego dochodzą wyzywające, obcisłe stroje, błyszczące dodatki, głębokie dekolty. Mam wrażenie, że ona zupełnie nie zdaje sobie sprawy ze swoich atutów, które w ten sposób mimochodem podkreśla. Choć prywatnie sama raczej nie odważyłabym się ubrać tak jak ona, uwielbiam ten jej zwariowany wizerunek, wyrazisty, szczery i niepodrabialny.

Jak to się stało, że dostała pani tę rolę?

- Produkcja poszukiwała aktorki, moja agencja zgłosiła moją kandydaturę i zostałam przyjęta. Być może wpływ na to miał też fakt, że wcześniej zagrałam już w "Klanie", w wątku z Tymonem (Michał Milowicz) i podobno fajnie wyszło...

Wówczas zagrała pani... złodziejkę?

- Tak było, nic chlubnego. Ciekawe, że nie do końca wiadomo, czy teraz to jest inna, całkiem nowa postać, czy ta sama, tylko przeszła jakąś metamorfozę? Dużo jest tu niewiadomych.

Odkąd Mariolka pracuje u Jerzego, poznajemy ją coraz lepiej.  Okazuje się, że pochodzi ze Śląska?

- W sumie tak jak ja - i to nas łączy (uśmiech). Wiemy też, że tam, na Śląsku, mieszka jej mama, po której odziedziczyła pedanterię i talent kulinarny. Stąd w menu, które serwuje Jerzemu, tak wiele regionalnych potraw, a to kluski śląskie z dziurką, zraziki czy rolady wołowe. Smacznie, szybko i pożywnie. Mariolka jest też ratowniczką wodną, nic więc dziwnego, że fachowo troszczy się o zdrowie swego pracodawcy, pilnuje terminów, zachęca do badań. Dba o jego wygląd, pierze, prasuje ubrania, zamawia fryzjera, dwoi się i troi, widać, że zrobiłaby wszystko, aby mu nieba przychylić.

Jakie są jej prawdziwe zamiary?

- Sytuacja jest rozwojowa, prawdopodobnie może to pójść w każdym kierunku. Mam wrażenie, że tak samo uważa Mariolka i obserwuje rozwój wydarzeń. Jerzy jest obecnie "słomianym wdowcem", ale czeka na Elżbietę (Barbara Bursztynowicz), wierząc, że żona kiedyś wróci. I nie sądzę, żeby myślał teraz o tym, by ktoś inny mógł zająć jej miejsce w domu. Ale kto wie?

Zwłaszcza, że od dawna wiadomo, że Jerzy lubi kobiety, zwłaszcza młode, ładne, apetyczne...

- Tak jak i Oskar (Piotr Seweryński), jego przyrodni brat, który obecnie mieszka u niego. Żartuje sobie z Jerzego i Mariolki, że są jak stare dobre małżeństwo, patrząc na ich wzajemną relację. Ale prawda jest taka, że Mariolka dba i o Jerzego, i Oskara, a oni obaj są dla niej mili. No, ściślej - bardzo mili. Kto wie, może w przyszłości będzie między nimi rywalizacja? Więcej nie mogę powiedzieć.

Jak pani się czuje na planie "Klanu"?

- Trochę jak w domu. Trafiłam na fantastyczną ekipę, serdeczną, życzliwą, od pierwszego dnia bardzo pomocną i - co ważne - profesjonalną. To dla mnie zaszczyt pracować z tak doświadczonymi aktorami, którzy znają "Klan" od podszewki, grają też w innych produkcjach, w teatrach. Mogę się od nich uczyć, nasiąkać jak gąbka ich wiedzą, obyciem scenicznym. Niezwykle cenna lekcja.

Zajmuje się pani profesjonalnie aktorstwem?

- Od zawsze pociągały mnie zawody artystyczne. Chodziłam do szkoły muzycznej w klasie wiolonczeli oraz do liceum plastycznego, w końcu postawiłam na aktorstwo, które daje, moim zdaniem, najszersze możliwości. Edukowałam się w różnych placówkach kierunkowych w kraju i za granicą. Obecnie uczę się w placówce filmowo-teatralnej Stanisławski Studio, zgłębiając kolejną metodę ekspresji scenicznej. Odbywam też cykl warsztatów pod okiem Scotta Trosta, dyrektora wykonawczego Instytutu Meisnera w Los Angeles. 

- Moją największą dotychczas rolą, prawdziwym debiutem na ekranie, jest właśnie rola Mariolki w "Klanie". Poza tym zagrałam epizod w filmie "Furioza 2" w reżyserii Cypriana T. Olendzkiego, a także malutką rólkę w amerykańsko-polsko-czeskiej produkcji "Fundation 3", którą reżyserował Tim Southam - miło było poznać. Wakacyjnie pomagam też znajomym studentom w realizacji etiud filmowych, ostatnio wystąpiłam w dyplomowym filmie Izabeli Zubryckiej pt. "Borderline Girls", gdzie miałam kilka dni zdjęciowych. Biorę udział w nagraniach teledysków i reklam. Zajmuję się też modelingiem - i mimo niskiego wzrostu - znalazłam w nim dla siebie przestrzeń i mam już nawet dość bogate portfolio. No i uczestniczę w różnych castingach, w nadziei na dużą, fajną rolę - może tu, a może gdzieś daleko stąd...

Co pani robi poza pracą?

- Chodzę na zajęcia sprawnościowe - stretching, jogę, siłownię, a od niedawna na kickboxing. Od dziecka trenowałam akrobatykę i taką potrzebę ruchu mam we krwi. Chodzę też na spacery z psem, a właściwie suczką, o imieniu Mia, rasy szpic japoński, moją wierną przyjaciółką, którą traktuję jak własne dziecko. Towarzyszy mi prawie wszędzie, jeździ ze mną na plan i grzecznie czeka, jest mądra, zdolna i bardzo kochana. Ona również ma za sobą debiut przed kamerą, wystąpiła w reklamie karmy dla psów i świetnie sobie poradziła. 

Planuje pani jakiś wakacyjny wyjazd?

- Ja jestem słaba w planowaniu, lubię jak rzeczy przydarzają się nagle i znienacka. Kiedyś mój chłopak kupił nam wycieczkę do Turcji na dzień przed moimi urodzinami - i to była prawdziwa niespodzianka. Tak jak lubię.

Chłopak jest też aktorem?

- Nie, jest programistą, pracuje obecnie nad grą komputerową, tworzy muzykę. Próbowałam namówić go, by spróbował swych sił w aktorstwie, na razie bezskutecznie. Chciałabym też, żeby moja Mia wystąpiła ze mną w "Klanie", to takie moje marzenie.

Czy wie pani, że jesteście z "Klanem" rówieśnikami - serial wystartował pod koniec września 1997 roku, pani przyszła na świat kilka dni później...

- Co za zbieg okoliczności, nawet nie wiedziałam! Urodziłam się tuż po wielkiej powodzi, która nawiedziła południe Polski w 1997 roku. U nas, w Raciborzu, nie było dramatu, ale tata jeździł ratować babcię, która mieszkała w Studziennej, najpierw całkiem zalanej, a potem tak zniszczonej, że trzeba było wszystko naprawiać. Mama w zaawansowanej ciąży żyła w stresie, musiała prosić sąsiadów, by w razie czego, jak przyjdzie czas rozwiązania, dzwonili do taty, bo my nie mieliśmy telefonu. O tym się głównie mówi w domu, wspominając moje narodziny. 

- A jeśli chodzi o "Klan", to faktycznie - nie pamiętam życia bez niego, bo nie mogę pamiętać, oglądaliśmy go w telewizji jak byłam dzieckiem. I tak sobie myślę, że skoro przeżyliśmy - i ja, i serial - blisko 28 lat oddzielnie, to teraz może czeka nas 28 lat wspólnych - czego i sobie, i "Klanowi" z całego serca życzę... (uśmiech)

Rozmawiała: Jolanta Majewska-Machaj

Źródło: AIM
Dowiedz się więcej na temat: Klan
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy