Klan
Ocena
serialu
7,3
Dobry
Ocen: 13866
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Klan": Może nas jeszcze bardzo zaskoczyć!

W błahych sprawach odpuszcza, ale o ważne rzeczy walczy jak lwica. – Unikam jednak konfliktów, bo przekonałam się, że one mnie za dużo kosztują – mówi Barbara Bursztynowicz. Co do swojej Elżbiety w „Klanie”, wciąż nie powiedziała ostatniego słowa i, jak mówi, czeka na ekstremalne doznania.

W przyszłym roku szykuje się okrągły jubileusz. Telenoweli "Klan" stuknie 20 lat. pani gra w tym serialu od początku...

- Tak. I naturalną koleją losu zostałam nestorką rodziny Lubiczów, choć odkąd pamiętam, spieramy się z Tomkiem Stockingerem, który gra mojego brata bliźniaka, kto zasługuje na to miano. Chętnie spekulujemy, które z nas przyszło na świat pierwsze. (śmiech) Tak czy inaczej, gram w "Klanie" od pierwszego odcinka. I ja to czuję!

To dziwne, bo na ekranie prezentuje się pani szalenie młodo. Szczupła, zgrabna sportsmenka, a do tego ta niezłomna pogoda ducha. Jakby czas się pani nie imał!

Reklama

- Dziękuję za ten komplement, miło mi to słyszeć. Wzruszyłam się. W ogóle łatwo się wzruszam, a im jestem starsza, tym trudniej mi opanować emocje. Ot, taki trochę uciążliwy przywilej wieku. Te 19 lat w "Klanie" minęło szybko. Kiedy spojrzę na siebie sprzed lat, to mówiąc delikatnie, bardzo "dojrzałam". To nasze "dojrzewanie" w "Klanie" może przy sprzyjających okolicznościach jeszcze długo potrwać. Trudno przewidzieć, co czeka moją bohaterkę. Może, jeśli utrzyma się w dobrej formie, będzie żyła swoimi i cudzymi problemami do przyjemnej starości. Aż w końcu rodzina pogrążona w niepohamowanym żalu pożegna Elżbietę w żałobnym kondukcie i jeszcze przez wiele odcinków nie będzie w stanie pogodzić się z jej odejściem. Będzie ją wspominać przy byle okazji podkreślając, jaką to była niezwykłą osobą oraz jak jej wszystkim brak.

Czy rola Elżbiety jest dla pani pewnym obciążeniem?

- Trochę tak. Na pewno mnie zaszufladkowała na wiele lat. Czasami dochodzą mnie słuchy, że ktoś miałby dla mnie ciekawą propozycję aktorską, ale ostatecznie rezygnuje, bo za bardzo się kojarzę z Elżbietą. To jest trochę niesprawiedliwe, bo jestem aktorką i potrafię się zmieniać.

To może w tej sytuacji powinna pani dać się czym prędzej uśmiercić? W "Klanie" oczywiście.

- No nie, nie przesadzajmy, to byłby zbyt drastyczny krok. Pomimo kryzysów, jakie odczuwam, mam jeszcze zamiar przeżyć z Elżbietą ciekawe przygody. Liczę na to, że zdarzą się w przyszłości interesujące aktorskie wyzwania w ramach tej roli.

Aktor w pewien sposób wrasta w swoją postać. Czy Elżbieta ma coś z pani? Bo mówi pani takim samym tonem jak ona.

- W jakiejś mierze jestem do Elżbiety podobna, choćby dlatego, że daję jej swoją fizyczność. Dokładam jeszcze wrażliwość i tembr głosu, jak pani zauważyła. Jeśli ma się z kimś do czynienia przez prawie 20 lat i jeśli jest się na tego kogoś skazanym na dobre i złe, to lepiej się z nim zaprzyjaźnić. Oczywiście nie muszę Eli cały czas lubić, tak jak mam prawo nie lubić czasem siebie. Elżbieta bywa miła, ciepła, wyrozumiała, ale zdarzają się jej od czasu do czasu jakieś wybryki. I ze mną też tak bywa, choć oczywiście staram się kontrolować swoje zachowania, tym bardziej że na swoje życie mam dużo większy wpływ.

Wnioskuję z tego, że pewnie pani nad sobą pracuje?

- Tak, staram się. Właśnie niedawno dojrzałam do myśli, że nie warto się złościć (śmiech), a w pewnych sprawach lepiej ustąpić. Kalkuluję, czy opłaca mi się walczyć, bo po prostu konflikt za dużo mnie kosztuje. Chociaż już mam wątpliwości, czy, ewentualnie jak długo, wytrwam w tym postanowieniu. Może to są tylko pobożne życzenia. Ustąp, aby zwyciężyć - to zasada japońskiej sztuki walki jujitsu. Chciałabym tego spróbować. (śmiech)

Co pani daje ustępowanie?

- Święty spokój. Z wiekiem coraz bardziej go cenimy. Brakuje mi siły na toczenie walki o swoje racje. Oczywiście dotyczy to codziennych, błahych spraw, bo tam, gdzie chodzi o rzeczy ważne, walczę, nie poddaję się.

Pani jest zodiakalnym...

Wodnikiem. Jestem uparta, wrażliwa, pełna empatii, trochę ekscentryczna, dowcipna, z dużą wyobraźnią, wymagająca, ale przyjazna...i tak dalej.

Wróćmy jeszcze do Elżbiety. Co pani najbardziej się podoba w graniu tej postaci?

- Dzięki serialowi mam możliwość zagrania różnych stanów i emocji. Od wzruszenia, przez prawdziwe łzy radości, do histerii i braku panowania nad sobą. Od perswazji do wybuchów złości, cały wachlarz uczuć towarzyszących depresji - żal i rozgoryczenie, empatia i brak zrozumienia, można tak wymieniać bardzo długo. Czekam na ekstremalne doznania mojej postaci, ciekawe wątki, dzięki którym trzeba będzie odnajdywać w sobie nowe środki wyrazu aktorskiego.

Kiedy nie gra pani w serialu, to...

- Biorę udział w różnych przedsięwzięciach parateatralnych; spotkaniach z publicznością, spotkaniach literackich, programach poetyckich. Jeśli mogę, to wyjeżdżam. Lubię podróżować. Wiem, że to banał, bo teraz wszyscy lubią, ale my lubimy od dawna. Czasami tylko muszę trochę popracować nad moim mężem, który najchętniej zostałby w domu, ale kiedy już dotrzemy do celu naszej podróży jest szczęśliwy. On zapisuje swoje wrażenia w formie wierszy, a ja ilustruję je zdjęciami. Lubimy też być w naszym letniskowym domku pod Warszawą. Tam odpoczywamy, to takie nasze miejsce. Spotykamy się też z przyjaciółmi, sporo czytamy, chodzimy do teatru. Od ponad 40 lat prawie się z Jackiem nie rozstajemy. A naszym największym szczęściem i zmartwieniem od czasu do czasu jest nasza córka Małgosia.

A jakieś niespodzianki od czasu do czasu?

- Ale jakie? Romansik? W moim wieku już nie wypada. A jeśli, to tylko w serialu.

Rozm. Katarzyna Ziemnicka

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy