Klan
Ocena
serialu
7,2
Dobry
Ocen: 13435
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Klan": Monika Dryl i jej pasje

Czas dzieli między swoje największe pasje: aktorstwo, muzykę i macierzyństwo. Monika Dryl opowiada m.in. o premierze w Teatrze Narodowym i przyznaje, że rozpiera ją energia.

Dołączyła Pani do obsady "Klanu" jako Ula, córka Leopolda (Grzegorz Wons). Czy postać zagości w serialu na dłużej?

- Nigdy nie wiadomo. Zaskoczyła wszystkich swoją decyzją powrotu z zagranicy, gdzie mieszkała przez ostatnich 10 lat, rozstała się tam z facetem i postanowiła budować życie na nowo w kraju. Czy jej się to uda i w jakim kierunku pójdzie - wszystko zależy od scenarzystów.

Już na wstępie skomplikowali sprawę, kiedy okazało się, że nie ma dokąd wracać, bo jej dom jest zamieszkany!

- Co mogło zapowiadać konflikt, tymczasem, ku memu zadowoleniu, tak się nie stało. Wręcz przeciwnie, Ula z życzliwością odniosła się do córki nowej żony swego ojca, Bożenki (Agnieszka Kaczorowska) i jej męża (Konrad Darocha), mieszka z nimi pod jednym dachem, pomaga im, gotuje i... czeka, aż znajdą sobie nowe lokum (śmiech).

Reklama

Jest Pani niejako "weteranką serialową", zagrała Pani już w tylu, że trudno zliczyć!

- Seriale stanowią ważny obszar aktywności w zawodzie, minęły czasy podziału aktorów na teatralnych i serialowych, dziś grają w nich wszyscy. Przez 14 lat, bo tyle minęło, odkąd skończyłam Akademię Teatralną, zdążyło się już ich uzbierać.

Na co dzień jest Pani aktorką Teatru Narodowego w Warszawie. Nobliwa scena...

- Na której obchodzimy 250-lecie teatru publicznego w Polsce. Z tej okazji mieliśmy uroczystą premierę "Kordiana", w reżyserii dyrektora Jana Englerta, z udziałem prawie całego zespołu. To doniosłe wydarzenie, a dla nas niebywała okazja do spotkania w tak licznym gronie. Zazwyczaj mijamy się w kuluarach, napotykamy przypadkiem po próbach w bufecie...

Jest w Pani życiu jeszcze inna ważna scena, Teatr Pieśni Kozła.

- Zaczęłam z nim współpracę cztery lata temu, przez ten czas zdążyliśmy już objechać pół świata, zdobyć wiele wyróżnień. Na jednym z najważniejszych międzynarodowych festiwali teatralnych w Edynburgu, w 2012 roku, nasze "Pieśni Leara" zgarnęły wszystkie możliwe laury, wymyślono nawet dla nas dodatkową nagrodę, a w rankingu wszystkich spektakli tam wystawianych, a było ich 2,5 tysiąca, zajęliśmy pierwsze miejsce! Jako wyraz uznania Szkoci zaproponowali nam realizację spektaklu w języku gaelickim! Tak powstał projekt "Return to the voice", w którym śpiewa również Anna Maria Jopek.

Tym akcentem przechodzimy w świat muzyki, równie Pani bliskiej jak aktorstwo...

- Faktycznie, te dwie pasje we mnie tkwią mocno, kiedyś miałam swój zespół, The Monica Quintet, dziś śpiewam solo. Przygotowuję się do wydania płyty, myślę, że pojawi się wiosną. Ostatnio wzięłam udział w programie "Twoja Twarz Brzmi Znajomo", który dostarczył mi wiele radości i niespodziewanych emocji. Odgrywanie danej postaci wymaga koordynacji wielu elementów - śpiewu cudzym głosem, zaprzyjaźnienia się z charakteryzacją, często mało komfortową, opanowanie układu choreograficznego, interpretacji aktorskiej - a na występ mamy tylko 2,5 minuty - jeden strzał! Bardziej udany lub mniej, w każdym razie zabawa jest przednia i pouczająca. Dowiedziałam się o sobie rzeczy, o które bym się nawet nie podejrzewała... (śmiech).

Z chęcią opowiada Pani o pracy, ale ponoć dopiero się zacznie, gdy zapytać Panią o Antosia!

- O tak, moi znajomi wiedzą, że potrafię o nim mówić bez końca (śmiech)! Nasz 6,5 letni synek jest najcudowniejszym zdarzeniem w kosmosie, jakie mi się mogło przytrafić! W tym roku rozpoczął naukę w szkole muzycznej, gra na pianinie i saksofonie. Popołudniami trenuje piłkę nożną, tu może się wyszaleć. Bo energia go rozpiera, a baterie zdaje się nigdy nie wyczerpują - to u nas rodzinne (śmiech)!

Rozm. J. Majewska

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy