"Klan": Fryzjerka jak terapeutka
W serialu Joanna Kurowska wciela się w postać Lutki - uwielbiającej plotki właścicielki salonu fryzjerskiego. Jej klientkami są panie z "Klanu". Jak nas zapewnia, koleżanki-aktorki mogą bez obaw wpadać do jej serialowego salonu.
O kobietach mówi się, że chodzą do fryzjera, aby poprawić swoje samopoczucie.
- Owszem, ale fryzjerka, czy manikiurzystka pełni też rolę terapeuty. To nieprawdopodobne jak my, kobiety, otwieramy się w takich miejscach przed obcą osobą. A ile zwierzeń innych kobiet wychodzi z ust mojej fryzjerki! Spokojnie mogłaby napisać o tym książkę. To samo mówi moja pani od paznokci. Okazuje się, że lubimy wracać do tego samego fryzjera nie dlatego, że on jakoś rewelacyjnie czesze, ale dlatego, że potrafi słuchać. Po takiej wizycie jesteśmy pięknie wysłuchane, pięknie uczesane i czujemy się spełnione.
A salonowe plotki zaczynają krążyć wśród znajomych, które czeszą się u tej samej fryzjerki, i żyć własnym życiem!
- Oczywiście (śmiech)!
Pani wybiera salony, w których może się zrelaksować i pomilczeć, czy wybiera te przypominające "cafe plotki"?
- Kiedy chcę rozwiązać jakiś problem, to idę do terapeuty. Nie mam czasu ani ochoty na takie salonowe wynurzenia. Dobrze czuję się natomiast w miejscach, gdzie panuje domowa, niespieszna atmosfera, a tę atmosferę tworzą ludzie, do których lubię po prostu wracać. Jednak, przyznam szczerze, w dzisiejszym zabieganiu, przy liczbie spektakli, które gram w całej Polsce, dużym domu, który prowadzę, i rodzinie, nie mam na to celebrowanie wiele czasu.
Pamięta Pani swoje fryzjerskie wpadki?
- Całe życie byłam ruda... Aż poszłam na studiach do fryzjera w Łodzi, który na jednym posiedzeniu zrobił ze mnie platynową blondynkę. Przez kilka kolejnych dni byłam w ciężkim szoku. Nie mogłam się przyzwyczaić do nowego wizerunku.
I tak wprowadziłyśmy Czytelników do Pani najnowszej roli w serialu "Klan", gdzie gra Pani właścicielkę salonu fryzjerskiego. Wizerunek Lutki odpowiada Pani temperamentowi?
- W "Graczykach" grałam gospodynię domową, w "Bulionerach" - bizneswoman, w "Ale się kręci" - aktorkę, w "Pierwszej miłości" - wściekłą sekretarkę, w "Badziewiakach" - babę ze wsi, a w "Kiepskich" pielęgniarkę. Dzięki mojej pracy wykonywałam większość zawodów, ale fryzjerką jeszcze nie byłam. Ucieszyłam się, że Paweł Karpiński, producent "Klanu", wymyślił taką złożoną postać. Osoby, która podlizuje się ludziom, uśmiecha się do wszystkich, bo na tym polega jej zawód, jeszcze nie grałam. Przy konkurencji, jaka jest na rynku, Lutka musi mocno kombinować, żeby opłaciło jej się utrzymanie zakładu. Jest w niej, myślę, lekki fałsz.
Co jest jej wizytówką?
- Umiejętność słuchania oraz ciekawość bliźniego i tego, co dzieje się w jego życiu osobistym. Lutka jest szczęśliwa, że klientki się jej zwierzają. Jak każda kobieta lubi posłuchać ploteczek, skomentować to i owo, i upuścić odrobinę złośliwości. TT Ma Pani nadzieję na płomienny romans Lutki np. z dr. Pawłem Lubiczem? - Lubicz już ma romans (uśmiech).
Zawsze może być Pani konkurencją dla Doroty Kamińskiej.
- A potem pojawię się na przydomowym bazarku i usłyszę wiązankę słów, bo wszyscy kochają doktora Lubicza, jako prawą osobę. Nie wiem, czy bym chciała tak zaryzykować.
Czy koleżanki-aktorki: Dorota Kamińska i Joanna Żółkowska mogą zaryzykować wizytę w salonie fryzjerskim Lutki, w którym to Pani dzierży szalone nożyczki?
- Skoro dwie eleganckie kobiety są zapisane do mnie jednego dnia, to chyba musiała pójść jakaś fama.
Rozm. BEATA BANASIEWICZ