Czesia to nie ja!
Aktorka Anna Powierza, której największą popularność przyniosła rola Czesi Kot-Kurzawskiej w "Klanie", postanowiła popracować nad zmianą swojego wizerunku. Poznaj szczegóły!
W celu zmiany wizerunku Anna Powierza rozpoczęła współpracę ze Szkołą Stylu w Warszawie. Jej wykładowcy to styliści i wizażyści z bogatym doświadczeniem.
- Z wielką chęcią poddałam się metamorfozie, jaką zaproponowała mi ekipa uznanego na polskim rynku mody stylisty Grzegorza Blocha - mówi aktorka, która ma pełną świadomość tego, że przylgnęła do niej etykietka serialowej Czesi.- Choć bardzo lubię moją bohaterkę z "Klanu", w prawdziwym życiu niewiele mam z nią wspólnego. Czesia to nie ja! Na co dzień staram się być po prostu sobą. Doszłam jednak do wniosku, że warto uczyć się od najlepszych i dlatego zdecydowałam się na współpracę ze Szkołą Stylu. Chciałabym umieć podkreślać strojem walory swojej osobowości. To duża sztuka być ubranym a nie przebranym.
- Poradziłem Ani, by koncentrowała się na tym, co ma najładniejszego - opowiada Grzegorz Bloch, który pracował m.in. z Edytą Górniak, Natalią Kukulską czy Reni Jusis.
- Ma np. świetną talię, więc powinna podkreślać ją paskiem. Generalnie widzę ją w prostych, klasycznych, dobrze skrojonych i dopasowanych ubraniach. Takich, o których można powiedzieć, że są jej drugą skórą. Za duża rzecz, nawet o pół rozmiaru, robi wrażenie kwadratowej sylwetki. Najlepszym rozwiązaniem dla Ani wydają mi się sukienki w stylu Audrey Hepburn, dżinsy plus ciekawy top. W tym klasycznym ubraniu powinien być jakiś pazur, szczypta szaleństwa, np. duży suwak albo kaptur.
- Na garnitury i garsonki Ania jest stanowczo za młoda. Jeśli chodzi o kolory, świetnie jest jej w czerni, beżach, błękitach i bladym różu. Co do butów, przy tak filigranowej sylwetce koniecznie na wysokim obcasie - wtedy sylwetka układa się zdecydowanie lepiej. Ania powinna nosić też proste fryzury, a jeśli upięcia - to bardzo nowoczesne i nonszalanckie. To nie mogą być wyczesane koki, bo to dodałoby jej lat.
- Jeśli chodzi o wysokie obcasy, to jestem bardzo za! - śmieje się Ania
- Uwielbiam takie buty i dziękuję Bogu, że nie obdarował mnie wzrostem koszykarki. Dzięki temu śmiało mogę zakładać dziesięciocentymetrowe szpilki bez obawy, że na jakiegokolwiek mężczyznę będę zmuszona patrzeć z góry. Ten przywilej kobiet niewielkiego wzrostu wykorzystuję zawsze i w każdej sytuacji. Buty na płaskiej podeszwie zakładam właściwie tylko i wyłącznie wtedy, gdy uprawiam sporty.
- Ma to niewątpliwe plusy - nawet całonocną imprezę mogę radośnie przetańczyć na najwyższych obcasach bez marzenia, żeby do wieczorowej sukni założyć tenisówki. Aczkolwiek zgadzam się, że przechodzenie życia tylko i wyłącznie na wysokich obcasach nie jest najszczęśliwszym pomysłem, bo sama tego doświadczyłam. Gdy robiłam prawo jazdy, nie wiem, jakim sposobem, ale udało mi się przekonać instruktora, że prowadzenie samochodu w takim obuwiu nie jest ani błędem, ani też nie stwarza specjalnego problemu. Dzięki temu cały kurs przejeździłam w najlepszym razie zakładając koturny.
- Jednakże w dzień egzaminu spanikowałam. Wydawało mi się, że denerwowanie egzaminatora takimi butami będzie szczytem braku dyplomacji, dlatego też grzecznie założyłam adidasy. Na teorię nie miało to specjalnego wpływu - zdałam śpiewająco. Problem pojawił się dopiero wtedy, gdy wsiadłam do samochodu. Okazało się, że w zwykłych butach kompletnie nie umiem prowadzić...! Pokonał mnie podjazd pod górkę, którego musiałam się, niestety, na jazdach doszkalających ponownie nauczyć...
- Czerń - cudownie, dobrze czuję się w tym kolorze. Najchętniej zakładam na siebie ciemne rzeczy. Brązy, szarości - to jest to, co lubię. Jeśli kolory - to zdecydowane i wyraźne, zawsze miałam wrażenie, że w pastelowych odcieniach przy moim typie urody po prostu zniknę. Dlatego zaskoczyły mnie i róże, i błękity. Cóż, być może to dobry czas na zmianę przyzwyczajeń i odważne zmierzenie się z tak jasnym wizerunkiem mojej własnej osoby...? Nie wiem, jak to wyjdzie, ale na pewno chętnie spróbuję.
- Styl Audrey Hepburn to zdecydowanie moda dla mnie. Zawsze kojarzyła mi się ze stu procentową kobiecością. I to zarówno rozkloszowane, podkreślone grubym paskiem sukienki, jak i syrenie, przylegające do ciała suknie, niemalże udające drugą skórę. Żałuję, że trendy w modzie nie zatrzymały się na tym stylu i nie trwają cały czas, bo idealnie wręcz podkreślają to, co w sobie lubię i przy mojej budowie jest zdecydowanie najlepsze.
- Nie znoszę tych sezonów, gdy sklepy zawalone są luźnymi bluzo-tunikami, sukienkami jak worki w żadnym razie nie podkreślającymi talii albo, co najgorsze, odcinanymi pod biustem. W takich momentach jest ze mną naprawdę fatalnie - założenie takich aktualnie hitowych kreacji wywołuje u mnie niezbitą pewność, że w konkursie na najbrzydszą kobietę świata z powodzeniem mogłabym walczyć o najwyższe laury.
- Niestety, brakuje mi odwagi, by na takie wyzwanie sobie pozwolić. Niestety, w sklepach za nic nie można zdobyć nic innego. Jedyne, co pozostaje, to porządnie przeszukać lumpeksy albo wykorzystać stare, "niemodne" już kreacje. Nie wiem, dlaczego, ale to również mało mnie satysfakcjonuje. Dlatego też w pewnych pechowych sezonach najchętniej decydowałabym się na siedzenie w domu.
- Przede wszystkim lubię ubierać się wygodnie dodaje serialowa Czesia.
- Dżinsy to absolutna podstawa mojej garderoby, dlatego mam ich wiele par i wrażenie, że ciągle za mało. Za weto przeciw garsonkom i garniturom jestem Grzegorzowi absolutnie wdzięczna i zobowiązana. Uwolnił mnie w ten sposób od potężnego dylematu, który od kilku ładnych lat wisi w mojej szafie w postaci pięknego, wykonanego z najszlachetniejszego materiału, cudnie wykończonego garnituru. Budzi podziw i błysk zazdrości w oczach moich wszystkich koleżanek, które zresztą co i rusz go ode mnie pożyczają. Każda z nich, bez wyjątku, wygląda urzekająco, bo w tak kunsztownej materii i liniach szycia naprawdę trudno wyglądać inaczej.
- Samej sobie również nie mam nic do zarzucenia. Niestety. Pomimo tego, że mierzyłam go po wielokroć, pomimo przysiąg składanych samej sobie, że tym razem z całą pewnością go ubiorę, nigdy nie udało mi się w tym nieszczęsnym garniturze opuścić progów własnego domu.
- Nie, i koniec. Nie mogłam się przemóc. Również i do tego, by ten upiorny garnitur po prostu oddać lub wyrzucić. Było to niemożliwe ze względu na jego niesłychaną szlachetność, jak i dlatego, że dostałam go w prezencie. Grzegorz dodał mi odwagi. Dlatego też bez skrupułów oddam go pierwszej chętnej koleżance, bowiem ani dziś, ani za wiele lat moja próżność nie pozwoli mi podejrzewać, że już nie jestem na to za młoda.
- Współpraca z Grzegorzem i Szkołą Stylu była bardzo inspirującym doświadczeniem - komentuje Anna Powierza. - Przede wszystkim dlatego, że ma ogromną wiedzę na temat ubrań i zmieniających się stylów. Udowodnił, że zabawa z modą może być naprawdę świetną zabawą. Podobało mi się, nie ukrywam - dowartościowało wręcz, że potwierdził to, co sama na temat tego, jak powinnam się ubierać, podejrzewałam. Z drugiej strony - zachęcił do wypróbowania nowych rzeczy, na które sama z całą pewnością bym nie wpadła albo zabrakłoby mi do nich przekonania i odwagi.