Chłopaki nie płaczą
Piotr Cyrwus definitywnie zakończył pracę na planie “Klanu". Od 1 stycznia jest etatowym aktorem Teatru Polskiego w Warszawie. W wolnych chwilach bierze lekcje angielskiego oraz... śpiewu. Prywatnie cieszy się, że śmierć jego bohatera Ryszarda Lubicza nie pójdzie na marne. Ma to związek z kolejną misją “Klanu"...
Było panu miło po komentarzu kolegi z "Klanu" Tomasza Stockingera: "Ludzie się z Ryśka śmiali, a teraz będą po nim płakali"?
- Bardzo mi miło, że w całej wypowiedzi Tomek mówił o mnie z podziwem. Nie jest tak źle w tym naszym świecie aktorskim. Niektórzy się śmiali, niektórzy podziwiali - taka jest prawda. A chyba wszyscy będą żałowali.
A czy panu zdarzyło się kiedykolwiek uronić łezkę przez Ryszarda? A raczej przez niewybredne komentarze pod jego adresem?
- Chłopaki nie płaczą. Kiedyś może się obrażałem, ale zrozumiałem, że niektórzy ludzie mają problemy z ogarnięciem rzeczywistości. Ja wykonuję swój zawód i nie mam z tym problemów.
Dlaczego właściwie miał pan dość Ryszarda Lubicza?
- Nie miałem dość. Dokonałem wyboru. Chcę zająć się teatrem. Od 1 stycznia jestem w Teatrze Polskim w Warszawie.
Podobno producenci proponowali panu podwyżkę do 11 tys. za dzień zdjęciowy, ale pan nie dał się przekonać...
- Ludzie chyba zdają sobie sprawę, że podpisywane umowy mają klauzulę tajności. Ujawnienie moich zarobków i propozycji jest niezgodne z prawem. Dziennikarze uwielbiają dzielić i drażnić ludzi, szczególnie zarobkami.
- Ja zawsze pytam o pracę a nie o to, ile zarobię. My, aktorzy i ludzie telewizji, wykonujemy komercyjne prace, nie okradamy budżetu państwa. To pieniądze wypracowane przez programy, które ludzie dobrowolnie oglądają. A takie pytania są nietaktowne.
Pamięta pan, ile razy Ryszard wypowiedział słynną kwestię: "Dzieci, umyjcie rączki"?
- Tak dokładnie cztery razy.
Uważa pan "Klan" za serial misyjny?
- Tak, “Klan" jest jednym z niewielu seriali z misją. Dlatego śmierć Ryszarda Lubicza nie pójdzie na marne. Mój bohater zostawi w dokumentach deklarację, że w razie śmierci chce oddać swoje organy do przeszczepu. Pragniemy w ten sposób zwrócić uwagę widzów na to, jak ważne jest świadome przekazywanie narządów, które mogą uratować niejedno życie.
Czy to prawda, że chciał pan zostać śpiewakiem operowym, a teraz bierze lekcje śpiewu? U kogo, jeśli można wiedzieć?
- A to moja słodka tajemnica. Nie wszystko na sprzedaż.
Podobno intensywnie uczy się pan angielskiego? Czyżby zamierzał pan wyruszyć na podbój Hollywood?
- Uczę się, zawsze się uczyłem, bo to sprawia mi przyjemność.
Ryszard to chodzący ideał męża, ojca, człowieka. W jakiej roli najchętniej widziałby się pan teraz?
- Na pewno nie będę robił nic na siłę i pokazywał widzom, że potrafię coś innego. Większość dziennikarzy to ludzie młodzi i myślą, że przed “Klanem" nic nie było. Jestem aktorem z dużym stażem i dorobkiem. Nikomu nic nie muszę udowadniać.
Będzie pan oglądał na ekranie śmierć Ryszarda?
- Nie wiem.
A wyobraża pan sobie powrót do "Klanu" za pięć lat w roli... nieznanego brata bliźniaka Ryszarda, który siedział w więzieniu w Ameryce Południowej za przemyt narkotyków?
- Nie.
Żałuje pan, że wziął rolę w "Klanie" i spędził w serialu prawie 15 lat?
- Całe piętnaście lat słyszałem pytanie, czy się panu nie nudzi, teraz, czy żałuję. Nie, nigdy mi się nie nudziło i nie żałuję.