Chcę mieć w życiu cały pakiet!
Magdalena Stam została mamą! Na razie tylko w “Klanie", gdzie wciela się w postać Zyty Chojnickiej. W życiu prywatnym natomiast szykuje się do ślubu z narzeczonym Jasonem. Planują wspólny dom i dzieci. Poznaj szczegóły!
Co słychać u Zyty, którą gra pani w "Klanie"? Podobno urodziła ślicznego synka?
- Owszem, moja bohaterka zadebiutowała ostatnio w życiowej roli mamy. Miałam już nawet pierwsze zdjęcia z synkiem. Widzowie poznają Stefanka w pierwszym powakacyjnym odcinku "Klanu", czyli we wrześniu.
Jak się pracuje na planie z niemowlakiem?
- Muszę przyznać, że było to bardzo stresujące przeżycie. Dziecko miało dopiero dwa miesiące, a nakręcenie sceny z nim trwało dosyć długo. Żeby było jeszcze ciekawiej, naszego synka gra dziewczynka, a musiałam się do niej zwracać jak do chłopca, co stanowiło dodatkowe utrudnienie. Czasami mała zaczynała płakać w trakcie sceny, a ja musiałam ją ululać. Bałam się, że z nerwów zapomnę swoich kwestii. Na szczęście tak się nie stało. Po nakręceniu tej sceny podszedł do mnie szwenkier i powiedział: “No, masz ten dryg do dzieci!". To był miły i budujący komplement.
Co jeszcze po wakacjach czeka graną przez panią bohaterkę Zytę i jej męża Michała?
- Teraz wszystko będzie się kręciło wokół ich dziecka.
Czy wścibska mama Zyty przestanie w końcu wtrącać swoje trzy grosze w ich sprawy?
Niestety, nadal będzie wtrącać się i mieszać między nimi. Już nawet na ulicy niektóre panie zatrzymują mnie i mówią: “Współczuję pani! A Michałkowi jeszcze bardziej - ma taką straszną teściową" (śmiech).
A czy Michał wybaczył już Zycie skok w bok z Igorem Rutką, w którego wciela się Zbigniew Suszyński?
- Tak, okazał się niezwykle wyrozumiały i wybaczył Zycie wiarołomstwo. Jakiś czas temu nagrywaliśmy scenę, w której Michał spotykał się z atrakcyjną tancerką Martą, czyli Edytą Herbuś, i miał możliwość odbić sobie tę zdradę, ale na szczęście pozostał wierny żonie.
Czy pani w prawdziwym życiu potrafiłaby wybaczyć zdradę?
- Ach, to trudne pytanie! Nie wiem... To zależy, jak zostałaby wytłumaczona.
Podobno szykuje się pani do ślubu...
- Tak, myślimy z Jasonem o ślubie, ale na razie nie zaplanowaliśmy jeszcze żadnych konkretnych szczegółów. Nie jest to proste, bo każde z nas mieszka w innym kraju.
Kim jest pani narzeczony? Jak się poznaliście?
- Poznaliśmy się dwa lata temu w Nowym Jorku. On mieszkał wtedy w Kalifornii, a ja w Polsce. Dzieliła nas duża odległość, jednak łączyło wielkie uczucie. Dlatego ta miłość przetrwała próbę czasu.
Czy potrafiłaby pani rzucić karierę dla miłości?
- Ja chcę mieć w życiu cały pakiet! Czyli i mężczyznę, którego kocham, i pracę oraz pasje, bez których raczej nie potrafiłabym funkcjonować.
Co jest dla pani najważniejsze w życiu?
- Wiele rzeczy... Ale moim priorytetem jest miłość i rodzina. Mimo że często wyjeżdżam, zawsze z wielką chęcią i tęsknotą wracam w moje rodzinne strony niedaleko Poznania.
Jak wyobraża sobie pani siebie za 10 lat?
- Za dziesięć lat? (śmiech). Będę piękna, młoda, odniosę duży sukces... Założę rodzinę, urodzę dzieci, zamieszkam w jakimś tropikalnym kraju albo będę miała tam dom.
Ostatnio wzięła pani udział w warsztatach aktorskich prowadzonych przez nauczyciela z USA, który szkolił m. in. Leonarda di Caprio. Jak wrażenia?
- Lekcje z Bernardem Hillerem, który cieszy się opinią jednego z najlepszych hollywoodzkich nauczycieli aktorstwa, zawsze są niesamowitym przeżyciem. Tym razem jednak w ogóle nie planowałam udziału w tym warsztacie, ponieważ wcześniej uczestniczyłam już w sześciu. Los jednak zdecydował za mnie. Organizatorka warsztatu musiała wyjechać i poprosiła mnie, żebym to ja pomogła w organizacji. Tak więc pokazałam się tam w zupełnie innej roli. Kilka razy tłumaczyłam też Bernarda symultanicznie z angielskiego na polski. Sprawiło mi to dużo radości. Za każdym razem uczę się czegoś nowego.
Czy myśli pani o spróbowaniu sił w USA?
- Może, może. Na pewno chciałabym spróbować, jeśli byłaby taka możliwość. Już uczyłam się u różnych coachów, nauczycieli śpiewu i tańca w Los Angeles. Tam jest po prostu świetnie. Ktoś mi kiedyś powiedział, że jeśli się ćwiczy jogę i nie je mięsa, to Kalifornia została stworzona właśnie dla niego, a ja to przecież praktykuję. Jednak najpierw chciałabym zrobić coś więcej tu, w Polsce.