Znany aktor zrywa z dotychczasowym wizerunkiem. Czas na nowe wyzwania
Kamil Szeptycki w najnowszej produkcji Canal+ "Kiedy ślub?" wciela się w rolę Patryka, przyjaciela pary głównych bohaterów. Jak przyznaje, po latach podtrzymywania na ekranie chłopięcego wizerunku przyszedł czas na nowy rozdział - trzydziestolatków.
Przyjmujesz granych przez siebie bohaterów z otwartymi ramionami, dajesz im kredyt zaufania, a może się z nimi ścierasz?
Kamil Szeptycki: - Kiedy dostaję scenariusz i napisaną postać nie skupiam się na tym co nas różni. Raczej staram się wejść w buty bohatera. Oczywiście, niektóre postaci są mi bliższe, a niektórych działań i motywacji nie rozumiem, ale mój zawód polega na tym, aby pomimo różnic charakterów i postrzegania świata spróbować mojego bohatera zrozumieć. Jestem otwarty na różnorodność, ciekaw innego spojrzenia, innej drogi. W życiu też staram się za bardzo nie oceniać ludzi, tylko podchodzić do nich z czułością.
Patryk jest ci bliski?
- Widzisz ten kolczyk w uchu? To kolczyk Patryka. Został ze mną po zakończeniu zdjęć. Patryk jest na tyle ciekawą postacią, że wyszedłem z propozycją do reżyserów i producentów, abyśmy zrobili wszystko, by ten młody mężczyzna o orientacji homoseksualnej jak najbardziej wymykał się stereotypom. Chciałem, aby widz miał przede wszystkim okazję spojrzeć na Patryka jako na faceta, na którym wszyscy mogą zawsze polegać - zabawnego i uroczego gościa, którego orientacja powinna być dla nas wszystkich sprawą drugorzędną. Dzięki temu mogłem skupić się na jego charakterze, jego skomplikowanej emocjonalności, niełatwej relacji z rodzicami. Przecież to jak się ubiera, czego słucha i jakiej jest orientacji, w żaden sposób nie określa, jakim jest człowiekiem.
Jaką Patryk ma rolę do odegrania w historii głównych bohaterów Wandy i Tośka?
- Opowiadamy o grupie znajomych, przyjaciół, trzydziestolatków, w której każdy spełnia określoną funkcję. Rolą Patryka jest podtrzymywanie na duchu. To on przypomina Tośkowi i Wandzie, że są różne wyjścia z sytuacji, a rozstanie niekoniecznie musi być dramatem i końcem świata. Patryk jest bardzo obecnym przyjacielem, który zawsze spieszy z pomocą i ma czas, by wysłuchać. Bez względu na decyzję Wandy i Tośka nie opowiada się po żadnej ze stron. Nie odwraca się od niego czy od niej.
Nadal uczestniczy w życiu obojga. To jego wspaniała cecha. Oczywiście, jak to w życiu, ktoś kto pomaga innym, bardzo często zapomina o sobie i o swoich potrzebach. Kiedy Patryk dochodzi do emocjonalnej ściany, następuje totalna eksplozja.
Musi się w tym odnaleźć i zacząć porządkować własne życie. Dla mnie jako aktora jest to Ogródek Jordanowski! Im dalej czytałem scenariusz, mówiłem: jakie to jest pogmatwane, ale będzie fajnie! Taki wielowymiarowy bohater daje przestrzeń do eksploracji.
Na początku było słowo, czyli scenariusz. Jak mówią producenci jego siłą jest autentyczność i autorskie spojrzenie na współczesnych trzydziestolatków...
- Świętując dekadę w zawodzie, kiedy dowiedziałem się, że wygrałem casting do tej postaci i zacząłem się wgryzać w scenariusz pomyślałem, że to prezent z okazji tego skromnego jubileuszu. Czystą przyjemnością jest czytanie scenariusza, który wciąga, który czyta się z wypiekami. To wcale tak często się nie zdarza. W tym wypadku byłem ciekaw jak ta historia potoczy się dalej. Później, na planie, w tej naszej aktorskiej grupie rówieśników, wytworzyła się niesamowita przestrzeń do improwizacji. Dostaliśmy zielone światło, aby podążać za naszymi bohaterami i wykorzystaliśmy to na maksa.
Ta rola była dla ciebie wyjściem ze strefy komfortu?
- Szczerze mówiąc - nie. Jestem bardzo zadaniową osobą, a przez to i zadaniowym aktorem. Często dopiero po czasie orientuję się, że coś miało prawo sprawiać mi dyskomfort, albo wiele kosztowało emocjonalnie. Co zrobić, tak już mam. Kiedy pracuję nie skupiam się zbytnio na sobie, a na działaniu. Chcę osiągnąć zamierzony cel i to mnie motywuje. Cieszyłem się na spotkanie z Maćkiem Musiałem, na ponowną pracę z Erykiem Kulmem, z którym lata temu grałem w "Kamieniach na szaniec". To nie tylko bardzo dobrzy aktorzy, ale i fajni kumple, z którymi dobrze spędzało się czas między ujęciami, a to biorąc pod uwagę 12-godzinny plan zdjęciowy i ilość dni które razem spędziliśmy, szalenie ważne.
Z czym zostałeś po tej roli?
- Zadałem sobie pytania, czy ja też w różny sposób maskuję emocje, czy daję sobie przestrzeń do ich wyrażania? Wciąż eksploruję ten temat.
W jaki sposób na co dzień filtrujesz emocje?
- Natura jest mi bliska od dziecka. W wolne weekendy, po tygodniu intensywnej pracy potrafię wstać o czwartej, piątej rano, pojechać do lasu spędzić tam kilka godzin. Po takiej samotnej wyprawie wracam zrelaksowany i gotowy do działania. Moi znajomi jeszcze do niedawna uważali mnie za "szura", a teraz mówią, że uprawiam kąpiel leśną. Zimno czy ciepło chodzę boso, czyli w nowej nomenklaturze - uprawiam grounding. Zbieram też zioła. Uwielbiam to. Nie kupiłem ziemi w sercu
lasu, bo się boję, że bym już tam został i nigdy do miasta nie wrócił.
Przez lata zagrałeś mnóstwo ról kostiumowych. Podróżowałeś przez epoki, zmieniając tylko wojskowe mundury. Długo miałeś bardzo chłopięcy wygląd. Dziś siedzi przede mną dobrze zbudowany mężczyzna.
- Wiesz, mam 33 lata.
To kiedy ślub?
- Kiedy ślub?! Właśnie?! A poważnie. W pewnym momencie przyszła do mnie myśl, że zawodowa przestrzeń pt. "chłopiec" jest już przeze mnie wystarczająco poznana. Mam teraz ochotę na nowe role, nowe wyzwania. Choć przyznaję - zmiana aktorskiego wizerunku wcale nie jest taka łatwa do przeprowadzenia. Zerwanie z wizerunkiem, który przyniósł mi popularność, wiąże się z potwornym lękiem. Bałem się tej zmiany, ale jak mawiają mądrzy ludzie: bój się i rób! I tego się trzymam.
Na co masz ochotę w 2024 roku?
- Ubiegły rok był dla mnie bardzo intensywny zawodowo. Chciałbym w tym roku na chwilę zwolnić i poprzyglądać się krajobrazowi wokół mnie. Żyjemy w bardzo dynamicznych czasach i żeby nie wpaść w pułapkę gonienia za własnym ogonem chciałabym przysiąść, zobaczyć drugiego człowieka i przez jakiś czas z nim porozmawiać. A najlepiej, jeśli się da wspólnie pomilczeć.
Beata Banasiewicz