Amant mimo woli
Szarmancki, choć nie zawsze uczciwy prawnik, sympatyczny ksiądz z przeszłością, uwodzicielski stolarz - to niektóre jego serialowe wcielenia. W serialu "Julia" gra eleganckiego chirurga. O jakiej roli marzy jeszcze Krystian Wieczorek?
Zajęć panu nie brakuje. Co było tak interesującego w roli Janka, że ją pan przyjął?
- Kraków (śmiech). Ciekawa postać. Przeważnie grywam czarne charaktery, a tutaj pojawia się miły lekarz, który może i jest nudny, ale zmienia się pod wpływem uczuć do kobiety.
Nie skusiła Pana chirurgia plastyczna i poprawianie urody kobiet?
- Też. Ja w ogóle jestem zakochany w amerykańskim serialu "Chirurdzy". Tam jest taki doktor Sloan. Bardzo chciałem nim być. Gram w "Julii" trochę inną postać, ale mam nadzieję, że będę mógł się nim inspirować. Prywatnie nie jestem fanem "poprawianych" pań.
Nie męczą pana dojazdy z Warszawy do Krakowa?
- Jasne, że męczą. Ale Kraków ma swój rytm. Żyje się tu spokojniej, może trochę wolniej się pracuje, do czego nie jestem przyzwyczajony, bo w Warszawie zawsze się goni.
- Mam wynajęte mieszkanie na krakowskim Kazimierzu i powoli poznaję to miasto. Coraz częściej dochodzę do wniosku, że jest najpiękniejsze w Polsce.
A wracając do roli w "Julii", czy na charakterze Jana pojawi się jakaś rysa?
- Rysa na jego charakterze to jest od początku (śmiech). Janek Janicki to przecież postać nieskazitelna. Chodzi zawsze uśmiechnięty, w eleganckich garniturach. Jest bardzo dobry, ale zarazem i nudny.
- Powiem jednak, że ma pewną tajemnicę, takie pęknięcie na idealnej osobie, ale nie mogę jeszcze o tym mówić.
A może pan zdradzić, jak bardzo jego życie zmieni Julia?
- Ona od początku w jego uporządkowany świat wprowadza spontaniczność. Trzeba oglądać serial, bo dużo będzie się działo!
Nie obawia się pan, że widzom zaczną się mylić pana serialowe postacie?
- Nie, bo staram się grać różnych bohaterów. Jakoś mi się to dotąd udawało. Korzystam z szansy, że dostaję kolejne propozycje.
Ale w większości ról jest pan jednak amantem.
- Nie wiem, czy także jako ksiądz w "Plebanii" (śmiech)?
Przy nim też była kobieta!
- Ale ja tego amanta traktuję w cudzysłowie. A czy Niemiec z "Czasu honoru" też był nim?
Zgodziłby się pan oszpecić do roli, zmienić kolor włosów, założyć soczewki?
- Ależ ja jestem szpetny! O, tu mam bliznę. Dla roli mogę wiele zrobić, tylko do tej pory nikt nie chciał, żebym coś w sobie zmieniał. Mam nadzieję, że przyjdą takie role.
- Ja też się wkrótce zmienię - zestarzeję, włosy mi wypadną, przytyję... Spokojnie, poczekajmy jeszcze na ten moment.
Zdarza się, że ludzie przypisują panu cechy granych przez pana bohaterów?
- Mówią np. "Szczęść Boże"? "Zostań moim adwokatem" - usłyszałem po emisji kolejnego odcinka "M jak miłość". Widz jest coraz inteligentniejszy i choć może identyfikować się z emocjami, wie, że to fikcja. Wszelkie te "wyspowiadaj mnie" należy traktować w kategoriach żartu.
Czego jeszcze brakuje w pana dorobku artystycznym?
- Chętnie zagrałbym w męskim filmie, który stawiałaby przede mną wyzwania, o jakie sam bym siebie nie podejrzewał. Lubię się wytarzać, zmęczyć i wykorzystać swoje umiejętności fizyczne...
Jest rola, do której chętnie pan wraca?
- Przełomem był dla mnie major Halbe z "Czasu honoru". Pozostaje mi nadal w pamięci.