House of Cards House of Cards
Ocena
serialu
8,9
Bardzo dobry
Ocen: 95
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"House of Cards": Szach i mat. Robin Wright idzie po Emmy [recenzja szóstego sezonu]

Jak wypadł finałowy sezon "House of Cards"?

"House of Cards" obok "Orange is the New Black" był jednym z pierwszych oraz flagowych seriali oryginalnych Netflixa.

Losy Francisa (Kevin Spacey) i Claire (Robin Wright) oraz świat amerykańskiej polityki fascynował widzów przez pięć bardzo dobrych oraz świetnie zagranych sezonów.

Kiedy w ostatnim odcinku piątej serii Claire zasiadła na fotelu prezydenta Stanów Zjednoczonych i stwierdziła, że teraz przyszła jej kolej, następna seria zapowiadała się znakomicie. Jednak jak wiadomo po drodze pojawiły się problemy.

Po tym, jak Kevin Spacey został wielokrotnie oskarżony o molestowanie seksualne i w konsekwencji zwolniony przez Netflixa twórcy stanęli przed ogromnym wyzwaniem, choć według doniesień scenarzyści wiedzieli na kilka miesięcy przed wybuchem skandalu, że szósty sezon będzie finałowym rozdziałem.

Reklama

Jednak jak informowały zagraniczne media połowa odcinków została już napisana; przez moment wydawało się, że zrealizowany zostanie spin-off z Dougiem Stamperem (Michael Kelly) w roli głównej.

Plany te zostały zmienione, a twórcy musieli zamknąć wszystkie wątki w ośmiu odcinkach (zamiast trzynastu). Jak wyszło? Są finały, których przebić nie można ("Sześć stóp pod ziemią", "Halt and Catch Fire"), i takie, o których po prostu chce się zapomnieć ("Dexter"). "House of Cards" plasuje się gdzieś po środku.

Jedną z ogromnych zalet najnowszej serii jest wprowadzenie postaci Annette Shepherd (Diane Lane), przeciwniczki i dawnej przyjaciółki Claire. Ich relacje oraz wspólna przeszłość są fascynujące i naprawdę szkoda, że nie mogliśmy poznać tego typu bohaterki we wcześniejszych sezonach.

Przykładem są nie tylko zręcznie zrealizowane retrospekcje, ale przede wszystkim sceny, w których jedna bohaterka chce załatwić drugą. Przepychanki słowne, rozmowa o aborcji, szantaże i kłamstwa. Do wyboru, do koloru. Lane jest świetna w swojej roli oraz doskonale wypada w scenach nie tylko z Wright, ale i z resztą obsady (w szczególności z Campbellem Scottem). Trochę gorzej wypada jej serialowy brat, Bill (Greg Kinnear).

Jak zwykle nie zawodzi Robin Wright. Claire to moja ulubiona postać w serialu od jego pierwszego odcinka i cieszę się, że w końcu znalazła się w samym centrum uwagi. Wright jest doskonała w każdej scenie. Od bardziej emocjonalnych, do tych "cichszych" czy do momentów, w których burzy czwartą ścianę.

Aktorka od pierwszego sezonu rok w rok jest nominowana do nagrody Emmy w kategorii najlepsza aktorka w serialu dramatycznym. Może przyszedł w końcu czas, aby tę statuetkę odebrała. Jest diabelsko dobra - dosłownie i w przenośni.

Jak z kolei poradzono sobie w serialu z wątkiem Franka? Zagadka jego śmierci nie zostaje rozwiązana do ostatnich sekund finałowego odcinka (ah, ten twist), a jego "duch" i spuścizna bohatera ciąży nad Claire przez cały sezon. Z drugiej strony - ucięcie wątku Franka pozwoliłoby na rozszerzenie wątków i relacji Claire z innymi bohaterami, ale... wtedy nie zobaczylibyśmy ostatniej, przerażającej sceny.

Bardzo dobrze, że finałowa seria powstała, oferując fanom odpowiednie zakończenie. Ten sezon z pewnością podzieli widzów, ale są w nim momenty genialne (ostatnie minuty piątego odcinka i mistrzowska scena pomiędzy Wright i Lane), a Robin Wright zachwyca. Dla niej zdecydowanie warto tę serię zobaczyć.

Jesteś fanem amerykańskich seriali? Zalajkuj nasz fan page "Zjednoczone Stany Seriali", czytaj najświeższe newsy zza oceanu oglądaj trailery, galerie, komentuj i czytaj opisy odcinków już dwa tygodnie przed emisją w Polsce.

swiatseriali.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy