W poszukiwaniu korzeni...
W serialu "Hotel 52" Kamil Kula gra żywiołowego, optymistycznego chłopaka. - Igor nie spocznie, dopóki nie dowie się całej prawdy o swoim pochodzeniu! - zapowiada aktor.
Sytuacja, w jakiej znalazł się Igor, jest tak szokująca, że aż nieprawdopodobna!
- Owszem, okazuje się, że przez całe życie okłamywano go w podstawowych kwestiach. Iwona (Magdalena Cielecka), którą uważał za swoją siostrę, okazała się jego matką, a Urszula (Sławomira Łozińska), wychowująca go jako matka - babką. Wbrew pozorom, ta historia nie jest znów tak wcale wydumana, bo ja sam znam dwie osoby, które zetknęły się z podobnymi przypadkami w rzeczywistości.
Można się załamać, on jednak się nie poddaje...
- O tak, Igor w ogóle jest człowiekiem żywiołowym, stara się do wszystkiego podchodzić optymistycznie, więc i tu całą tę aferę kwituje śmiechem i ironią, przynajmniej na zewnątrz. W przeciwieństwie do Iwony, której niefortunne macierzyństwo wyszło teraz na jaw i kiepsko wypada w konfrontacji z uświadomionym synem.
A będzie szukał kontaktu z ojcem?
- Jak najbardziej! Wydaje mi się naturalne, że człowiek chce poznać swoje korzenie, toteż Igor nie spocznie, póki nie rozwiąże tej tajemnicy.
Rola w "Hotelu 52" jest Pana debiutem?
- W zasadzie tak. Jestem studentem trzeciego roku Akademii Teatralnej w Warszawie i do tej pory miałem tylko przygody z dubbingiem.
Władze uczelni nie protestują, kiedy student gra na stałe w serialu?
- Nie! Podobno kiedyś było dużo trudniej, ale obecnie szkoła się na to zgadza. W moim przypadku sprawa była o tyle prosta, że nie musiałem daleko jeździć na plan, poza tym produkcja jest elastyczna i dostosowuje czas pracy do moich zajęć na uczelni. Obie strony są zadowolone, jako że udział w serialu można potraktować jako rodzaj praktyki przed dyplomem!
Rozmawiała Jolanta Majewska.