Dlaczego odmówiła DiCaprio?
Ma w sobie coś magnetyzującego. Jest utalentowana, wymagająca i piekielnie ambitna. Claire Danes, gwiazda politycznego thrillera "Homeland", przyznaje się do porażek, słabości i zawodowych fascynacji.
Mając 15 lat zabłysnęła rolą Angeli w serialu "Moje tak zwane życie" (1994 r.) i od razu otrzymała Złotego Globa. Serca widzów zdobyła dwa lata później, gdy wcieliła się w główną bohaterkę dramatu "Romeo i Julia" u boku Leonardo DiCaprio. Krytycy rozpływali się nad dojrzałością jej gry, a Baz Luhrman, reżyser uwspółcześnionej wersji szekspirowskiego klasyka, okrzyknął ją następczynią Meryl Streep! I słuch o niej zaginął...
Danes była ambitna i poszukiwała bardziej wymagających ról, dlatego odmówiła zagrania Rose w "Titanicu". Nie chciała też tylko błyszczeć u boku boskiego Leo. Przez lata próbowała odnaleźć się w niezależnych produkcjach, ale zdarzały się wyjątki, m.in. "Terminator 3..." (2003 r.) i "Gwiezdny pył" (2007 r.). Dopiero rola autystycznej Temple Grandin (2010 r.) dała jej kolejną nagrodę i nadzieję na ciekawsze propozycje.
- Nie miałam cierpliwości do grania zwykłych postaci. Nie byłam usatysfakcjonowana podsyłanymi papierowymi rólkami i musiałam uporać się z rosnącą frustracją w oczekiwaniu na coś więcej - mówi o swoich wymaganiach w "Vogue".
- Po Temple byłam zdezorientowana. Tyle pozytywnych słów nie przełożyło się na ruch w zawodzie. Dwa lata brutalnej przerwy. Zaczęłam w siebie wątpić. Byłam wściekła i zraniona. Bałam się, że podniosłam za wysoko poprzeczkę - dodała gwiazda.
Opłacało się. Rola Carrie Mathison w "Homeland" została napisana specjalnie dla niej, a bohaterka miała na imię Claire! - Pamiętam, że scenariusz przyszedł w tym samym czasie, co "J. Edgara" z DiCaprio i pomyślałam: mam zagrać sekretarkę fascynującej osoby czy sama wcielić się w szalenie porywającą postać? - mówi Claire.
- "Homeland" prowokuje. Od początku miałam wiele pytań. Trochę obiekcji, bo fabuła jest powiązana z sytuacją na świecie. Bałam się, ale scenarzyści brawurowo poprowadzili tę ulotną historię - przyznaje Danes, która podpisała kontrakt na siedem serii!
By przygotować się do roli, spędziła jeden dzień w Langley, głównej siedzibie CIA w Wirginii. - Uderzyło mnie to, że ci agenci naprawdę wykonują szpiegowskie zadania! Prowokują stłuczki samochodowe. Inicjują spotkania z nieznanymi wcześniej ludźmi, by nawiązać relacje. Może przesadzę, jeśli powiem, że ich życie jest zbliżone do tego, jakie prowadzą aktorzy. My też wcielamy się w różne postaci i migrujemy po świecie. Agentom równie trudno utrzymać relację, kiedy tak wiele muszą ukrywać. Oni też pobierają się między sobą. No, kto inny zrozumie ich lepiej niż my? - opowiada z wypiekami na twarzy o pracy nad rolą.
Danes przyznaje, że spędziła kilka godzin oglądając na Youtube filmiki osób cierpiących na chorobę afektywną dwubiegunową, którą dotknięta jest jej bohaterka. Dla roli wyraża gotowość na każde poświęcenie. Finałowe sceny pierwszej serii, w których Mathison przeżywa załamanie, kręcono przez ponad 15 godzin, przy czym Claire większość czasu spędziła tonąc we łzach i utrzymując się w stanie rozpaczy.
- Teraz Carrie jest moim bohaterskim i nieco perwersyjnym alter ego. Bo niezależnie od tego, jak bardzo jest wzburzona, roztrzęsiona i zaniepokojona, zawsze ma rację! Co jest bardzo miłe, bo ja z kolei często się mylę - stwierdza stanowczo gwiazda.
A jak sobie radzi z emocjami po pracy? - Oboje z mężem (Hugh Dancy, "Hannibal") jesteśmy tak wypruci po powrocie do domu, że wieje od nas nudą - dodaje z rozbrajającym uśmiechem Danes.
nex