Starcie o historię i honor. "Przegrywają malutcy, ale warto walczyć"
"Jest piękna scena, w której z Magdą Różczką decydujecie się w jaką stronę pójdzie rozprawa; kiedy twoja postać mówi, że "wiesz, raczej nie dostaniemy odszkodowania", a ona odpowiada: "wiem, ale chodzi o dobre imię" - mówi o serialu "Heweliusz" Netfliksa Michał Żurawski. Wraz z Jackiem Komanem aktor zabiera Interię za kulisy produkcji.
"Heweliusz" to historia zapomniana, mało ludzi, szczególnie młodych, obecnie ją kojarzy. Czym jest "Heweliusz"? To przede wszystkim bardzo przejmująca opowieść, w bardzo ciekawym momencie historii Polski" - mówił Interii Jan Holoubek. To historia tragedii na morzu, rodzin ofiar, ale także rozgrywający się na lądzie dramat sądowy.
W serialowej opowieści Netfliksa po stronie załogi promu Jan Heweliusz oraz ich rodzin opowiadają się (choć czasami nie do końca) mecenas Ignacy Budzisz oraz Piotr Binter. W postacie te wcielają się odpowiednio Jacek Koman oraz Michał Żurawski.
W rozmowie z Interią aktorzy opowiadają m.in. o tym, czym dla nich jest ta historia, które sceny nimi wstrząsnęły i świetnej realizacji serialu.
Katarzyna Ulman, Interia: "Heweliusz" to jedna z największych polskich produkcji. Produkcja, która łapie widzów za serce. Wasi bohaterowie walczą o sprawiedliwość. Jak możecie ich opisać?
Jacek Koman: Niektórzy z bohaterów reprezentują państwo i reprezentują służby, także nie wszyscy walczą o sprawiedliwość, niektórzy walczą o zakamuflowanie całej sprawy, zagmatwanie i zakończenie jej z pomyślnym dla władz rezultatem. Gram mecenasa adwokata, który decyduje się wziąć sprawę kapitana Ułasiewicza - zarzuty wobec kapitana są rozpatrywane w czasie sądu morskiego. Mecenas Budzisz, moja postać, decyduje się wbrew rozsądkowi, bo ta sprawa jest w dużej mierze przegrana, jednak ją wziąć. Decyduje się na taką trochę "don kichoterię", walkę z systemem o honor kapitana, mimo że sprawa, jak już wspomniałem, jest z gruntu przegrana.
Michał Żurawski: Jest piękna scena, w której z Magdą Różczką decydujecie się w jaką stronę pójdzie rozprawa; kiedy twoja postać mówi, że "wiesz, raczej nie dostaniemy odszkodowania", a ona odpowiada: "wiem, ale chodzi o dobre imię". Zagrałeś coś takiego, co mnie jako widzowi nie daje wprost odpowiedzi, czy to jest wszystko szlachetną ręką pisane, czy też twoja postać nie patrzyła na to trochę z biznesowego punktu widzenia. Dla mnie jako widza to, co tam zagrałeś, powoduje, że twoja postać do końca nie jest wcale taka jednoznaczna, że do końca czekam na jakiś zwrot. To jest niesamowite, że żadna z tych postaci tak naprawdę nie ma tylko dobrych pobudek. Nawet moja postać - drugi kapitan chce rozwiązać tę zagadkę i odpowiedzieć, dlaczego to się stało, z drugiej strony raczej powinien być po stronie swojej firmy. On się wychyla tylko dlatego, że chodzi o przyjaźń (...) To nie jest takimi grubymi nićmi szyte, jak kręciło się jeszcze lata temu - musisz mieć dobrego i złego bohatera. Wszystko jest czarne albo białe, nie ma nic pomiędzy. Tu w tych postaciach zawsze jest jakiś odcień szarości, nikt z nas nie gra tutaj bohaterów ze spiżu, którym od początku się kibicuje, bo taka jest konstrukcja tego serialu (...).
Zobacz też: Tragedia, która wstrząsnęła Polską. Tę historię opowiedziano z godnością
Czym dla was jest dla ta serialowa opowieść?
Michał Żurawski: O walce z systemem. Chciałem też dodać, że ja po obejrzeniu serialu mam wrażenie, że dla mnie to jest historia o kobietach. To, co zrobiła na ekranie Magda Różczka i Justyna Wasilewska (...) A wracając do walki z systemem, jakżeby nie mogła to być taka walka, skoro akcja dzieje się na przełomie wielkich przemian - kończy się żelazna kurtyna, zaczyna się kapitalistyczny świat, do którego my jesteśmy kompletnie nie gotowi i o tym jest ten serial. Mamy sprzęt, który jest wadliwy - wszyscy o tym wiedzą, ale wolą zaryzykować niż skupić się na profesjonalizmie (...) My suchą stopą powiedzmy przez to przeszliśmy, w odróżnieniu od Rumunii. Ta historia jest chyba moim zdaniem zrobiona również po to, żeby młody widz uświadomił sobie, iż nie zawsze tak fajnie było, jak dzisiaj. Nie zawsze byliśmy dwudziestą gospodarką świata i trochę ten serial o takich rzeczach opowiada.
Jacek Koman: Mimo, że w systemie kapitalistycznym też są władze czy walka o honor, czasem beznadziejna. Tak jak mówisz, ponieważ jesteśmy na przełomie, jesteśmy trochę jedną nogą w jednym świecie, drugą w drugim. Przegrywają malutcy zwykle, taki jest system. Ale warto walczyć.
Z jakimi wyzwaniami spotkaliście się podczas przygotowania do roli?
Michał Żurawski: Dla mnie fantastyczną przygodą była zabawa na statkach w Gdyni. Mieliśmy sceny na fregacie wojennej, gdzie część tamtych scen identyfikacji zajęło parę dni zdjęciowych. Dla mnie to była totalna frajda, bo uwielbiam morze, uwielbiam statki (...) Nie miałem okazji pojechać do Belgii i tam z nimi pływać w basenie. Wszystkie sceny katastrofy były kręcone w gigantycznej hali w Belgii i, moim zdaniem, był to strzał w dziesiątkę, ponieważ on podnosi nasz serial. Obejrzałem cały serial na raz i gdybym wyłączył dźwięk, to miałbym wrażenie, że jest on kręcony w Anglii, Stanach Zjednoczonych - to jest ten poziom. Fantastycznie są zrobione te sceny zatonięcia, nie widać tam komputera (...) Weszliśmy już na wyższy poziom realizacji, co ten serial udowadnia.
Jacek Koman: Postać mecenasa Budzisza właściwie obserwujemy głównie w czasie posiedzeń Izby Morskiej tak, że ta moja przygoda, jeśli chodzi o plany zdjęciowe ograniczyła się do zadymionej sali, która miała tak nieodparty charakter lat 70. i 80. Wspaniałe miejsce, w taki trochę inny sposób, ale tam właśnie odbywa się starcie z władzami. Starcie o historię i o honor. Jest gęsto, dramatycznie.
Co najbardziej zapadło wam w pamięć podczas zdjęć do "Heweliusza"? Najbardziej wstrząsnęło?
Michał Żurawski: Miałem na statku taką mocną scenę, gdzie identyfikuję ofiary. Tam właściwie nic nie musiałem grać, bo sytuacja i atmosfera była taka, że robiło to duże wrażenie.
Zobacz też: Dramat na morzu, dramat na lądzie. Nakręcili wybitną polską produkcję Netfliksa