Szalona satyra to projekt życia znanej aktorki. W pogoni za sukcesem
Ten serial wciągnął mnie jak mało który! "Kocham LA" to projekt autorstwa Rachel Senott, która zagrała w nim także główną rolę. Nowe odcinki pojawiają się w każdy poniedziałek na HBO Max, tymczasem ja miałam już okazję zobaczyć całość. To historia o poszukiwaniu własnego "ja" w bodźcującym świecie pełnym presji i ambicji. Opowiedziana z ogromną dawką błyskotliwości i humoru, które trafiły prosto w moje serce.
Serial "Kocham LA" nieco po cichu zadebiutował na HBO Max w Polsce. Autorski projekt znanej komiczki Rachel Sennott rozgrywa się w słonecznym Los Angeles, gdzie okazuje się, że stereotypowy "amerykański sen" nie dotyczy tylko imigrantów. Główni bohaterowie mierzą się z wyzwaniami życia codziennego, chcąc zaistnieć w środowisku, w którym trzeba być głośnym, intensywnym i karykaturalnie pewnym siebie, by zostać dostrzeżonym. Bycie na świeczniku jest głównym celem, inaczej twoja wartość przestaje mieć znaczenie.
Rachel Sennott wciela się w postać głównej bohaterki. W przeszłości dała się poznać zarówno w znakomitym filmie "Shiva Baby", jak i zupełnie nieudanym serialu "Idol", który także brał na tapet branżę rozrywkową. "Kocham LA", w przeciwieństwie do wspomnianego tytułu, klapą nie jest - wręcz przeciwnie! To świadoma, pełna humoru opowieść o absurdach życia w Mieście Aniołów.
Maia (Rachel Sennott) pracuje jako asystentka w agencji talentów. Dzieli stosunkowo spokojne życie ze swoim ukochanym chłopakiem, Dylanem (Josh Hutcherson), u boku, lecz w głębi serca marzy o tym, by się wybić. Jej życie zaczyna się komplikować, gdy nagle u progu jej domu pojawia się dawna przyjaciółka. Tallulah (Odessa A’zion) zaistniała w świecie mediów społecznościowych, ma setki tysięcy obserwatorów i wydaje się, że wiedzie idealne życie "na bogato". Rzeczywistość okazuje się jednak nie być tak kolorowa. Maia decyduje się wziąć ją pod swoje skrzydła, zostając jej agentką. Od tej pory musi mierzyć się z kryzysami wizerunkowymi przyjaciółki, współpracami reklamowymi na tysiące dolarów oraz decyzjami dotyczącymi zarówno jej, jak i swojej dalszej kariery.
Do tej pory na HBO Max ukazały się trzy odcinki, lecz miałam okazję zobaczyć już cały pierwszy sezon. Nie będę ukrywać, że obejrzałam go niemal na jeden raz. "Kocham LA" porusza aktualny dla 20-parolatków temat poszukiwania własnego "ja" w bodźcującym świecie pełnym presji i ambicji. To świat, w którym bardziej od talentu liczy się liczba obserwatorów. Nieśmiałe i wycofane osoby tutaj zginą, a jeśli chcesz być "kimś", musisz w jakiś sposób zaistnieć.
Serial autorstwa Sennott doskonale zobrazował szalony pęd za karierą. Maia na przestrzeni ośmiu odcinków przechodzi przemianę, lecz nie jest ona pozytywna, wręcz przeciwnie. Praca wypełnia całe jej życie. Kompletnie pomija Dylana, ignorując jego potrzeby i zaniedbując ich związek. A wszystko to na rzecz kariery Tallulah. Ale czy na pewno kieruje się tylko dobrem przyjaciółki? Maia w pewnym momencie dyskredytuje nawet swoją szefową. Zrobi wszystko, by znaleźć się na topie, zapominając o wszelkich wartościach, które do tej pory wyznawała. Zatraca się w świecie pełnym hipokryzji, seksu, używek i wzajemnego wykorzystywania, gdzie pozory zawsze zastępują szczerość.
Serial utrzymuje jednakowe tempo akcji przez wszystkie osiem odcinków. Tak jak bodźcujące wydaje się życie bohaterów, tak intensywne w odbiorze jest także "Kocham LA" i prawdopodobnie dlatego, że jestem w wieku zbliżonym do bohaterów, seans nie był dla mnie męczący. Uczciwie ostrzegam jednak, że nie wszystkich bohaterów da się od razu polubić, ale warto dać im szansę. Osobiście bardzo się wciągnęłam w ich perypetie i po obejrzeniu ostatniego odcinka odczuwam lekki niedosyt. Wyczekuję kolejnego sezonu!
W tym roku Seth Rogen zachwycił świat znakomitym "Studiem", czyli satyrą na branżę filmową. Rachel Sennott prezentuje swoje spojrzenie na świat celebrytów, które wcale nie jest tak odległe od środowiska ogromnych produkcji filmowych. Obydwa seriale utrzymują świetny poziom komediowy, ale mam wrażenie, że w zupełnie innym tonie, co jest ich największą zaletą. "Studio" kładzie większy nacisk na satyrę hollywoodzką, korzystając z slapstickowego humoru. Z kolei "Kocham LA" opiera humor na absurdzie codzienności, relacjach, emocjach i presji społecznej. Oba seriale poruszają temat presji sukcesu, ale w zupełnie innych kontekstach: jeden przez pryzmat życia młodych ludzi, drugi przez pryzmat twórców i managerów filmowych.
Cenię Rachel Sennott za odwagę w ukazywaniu absurdów i problemów, z którymi zmaga się pokolenie zilenialsów. Chociaż nie ze wszystkimi da się utożsamić, ciekawie jest obserwować spojrzenie osoby, która funkcjonuje w tym świecie na co dzień. "Kocham LA" to komedia, która naprawdę mnie urzekła, i szkoda, że w Polsce nie doczekała się jeszcze należytej uwagi.
Czytaj więcej: Gorąca serialowa nowość HBO Max. Ma zadatki na wielki hit