"Biały Lotos": Luksusowe wakacje z dreszczykiem
Pierwszy sezon "Białego Lotosu" bez większego szumu trafił na platformę HBO w lipcu 2021 roku. Im bliżej było finału, tym głośniej robiło się wokół produkcji. W podsumowaniach roku ten niepozorny serial królował na listach najlepszych produkcji ostatnich miesięcy. Czy drugi sezon antologii Mike'a White'a też ma szansę trafić do top 10?
HBO już od dawna przyzwyczaiło widzów do wysokiego poziomu. Zarówno superprodukcje, np. seriale ze świata Westeros, jak i skromniejsze tytuły są niemal gwarantem dobrej jakości. O ile takie seriale, jak "Gra o tron" czy "Westworld" cieszą się ogromnym zainteresowaniem na długo przed premierą, to HBO ma w swojej wirtualnej bibliotece dzieła, które mogą przejść niezauważone. Chociaż pierwszy sezon "Białego Lotosu" nie miał dużej promocji, to na szczęście dość szybko został zauważony przez widzów oraz krytyków. Produkcja wyróżniona została 20 nominacjami do nagród Emmy, w 13 kategoriach, a otrzymała aż 10 statuetek, w tym za najlepszy miniserial, antologię serialową lub film.
Krótki opis oryginału zapowiada komedię o amerykańskich turystach wypoczywających w ekskluzywnym kurorcie na Hawajach. Luksusowe wnętrza, błękitna woda, piaszczyste plaże oraz pracownicy hotelu czekający tylko na zawołanie i gotowi spełnić każdą, nawet najdziwniejszą zachciankę swoich niemożliwie bogatych gości. W drugim sezonie przenosimy się na słoneczną Sycylię, ale cała reszta pozostaje bez zmian. Czy tak wyglądają wakacje idealne? Nie w "Białym Lotosie".
"Zawsze, gdy zatrzymuję się w Białym Lotosie", spędzam w nim niezapomniane chwile. Zawsze" - mówi w pierwszym odcinku Tanya (Jennifer Coolidge). Ta ekscentryczna bogaczka doskonale wie, co mówi, gdyż razem ze swoim nowym mężem Gregiem (Jon Gries) są jedynymi osobami z oryginału, którzy mają (nie)szczęście znowu zagościć w "Białym Lotosie". Razem z Tanyą do hotelu trafia Portia (Haley Lu Richardson), jej asystentka i przedstawicielka "zwykłych ludzi" wśród gości hotelowych.
Oprócz nich złośliwe oko White'a skierowane jest na finansistę Camerona (Theo James) oraz jego uroczą, ale nieco nudną żoną Daphne (Meghann Fahy). Razem z tą amerykańską parą idealną, przyjeżdża kolega Camerona ze studiów Ethan (Will Sharpe) z żoną Harper (Aubrey Plaza), która już od samego początku nie jest zadowolona z tych wspólnych wakacji. W "Białym Lotosie" goszczą jeszcze męscy przedstawiciele rodu Di Grasso - dziadek Bert (F Murray Abraham), ojciec Dom (Michael Imperioli) oraz syn Albie (Adam DiMarco). Panowie planują podczas urlopu odkryć swoje sycylijskie korzenie.
W przeciwieństwie do pierwszego sezonu obsługa hotelu jest tu jedynie tłem. Na pierwszy plan wybija się Valentina (Sabrina Impacciatore), jednak daleko jej od pełnego charyzmy Armonda z oddziału Białego Lotosu na Hawajach. Zamiast wątku pracowników mamy dwie lokalne prostytutki - Mię (Beatrice Grannò) and Lucię (Simona Tabasco). Ich losy przecinają się, w większym lub mniejszym stopniu, z każdym z bogatych turystów.
Znowu mamy po przeciwnych stronach bogatych ludzi Zachodu oraz muszących usługiwać im przedstawicieli lokalnej społeczności. Jednak w przeciwieństwie do oryginalnej ekipy, tych bohaterów łatwiej polubić. Oczywiście, każdy z nich ma swoje wady, ale łatwiej jest ich zrozumieć i wybaczyć drobne grzeszki. Jest kilka osób, którym kibicujemy i trzymamy kciuki, by to nie oni skończyli martwi w ciepłych wodach morza.
Nie jest to żaden spoiler, bo podobnie do pierwszego sezonu, również ten otwiera się sceną odnalezienia zwłok. I znowu czeka nas niecierpliwe odliczanie do finału, by przekonać się dla kogo były to ostatnie wakacje w życiu. Twórcy łaskawie odejmują jedną osobę z listy potencjalnych ofiar, ponieważ to pełna entuzjazmu Daphne odnajduje ciało. Zaledwie chwilę wcześniej zachwycała się pięknem Italii mówiąc: "Włochy są tak romantyczne, że umrzesz. Będą musieli cię stąd wyciągnąć".
Po początkowych scenach akcja przenosi się o tydzień w tył, gdy jeszcze wszyscy byli szczęśliwi i... żywi. Jednak my widzowie nauczeni doświadczeniem z pierwszego sezonu, doskonale wiemy, że to tylko pozory. Nasi bogacze mogą się relaksować nad basenem z drinkiem w każdej ręce, ale my wpatrujemy się w ekran z coraz większą nerwowością. Atmosfera gęstnieje z odcinka na odcinek, a ostatnie sekundy każdego epizodu pozostawiają w nas coraz więcej pytań.
W pierwszym sezonie konflikty narastały przez różnice społeczno-klasowe oraz problemy wynikające z kolonializmu. Mieliśmy w nim męża zarabiającego więcej od młodej ambitnej żony, bogatą rodzinę, której towarzyszyła biedniejsza przyjaciółka córki czy wreszcie lokalnych pracowników kurortu, których kultura wykorzystywana jest jako atrakcja turystyczna dla zamożnych, białych ludzi. Tym razem Mike White bierze pod lupę problemy wynikające z różnic płciowych oraz seksualności. Wszystko to w promieniach gorącego, włoskiego słońca.
Gdy dowiedziałam się, że powstanie kolejna część "Białego Lotosu", nie kryłam swojego niezadowolenia. Uważałam, że była to produkcja niemal doskonała, idealnie zamykająca się w jednym sezonie, w której nic nie trzeba było już dopowiadać. Obawiałam się, że powrót do kurortu będzie niczym więcej niż tylko kopiowaniem pomysłów z oryginału, co nigdy nie kończy się dobrze. Po oglądnięciu udostępnionych odcinków skruszona biję się w pierś. Ale musze dodać, że według mnie oryginał jest odrobinę lepszą produkcją.
Mimo podobnej formy, drugi sezon serialu nadal zaskakuje świeżością. Produkcja Mike'a White'a jest pełną czarnego humoru satyrą na amerykach bogaczy. Producent znajduje jednak nowe wątki, które warto poruszyć. Doskonale wie, co wycisnąć z nowej grupy nieszczęsnych wczasowiczów. W końcu nawet w najpiękniejszym miejscu na świecie nasze prywatne problemy nie znikają. White sprytnie wyciąga je na wierzch.
Fabuła serialu jest niczym starannie zapleciona sieć. Wątki przeplatają się ze sobą, nie zdradzając za dużo. Po pięciu odcinkach nadal trudno przewidzieć, czyje ciało znalazło się w wodzie. Do tego należy dodać doskonale napisane dialogi oraz przepiękne widoki. "Biały Lotos" po raz kolejny nie zawodzi. Gdyby HBO udostępniło wszystkie odcinki w jednym dniu, z pewnością wiele osób obejrzałoby je na jednym posiedzeniu. Pozostaje nam tylko cierpliwie czekać na finał.
Ocena: -5/6 (minusik za brak następcy Armonda)