"Gra o tron": Jason Momoa lubi grać tych silnych, milczących typów
Jego dom i otoczenie najlepiej oddają jego osobowość i wrażliwość - w swojej posiadłości wybudował ściankę wspinaczkową i indiańskie tipi, dzieci biegają wszędzie boso, a on sam zamiast kręcić film w tzw. green roomie, woli krew, błoto i brud.
Momoa, który 1 sierpnia świętuje 40. urodziny, zdaje się preferować autentyczność doświadczenia, zarówno podczas tworzenia postaci filmowych, jak i w swoim życiu. Zanim dołączył do grona filmowych superbohaterów dzięki roli Arthura Curry w filmach "Batman v Superman: Świt sprawiedliwości" i "Aquaman", a za sprawą "Gry o tron" zyskał status światowej gwiazdy, był tak spłukany, że kilka lat spędził w starej przyczepie.
W jednym z wywiadów żartował, że potrzebował wielu lat, aby stać się sławnym, jednak rozpoznawalność to nie jest to, na czym mu zależy - najważniejsze są dla niego rodzina i dzieci, które stara się ochronić. "Kiedy jestem sam, jestem dla wszystkich miły, ale gdy pojawiają się paparazzi? Kiedy zobaczysz mnie z moimi dziećmi, coś się we mnie zmienia. Nie chcę, żeby musiały sobie z tym radzić. Dla nich jestem po prostu +papą+" - przyznał w rozmowie z "Esquire".
Momoa w 2005 r. związał się aktorką Lisą Bonet, byłą żoną muzyka Lenny'ego Kravitza. "Nasze rodziny są pomieszane. Uwielbiam jej męża, jest dla mnie jak brat, uwielbiam ich dzieci. To jest piękne, ale wymagało wiele pracy" - wspomniał w jednym z wywiadów Lenny Kravitz. Panowie wielokrotnie okazywali sobie sympatię i wsparcie, wywołując przy tym falę komentarzy wśród internautów.
Choć na ekranie najczęściej obsadzany jest w rolach antybohaterów lub złoczyńców, którzy podbijają serca widzów, ten uroczy olbrzym wzbudza powszechną sympatię. Może dlatego, że sława onieśmiela również jego.
"Wiem, że niewiele osób zadzwoni do mnie z propozycją zagrania prawnika, lekarza. Co nie stanowi dla mnie problemu, mogę założyć garnitur, ale nie przepadam za nim. Lubię grać złych gości. Uwielbiam te silne, milczące typy, które nie muszą mówić, a jeśli już to robią, lepiej, żeby inni słuchali. Sam nie jestem taki, jestem gadatliwy, ruchliwy, nie jestem silnym, cichym facetem" - przyznaje.
Jego otoczenie może też zdradzać jego nastawienie do świata. Choć jest niezwykle otwarty, sam zawsze czuł się jak outsider, dlatego też tak bardzo ceni sobie swoją prywatność i pewne oddalenie od zgiełku. "Telefony komórkowe nie działają w naszym domu" - mówi Momoa o swoim domu w zalesionej części południowej Kalifornii. "Jeśli znasz mój numer domowy i musisz mnie złapać, możesz. Lub użyj sygnału dymnego" - żartuje.
To nie przypadek, że Momoa żyje w stosunkowo odosobnionym miejscu. On nie jest typem, który poddaje się szaleństwu związanemu ze sławą. "Staram się żyć konsekwentnie. Jestem całkiem zadowolony z bycia sobą" - podkreśla.