Gra o tron Game of Thrones
Ocena
serialu
8,7
Bardzo dobry
Ocen: 1611
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

Gra o Tron Fanfik

Nie ma chwili do stracenia – myślał Ned Stark podążając szerokim korytarzem w kierunku królewskich komnat. Noga, w którą ranił go jeden z ludzi Królobójcy pulsowała ostrym bólem, gdy tylko próbował przyśpieszyć kroku. Narzucone przez niego tempo groziło ponownym otworzeniem się rany, ale do przodu gnał go honor. Nie tylko swój, ale też najlepszego przyjaciela, którego kochał jak brata. Król został pohańbiony tuż pod swoim bokiem przez małżonkę i jej brata bliźniaka. Ned wiedział, że Robert nie przyjmie tego spokojnie.

Masywnych, dębowych drzwi królewskiego gabinetu pilnował dziś, obleczony od stóp do głów w biel, ser Meryn Trant. Ned nigdy za nim nie przepadał. Gwardzista ten zawsze skory był do bezzasadnej złośliwości, a nawet przemocy wobec podległych mu ludzi.

- Król przygotowuje się do polowania – oznajmił na wstępie z kpiącym uśmieczkiem. – Nie życzy sobie by mu przeszkadzano.

- Wiem – Stark nie zamierzał dać się przepędzić jak błagalnik. – Myślę jednak, że dla swojego namiestnika zrobi wyjątek. A jeśli nie dla namiestnika to dla przyjaciela.

Najwyraźniej Trant był dziś w bojowym nastroju, gdyż zamiast przepuścić lorda Eddarda napiął groźnie mięśnie, wypiął potężną klatkę piersiową i ostrzegawczo położył dłoń na rękojeści miecz.

- Powiedziałem … - zaczął, ale przerwał mu stłumiony głos dobiegający z komnaty.

- Wejdź Ned i tak cię słyszę.

Gwardzista ostentacyjnie odsunął się od drzwi, nie spoglądając więcej na namiestnika. Nie otworzył mu nawet drzwi jak nakazywał obyczaj, a nawet obowiązek strażnika królewskich komnat.

Człowiek Lanninsterów – uświadomił sobie Stark. – Czy wszędzie otaczają nas wrogowie i spiski?

Oprócz króla w komnacie byli jeszcze ser Barristan i Lancel Lanninster, giermek Roberta. Ned mimowolnie skrzywił się na jego widok. Jeszcze jeden.

- Dobrze, że jesteś – Robert siedział w głębokim fotelu racząc się złotym arborskim winem, a Lancel próbował założyć mu na stopy buty do jazdy konnej. – Musimy omówić parę spraw, o których zapomniałem ci powiedzieć. Chcę wyruszyć natychmiast na polowanie. Zwiadowcy wytropili ogromnego dzika. Bestia jest podobno prawie tak gruba jak ja – ryknął śmiechem oblewając winem uwijającego się przy obuwiu giermka oraz piękny dywan przedstawiający herbowego jelenia Baratheonów.

- Ja również chcę z tobą porozmawiać. W cztery oczy – coś w sposobie jaki powiedział to Ned sprawiło, że przez twarz króla przeszedł ledwie dostrzegalny grymas.

- Tak – mruknął. – Ser Barristanie, zmień Tranta. Lancel, idź sprawdzić jak radzą sobie chłopcy stajenni. I dopilnuj aby w jukach nie zabrakło wina. Ruszamy za pół godziny.

- Napijesz się? – zapytał król, gdy Selmy i Lanninster opuścili już komnatę – Świetny trunek. Chociaż jak dla mnie trochę zbyt słaby – znów zaniósł się gromkim śmiechem obryzgując dywan kolejnymi strugami złotego wina.

- Robercie – Ned postanowił przejść od razu do sedna sprawy. – Dowiedziałem się rzeczy straszliwej. Zdrady, która wydaje się więc nieludzka. Zdrady, która nie tylko kala dobre imię rodu Baratheonów, ale też rzuca cień na przyszłość królestwa.

- Teraz to zaczynasz mnie przerażać – Robert zmarszczył brwi.

- Nie wiem jak ci to przekazać przyjacielu – kontynuował Stark. – Powiem więc to tak, jak ja chciałbym usłyszeć to z ust innego honorowego człowieka. Prosto i bez owijania w bawełnę – odetchnął głęboko. - Cersei cię zdradza! Joff, Tommen i Myrcella nie są twoi. To bękarty królobójcy.

Ned spodziewał się wybuchu. Ogromnej fali gniewu. Klątw. Wołania o straż. Robert jednak nie zrobił nic. Wciąż siedział w swoim pozłacanym fotelu i sączył wino. Tym razem powoli, jakby nad czymś gorąco rozmyślał. Uśmieszek szynkowego pijaczka zniknął z jego nalanego oblicza i zastąpiły go srogo zaciśnięte usta.

- A więc wiesz i ty – król przerwał w końcu przedłużająca się ciszę. – Kolejny, który przychodzi ciskać mi w oczy moją hańbę. Najpierw przypełzł Varys, kilka tygodni po narodzinach Myrcelli. Nie wierzyłem mu. Wpadłem w gniew. Miał jednak dowody. Twarde, bezlitosne, wydzierające mi serce niczym kruki dowody. Zeznania świadków, listy… Bogowie jedni wiedzą jak to zdobył. Podejrzewał to od chwili, gdy Cersei wypluła na świat Joffa – wykrzywił się w grymasie odrazy.

- A więc wiedziałeś? Wiedziałeś cały czas – Nedowi zakręciło się w głowie.

- Zakazałem mu rozpowszechniać te… plotki – kontynuował król nie zważając na namiestnika. – Potem jednak przybył Jon. Wszedł tu tak jak ty przed chwilą. Niesiony niczym orzeł na skrzydłach swojego honoru, powinności, lojalności i ojcowskiej miłości, którą mnie darzył. Jakże srodze się zawiódł na swoim „synu” – gorycz tych słów wyraźnie odmalowała się na obliczu monarchy.

- Dlaczego Robert? Skoro wiesz o wszystkim to dlaczego nic nie robisz? – pytał zszokowany wyznaniem Ned.

- A co mam kurwa zrobić? – warknął Robert. – Ściąć dziwce i jej bękartom łby? Wystawić na rynku i pozwolić by ukamienował ich lud? Wykastrować i sprzedać dzikusom zza morza? Tego chcesz lordzie Stark? Chcesz sam to zrobić swoim wielkim mieczem?

- Nie ja nigdy… - Ned poczerwieniał. Nigdy nie chciał śmierci Cersei, a tym bardziej dzieci. – Mógłbyś odesłać ich do Casterly Rock – wydusił. – Znalazłbyś sobie uczciwą kobietę. Lordowie przysyłaliby na dwór swoje córki, a ty przebierałbyś w nich jak w koszu pełnym dorodnych jabłek.

- Teraz przebieram w kurwach i to mi wystarczy – warknął Baratheon. – Nie Ned, mój czas minął. Moje serce jest pochowane pod Winterfell i żadna kobieta już tego nie zmieni.

- Robercie – Stark podszedł do przyjaciela i chwycił go za ramiona. – Opamiętaj się. Jesteś jeszcze młody. Spłodzisz kolejnych synów. Prawowitych następców! Weź nową żonę.

- Może twoją Sansę co? – mruknął król wstając i odsuwając od siebie Neda. - Pewnie z chęcią zobaczyłbyś moją włochatą dupę pomiędzy jej nogami.

Z twarzy namiestnika odpłynęła cała krew i zakręciło mu się w głowie. Musiał oprzeć się o biurko by nie upaść.

- Ha! Widzę, że nie w smak ci ten pomysł – na oblicze króla powrócił cień wesołości. – Nie przyjacielu, nie będę marnował życia kolejnej dziewczynie. To ja uczyniłem z Cersei potwora i teraz muszę dzierżyć to brzemię – król nalał kielich wina i podał go namiestnikowi. Ned przyjął puchar i kilkoma szybkimi łykami opróżnił naczynie. Słodkie wino pomogło mu odzyskać rezon.

- Nie chcesz mieć potomków? Prawowitych następców tronu? – zapytał.

- A po co? – odparł zdumiony tym pytaniem. – Nigdy nie byłem dobrym ojcem, a moja krew płynie w dziesiątkach bękartów, które spłodziłem. A nawet jeśli wystrzeliłbym z jaj kolejnego syna. Tym razem z prawego łoża. To przecież nie zdołam go wychować. Nie krzyw się Ned. Jestem zapijaczonym kurwiarzem, któremu nie zostało już wiele życia. Kiedyś byłem silny jak niedźwiedź, ale to było piętnaście lat temu. Teraz coraz częściej meczę się wyciągając kutasa ze spodni. Nie chcę zostawić królestwa w rękach dziecka. Jon zawsze powtarzał, że młodociany monarcha może zgubić swoje królestwo. Wyobrażasz sobie co by było, gdyby teraz zaczął rządzić Joff? Albo jeszcze lepiej Tommen – król wybuchł gromkim śmiechem.

- Masz jeszcze braci – nie ustępował namiestnik.

- Tak – wesołość Roberta zniknęła w jednej chwili. – Mam jeszcze moich kochanych braci. Moich braciszków, którzy pożarliby się o tron jeszcze zanim mój trup zdążyłby ostygnąć. Jak myślisz Ned, którego z nich bardziej pokochałby lud? Ponurego, bezlitosnego odludka, który otwarcie szydzi z siedmiu na rzecz jakiegoś zamorskiego demona? Czy też może pięknie ufryzowanego paniczyka, który jakoś nie może odróżnić kobiecej cipy od męskiego zadka? Uwierz Ned, ja jestem złym królem, ale oni byliby jeszcze gorsi. Musze mieć oficjalnych następców, choćby po to by trzymać władzę z daleka od nich. Nie zrobiłem dla królestwa zbyt wiele, ale oddam mu tę ostatnią przysługę i ochronię je przed Stannisem i Renlym.

- To bardzo… szlachetne – wydusił Ned zaciskając pięści. W ciągu tej krótkiej rozmowy w gruzach legł obraz Roberta, który od lat nosił w sercu. Króla walecznego, honorowego, ale przy tym naiwnego. Najstarszy z braci Baratheonów nie był ani tak naiwny, ani tak honorowy jak uważał.

- Zrozum Ned – król spojrzał przyjacielowi głęboko w oczy. – Z tej sytuacji nie ma dobrego wyjścia. Dlatego powiem ci to samo co Varysowi i Jonowi. Zapominamy o tej rozmowie jak i o całej sprawie. Potraktuj to jako plotki rozsiewane przez prostaczków.

- Tak, – wycedził Stark lodowatym głosem – tak zrobię.

- No! To rozumiem – rozpromienił się król, jakby nie chodziło o tron, honor i więzy krwi, ale o to kto pierwszy wyrucha miejscową karczmarkę. – Nie ma co strzępić języka skoro w moim lesie grasuje ogromny knur. Idź wypoczywaj Ned. Przemyśl dobrze to co ci dziś powiedziałem, a sam dojdziesz do podobnych wniosków. Wracam za kilka dni, wtedy porozmawiamy dłużej. Do zobaczenia Ned.

- Żegnaj Robercie – Stark ukłonił się sztywno i utykając opuścił komnatę. Minął ser Barristana, kierując się wprost do wieży namiestnika. Po drodze wymienił ukłony z Littlefingerem. Czy on też wie? – zastanawiał się roztrzęsiony namiestnik.

Król wyjechał niecałą godzinę później, o czym poinformował Starka jeden ze strażników. Ned nie miał zamiaru dłużej zostawać w tym gnieździe żmij. W długim liście opisał wszystkie kierujące nim przesłanki, zapewnił króla o wierności zarówno jako lord jak i przyjaciel oraz oficjalnie zrzekł się swojej funkcji oraz członkowstwa w małej radzie. Dziewczynki, widząc determinację i smutek, który odmalowywał się na twarzy ich ojca nie protestowały, choć Sansa była bliska płaczu. Pokochała Królewską Przystań, Joffreya i wszystko co z nim związane, jednak wola ojca to na północy świętość.

Po minięciu głównej bramy Ned zatrzymał się jeszcze na chwilę i omiótł wzrokiem miasto, w którym wielu dobrych ludzi straciło swoje życie. – Zginąłbym jak oni, gdybym został tu choć dzień dłużej – ta niepokojąca myśl nagle zmroziła mu krew w żyłach. – Nie zobaczyłbym Cat i chłopaków. Nie pomodliłbym się więcej przy grobie ojca.

Słońce powoli chowało się za widocznym na południu ogromnym borem, w którym polował król. Były namiestnik spojrzał na dumne wierzchołki drzew uginające się pod wiejącym od morza wiatrem. - Żegnaj przyjacielu. Wracam do Winterfell. Wracam do domu.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy