Fanfik Gra o Tron
Maester Pycelle zdjął z zakurzonej półki kilka ksiąg i ostrożnie ułożył je w niemal już pełnej drewnianej skrzyni. Z bólem spojrzał na regał, na którym pozostawało jeszcze wiele zdobionych, oprawionych w skóre tomów. Wiedział, że nie może zabrać ich wszystkich i konieczność wyboru tylko nielicznych sprawiała mu wielki ból. Rozejrzał sie po bogato wyposażonej komnacie, która przez kilkadziesiąt ostatnich lat była jego domem. Z zamyślenia wyrwał go odgłos otwieranych drzwi, gdy do środka wkroczyło kilku rosłych służących. Na jego skinienie unieśli z wysiłkiem skrzynię i wynieśli ją z pomieszczenia.
Pycelle westchnął ze smutkiem i wolno zbliżył się do okna wychodzącego na północ. Śnieg padał coraz mocniej. Powiew lodowatego wiatru zmusił go do szczelniejszego okrycia się szatą. Spojrzał w kierunku położonych w dole doków na zamarzniętą wodę grubo pokrytą warstwą śniegu. Maszty statków gęsto sterczały w niebo niczym ponury las. Chłód przyszedł tak szybko, że większość statków została zaskoczona i nigdy nie miała szansy na opuszczenie portu. Nieliczni którym się udało pożeglowali na południe, uciekając przed nadciągającym chłodem. Maester powiódł wzrokiem w kierunku bramy Królewskiej Przystani, przez którą przelewały się zastępy uchodźców z całej północy. Na blankach dostrzegł kilku ludzi ze Straży Nocnej, którzy dotarli tu kilka dni temu i tak jak wszyscy zostali zaskoczeni przez nadciągające zimno. Plotki prostej ludności licznie nadciągającej codziennie do miasta były obecnie jedynym źródłem informacji o tym co dzieje się na północy. Wieści z Muru przestały przychodzić trzy miesiące temu. Dwa miesiące temu zamilkło Winterfell. Ostatnie wiadomości z Eyrie i Riverrun przyszły dwa tygodnie temu. We wszystkich przewijała się informacja o niepokojącym chłodzie, który nadciągał bez żadnego ostrzeżenia. Potem ustawały jakiekolwiek wieści. Wśród tłumów można było usłyszeć plotki o chłodzie tak przenikliwym, że nie potrafił go rozproszyć żaden ogień. Wszyscy natomiast zgodnie uważali, że trzeba udać się na południe, tam gdzie jest cieplej. Tyle że południe było już tutaj. Pycelle przez całe swoje życie nie pamiętał, aby takie mrozy panowały w zwykle ciepłej Królewskiej Przystani. Co więcej, w żadnych kronikach nie napotkał na choćby drobną wzmiankę o takiej anomalii, która zmroziłaby i sparaliżowała cały port. Rodzina królewska kilka dni temu wyruszyła na południe w kierunku Wysogrodu. W miarę spadku temperatury prosta ludność też opuszczała miasto, naprędce pakując najcenniejszy dobytek. Królewska Przystań pustoszała w okamgnieniu, a dziś nastał dzień, by opuścić je miał także Pycelle. Wiele osób oczekiwało od niego prób wyjaśnienia tego co się dzieje, ale tak jak wszyscy uczeni w królewstwie był bezradny. Jedynymi chętnymi do wyjaśnienia byli coraz bardziej powszechniejsi fanatycy Czerwonego Boga, którzy twierdzili że chłód jest karą zesłaną na niewiernych przez Pana Światła. Korzystali z panującego chaosu zdobywając posłuch wśród zdesperowanej ludności i powiększając jeszcze panujący zamęt. Ale nie było nikogo, kto by się tym zajął. Wszyscy tylko myśleli o ucieczce, a po opuszczeniu rodziny królewskiej wraz z większością Złotych Płaszczy miasto straciło wszelką organizację. Pycelle mrużąc oczy spojrzał w kierunku słońca, które jakby od pewnego czasu dawało mniej światła. Dni stawały się szare, ponure i upiorne przez pokrywający wszystko biały śnieg. Wygląda na to, że Starkowie mieli rację - zima w końcu nadeszła. Ale jak długo potrwa, ani jak daleko na południe sięgnie, tego nie wiedział nikt.
Maester westchnął głęboko i już miał odwrócić się od okna, gdy do jego uszu dotarły zaniepokojone krzyki ludności w dole po chwili zagłuszone donośnym sygnałem rogu. Pycelle rozpoznał sygnał Straży Nocnej, bo często miał do czynienia z jej przedstawicielami i nie obce mu były jej zwyczaje. Sygnał oznaczał wracających zwiadowców. Czyżby dotarli jacyś z Muru? Może w końcu będą jakieś wieści pozwalające wyjaśnić to, co dzieje się na północy? Jego rozmyślania przerwał drugi sygnał, przecinający mroźne powietrze niczym ostrze noża. Dwa sygnały? Dzicy? Niemożliwe! Nie tak daleko na południe! Poza tym coś by o tym słyszał. Jakiś kruk, zwiadowca, ktokolwiek przyniósłby jakieś informacje o zbliżających się najeźdźcach. Nie ma możliwości, aby coś takiego pozostało bez echa w całym Westeros. Niemożliwe, aby... Trzeci sygnał zmroził krew w żyłach Pycell'a i sparaliżował go niczym uderzenie pioruna. Trzy sygnały... Trzy sygnały oznaczały Białych Wędrowców. Sygnał nieużywany od stuleci. Przecież to niemożliwe. Maester powoli powrócił do rzeczywistości słysząc paniczne krzyki w dole, gdzie ludność wdzierała się do miasta nie zważając na nic i na nikogo, za wszelka cenę starając się tylko dostać za mury. Pycelle powiódł wzrokiem poza mury Królewskiej Przystani. Mimo swego wieku i nienajlepszych oczu zdołał dojrzeć w oddali jakby mgłę, skrywającą dużą część horyzontu. Nagle kilka faktów połączyło się niespodziewanie w jego umyśle, tworząc przerażająco spójny obraz. Przypomniał sobie stare legendy i zamierzchłe opowieści opowiadane przez starców. Opowieści służące do straszenia niegrzecznych dzieci. O Białych Wędrowcach i o chłodzie, który poprzedzał ich przybycie. O nocy tak długiej, że całe pokolenie nie oglądało słońca. O mrozie tak wielkim, że ludzie zamarzali w swoich domostwach lub umierali z głodu. O Białych Wędrowcach na martwych koniach, którzy przetaczali się przez całe królestwo nie oszczędzając nikogo. Z szaleńczo bijącym sercem Pycelle odsunął się od okna, wodząc desperacko wzrokiem po komnacie.
- Nadchodzą - szepnął drżąc przeraźliwie.