Aktor "Gliniarzy" zaskoczył wyznaniem. Tego nie pokazują w serialu
Tomasz Skrzypniak z serialu "Gliniarze" zaskoczył fanów wyjątkowym wyznaniem o swojej wrażliwości.
Nie każdy chłopiec, który marzy o odznace, może po latach powiedzieć: "Udało się". Tomasz Skrzypniak, znany widzom z serialu "Gliniarze", do dziś pamięta ten dziecięcy zapał i dreszczyk emocji, który towarzyszył mu na myśl o mundurze. Spełnił swoje marzenie — choć nie na komendzie, a na planie filmowym. I właśnie dlatego tak dobrze rozumie rolę starszego aspiranta Górskiego.
Już jako dziecko wiedział, czego chce. "O byciu policjantem" - odpowiada bez wahania, zapytany o dziecięce marzenia. I choć jego ścieżka zawodowa ostatecznie skręciła w stronę aktorstwa, to właśnie w roli serialowego policjanta znalazł sposób na realizację swojego snu. Grając Krystiana Górskiego, może robić to, o czym marzył jako chłopiec - bronić słabszych i ścigać złoczyńców.
Choć dziś kojarzony jest z twardym charakterem z "Gliniarzy", jego dzieciństwo wyglądało zupełnie inaczej. Skrzypniak był typem cichego romantyka - chłopca, który bardziej niż za bohaterami akcji tęsknił za... robotami z wielkimi oczami.
"Zawsze byłem marzycielem, byłem też romantyczny" - przyznaje z uśmiechem. Zamiast głośnej muzyki wolał melancholijne melodie Verby czy Akona, przy których potrafił się "zamyślić i zawiesić". A jego ulubione bajki? Klasyki: "Pszczółka Maja", "Smerfy" i - z rozbrajającą pomyłką - "Miś Coralgol", jak sam śmieje się ze swojej trudności w poprawnym wypowiedzeniu tego imienia.
Jedno z najbardziej zaskakujących wspomnień Tomasza Skrzypniaka wiąże się z filmem, który mocno zapadł mu w pamięć. "Płakałem na nim, bardzo go przeżywałem, dlatego że byłem taki wrażliwy na punkcie robocika" - opowiada o seansie "Krótkie spięcie" z Johnnym 5 w roli głównej.
To niecodzienne wyznanie tylko potwierdza, że aktor ma w sobie wyjątkową empatię - coś, co w świecie kina, i nie tylko, bywa na wagę złota.
Choć dzisiaj jego dni są wypełnione planem zdjęciowym i scenariuszami, z nostalgią wraca do czasów, gdy największym obowiązkiem było... rzucenie tornistra w kąt. "Całe moje dzieciństwo, cała podstawówka! Kiedy się przychodziło do domu ze szkoły, rzucało tornister w kąt... i to tyle. Już była tylko laba i piłka nożna" - wspomina z rozmarzeniem.
Grill z kuzynem, zabawa z psem, motorynka i niekończące się popołudnia na podwórku - tak wyglądała jego codzienność. Z perspektywy czasu trudno się dziwić, że dziś z czułością patrzy na ten etap życia.
Dziś, gdy jest już po drugiej stronie dziecięcych marzeń, mógłby udzielić kilku cennych rad. Co powiedziałby małemu Tomkowi, gdyby miał okazję cofnąć się w czasie?
"Dąż do swoich celów, odkryj, co kochasz robić, a potem po prostu to rób" - odpowiada bez wahania. Prosto, a jednak tak trafnie.
Wydaje się, że właśnie tę prostotę i szczerość pokochali w nim widzowie "Gliniarzy".