Komediant w prywatnym piekle
Ostatnio głośno jest o 45-letnim aktorze Charliem Sheenie. Zarabia krocie, wydaje głównie na narkotyki i prostytutki, pije na umór, grozi kobietom, obraża producentów... Do tej pory kolejne skandale napędzały jego karierę. Czy teraz uległa ona załamaniu?
Naprawdę nazywa się Carlos Irwin Estevez i jest trzecim synem popularnego aktora Martina Sheena, który urodził się jako Ramon Gerard Antonio Estevez i przyjął pseudonim sceniczny, by oddać cześć katolickiemu arcybiskupowi. W Charliem Sheenie nie ma jednak nic z uduchowionego teologa, Fultona J. Sheena.
Porywczy charakter, talent do wywoływania skandali, rozkochanie w narkotykach i słabość do gwiazd porno zbliża Charliego Sheena pod względem temperamentu do legendy kina Klausa Kinskiego. O ile jednak Kinsky był niezaprzeczalnie geniuszem w swoim fachu, to nie jest pewne, czy - poza kolejnymi skandalami - gwiazdor serialu "Dwóch i pół" może zapisać się czymkolwiek w historii kina. Wg nas, miał taką szansę...
Nie miał trudnego startu w świecie kina - jego ojciec był przecież znaną gwiazdą. Charlie jako aktor debiutował już jako ośmiolatek w filmie "Egzekucja szeregowego Slovika", w którym wystąpił u boku swojego ojca Martina Sheena.
Pierwszy przełom w jego karierze nastąpił w 1986 roku, kiedy stworzył udaną kreację w wyśmienitym obrazie Oliviera Stone'a "Pluton". Warto zaznaczyć, że rolą naiwnego młodego żołnierza dopełnił obrazu podobnej postaci, którą jego ojciec zagrał we wcześniejszym "Czasie apokalipsy" Coppoli.
Rok później Stone zaprosił Sheena do współpracy przy innym głośnym projekcie - "Wall Street", gdzie znów zagrał w duecie z ojcem.
Także w tym filmie młody aktor dał popis znakomitego warsztatu. Wszystko wskazywało na to, że jego kariera podąża w dobrym kierunku. Gdyby miał jeszcze szansę zagrać w kilku innych produkcjach, Charlie Sheen stałby się ikoną pokolenia młodych Amerykanów, którzy mieli być wysłani na front pierwszej wojny w Iraku. Albo pokolenia tych, którzy mieli pieniądze na to, żeby się z tego wykpić...
Olivier Stone miał jednak inne zdanie o Charliem. Młody aktor miał wcielić się w weterana wojny wietnamskiej, Rona Kovica, w kolejnym filmie Stone'a, "Urodzony 4 lipca". Ostatecznie w filmie zagrał Tom Criuse.
Skoro nie udało mu się powrócić do wietnamskiej dżungli, aktor ruszył ścieżką prowadzącą w objęcia komedii. Na początku lat 90. dwukrotnie wcielił się w postać Toppera Harleya w postmodernistycznym fajerwerku absurdalnego humoru, czyli serii "Hot Shots!". Odnotował także udany występ w komedii "KasaMowa" i, jak wiele gwiazd lat 90., gościnny występ w serialu "Przyjaciele".
W telewizji na dobre zadomowił się wraz z rozpoczęciem produkcji sitcomu "Dwóch i pół" w 2003 roku. Jego bohater, Charlie Harper, poza imieniem, ma - podobnie jak Sheen - zamiłowanie do kobiet i kłopotów.
Ta kreacja przyniosła Sheenowi ogromne pieniądze i sławę, ale czy dała mu spełnienie rozpalonych (być może) przez Oliviera Stone'a ambicji? Z pewnością nie.
Kiedy pozycja Charliego Sheena w świecie telewizyjnych produkcji ugruntowywała się, jego życie osobiste zaczęło przypominać metaforę jednej ze scen z filmu "Hot Shots!", w której Topper wypada z samolotu, by z ogromną prędkością, widowiskowo wbić się głową w ziemię.
Już w 1995 roku nazwisko Sheena wypłynęło w plotkarskich mediach przy okazji głośnego procesu Heidi Fleiss, zwanej "burdelmamą Hollywood". Ujawniła ona wówczas obszerne listy nazwisk sławnych klientów, którzy odwiedzali należące do niej domy publiczne.
Trzy lata później Charlie przedawkował narkotyki podczas swojego słynnego eksperymentu o nazwie: "Co się stanie, kiedy wstrzyknę sobie dożylnie dużą dawkę kokainy?". Szybko opuścił jednak szpital. Być może dzięki modlitwie narodu amerykańskiego, o którą w mediach prosił jego ojciec Martin.
W 2005 roku, po trzech latach małżeństwa, rozpadł się związek Charliego Sheena ze znaną aktorką Denise Richards. Powodem była oczywiście skłonność do alkoholu, narkotyków i… przemocy, jaką wykazywał nasz bohater.
Upłynęły kolejne trzy lata - Sheen po raz trzeci (pierwszą żoną aktora była Donna Peele) stanął na ślubnym kobiercu. Jego wybraną została Brooke Mueller. Rok 2008 upłynął jednak Charlie'emu nie tylko na słuchaniu echa ślubnych dzwonów, ale także na wsłuchiwaniu się w słodki dźwięk 'ka-czing!", jaki w każdej kreskówce wydaje zamykana szuflada kasy. Zajął bowiem pierwsze miejsce w rankingu najlepiej zarabiających aktorów telewizyjnych.
"Za minutę wygłupów przed kamerą inkasuje 33 tys. dolarów. Inni muszą biegać, a on, jeśli nie leży w łóżku czy na kanapie, to siedzi przed fortepianem. Gdzie jest sprawiedliwość?" - pytał zdumiony dziennikarz branżowego tygodnika "Entertainment Weekly".
"W obronie" Charliego stanął wtedy tabloid "The National Enquirer". "Alimenty na dwie córki, alkohol, szybkie samochody i call girls. To kosztuje. Pan Sheen musi dużo zarabiać, bo dużo wydaje. Same call girls kosztują go 20 tys. dolarów miesięcznie" - kpiła gazeta .
Tak rosła legenda Sheena jako etatowego hollywoodzkiego skandalisty i playboya. Oczywiście, przekładało się to na rosnącą popularność sitcomu "Dwóch i pół".
Małżeńska sielanka aktora z Brooke Mueller nie przetrwała próby czasu. Znów oskarżony został o napaść i przemoc domową, a w 2010 roku udał się na odwyk. Stracił także najważniejsze i podstawowe prawo każdego obywatela USA - do końca życia nie wolno mu już posiadać broni palnej.
Szefowie telewizji CBS, która jest producentem "Dwóch i pół", w tym samym czasie podnosili jego gażę - z ponad 800 tys. dolarów w 2008 r., do aż 1,8 mln dolarów w 2010 roku! A Charlie spokojnie procesował się z aktorką porno, Capri Anderson, która oskarżała go o pobicie w pokoju hotelowym.
Początek roku 2011 jeszcze pogłębił kryzys w życiu aktora. Po zakończeniu 36-godzinnej libacji z paniami z pornobiznesu i panami z show biznesu Sheen trafił do szpitala. Jego agent na próżno starał się ukryć prawdziwy powód wizyty na ostrym dyżurze. Pytana przez portal TMZ aktorka porno, Kacey Jordan, która była wtedy w domu gwiazdora, bez ogródek wyśpiewała epicką historię imprezy, na której wciągnięto walizkę kokainy i wypito niezliczoną ilość alkoholu. Ostatnią butelkę opróżniono w ramach zawodów picia na czas. Właśnie to było bezpośrednim powodem hospitalizacji niemłodego już przecież Sheena.
Charlie znów miał trafić na odwyk, leczyć się we własnym domu i tam pokonać demony. Najpierw zapowiadał, że powróci do pracy po zaledwie czterech tygodniach. Decydenci z CBS, zagrożeni niebotyczną karą 250 mil dolarów za przerwanie produkcji "Dwóch i pół", już zapewne zacierali ręce.
Demony okazały się jednak silniejsze.
Z jakiś powodów Charlie Sheen w końcu wybuchł. Może oszalał? Może miał dosyć ciągłego poklepywania po plecach i podsuwania kolejnej działki pod nos? Może czuł się wykorzystany?
Najpierw zażądał podwyżki apanaży do astronomicznej kwoty 3 mln dolarów za odcinek i dodatkowych 20 milionów za samo podpisanie nowego kontraktu. Potem nazwał producenta swojego show, Chucka Lorre, "c.pą" i "głupim małym człowieczkiem".
Aby było ciekawiej, wyznając nienawiść swojemu szefowi, używał jego prawdziwego imienia i nazwiska - Chaim Levine. Spowodowało to natychmiastowe posądzenie Sheena o antysemityzm. Na koniec, w programie radiowym "The Alex Jones Show", gwiazdor oznajmił, że ośmieszył przed całym światem twórcę serialu, Chucka Lorre, wychodząc z uzależnienia w tempie tak szybkim, że "niedorozwinięty umysł Chucka nie jest w stanie tego pojąć".
"Mam dla was coś nowego: jestem wyjątkowy i nigdy nie będę taki, jak cała reszta was. Ja chory? To bzdura! Wyleczyłem się przy pomocy własnego umysłu!" - podsumował ostatnie zamieszanie wokół siebie. W czasie wywiadu dostało się też przy okazji wszystkim po trochu, z wyszczególnieniem byłych kochanek.
W tej sytuacji stacja CBS musiała się pożegnać z marzeniem o utrzymaniu "Dwóch i pół" na wizji. Zdjęcia zawieszono na czas nieokreślony.
28 lutego 2011 roku w porannym programie "Good Morning America" Sheen dolał jeszcze oliwy do ognia i stwierdził, "że umie bawić się lepiej niż Frank Sinatra, a producenci sitcomu 'Dwóch i pół' wykorzystali jego nieszczęście, by zdjąć z anteny kultowy serial, którego scenarzysta Chuck Lorre to leniwy, nie liczący się z innymi dyktator". (Czytaj więcej na ten temat).
"Kiedy dowiedziałeś się o tym, że cała ekipa popadnie w poważne problemy przez twoje dyktatorskie rządy i lenistwo, odparłeś, że to nie twój problem" - zwrócił się bezpośrednio do swojego producenta Sheen, recytując kolejne zarzuty z trzymanego w ręku notesu. Z powodu tego ostatniego wystąpienia z pracy z Charliem zrezygnował Stan Rosenfield, jego dotychczasowy rzecznik prasowy.
Czy gwiazdor komedii złamał swoją karierę tak jak jakiś czas temu Mel Gibson (który także bił i szantażował swoje partnerki i w stanie silnego upojenia wypowiadał antysemickie komentarze)?
Kariera być może jest złamana, ale równie ważną częścią tego pytania jest to, czy to (tylko) Charlie ją złamał?
Trudno oprzeć się wrażeniu, że ludzie z jego otoczenia z pewną pobłażliwością patrzyli na jego kolejne ekscesy, dopóki podnosiły notowania serialu z jego udziałem i dopóki nie były na tyle spektakularne, by przeszkodzić gwieździe w pracy. "Życzymy mu wszystkiego najlepszego w zmaganiach z problemami osobistymi" - pisali raz za razem ludzie z CBS. Czy jednak tak było naprawdę?
W tym samym czasie media nie kwapiły się, by w sensacyjnym tonie pisać o nagrodzie za wielkie zasługi na polu walki z AIDS, jaką aktor otrzymał w 2009 roku.
Łukasz Orbitowski, w poświęconym Lady Gadze i Britney Spears felietonie dla "Przekroju", w szamotaninie psychicznej twórczyni hitu "Hit Me Baby One More Time" widział ukryty tragizm i walkę o normalność. Czy w piekle, jakie zgotował sobie (i swoim bliskim) Charlie Sheen, także można to dostrzec? To każdy powinien pozostawić swojej ocenie.
Kolejne miesiące pokażą, co stanie się z tą spadającą gwiazdą. Czy zniknie z firmamentu, czy też, jak Topper, we wspomnianej wcześniej scenie z "Hot Shots!", po wbiciu się głową w ziemię, wstanie, otrzepie się i ruszy do dalszej walki.
Bartosz Stoczkowski