Sposób na tani relaks
Aktorka Agnieszka Pilaszewska, znana widzom z seriali "Barwy szczęścia" i "Duch w dom", przyznaje, że jest pracoholiczką. W wolnych chwilach czyta książki, ogląda filmy, spaceruje z psem i uczy się włoskiego. Ostatnio znalazła też sposób na tani relaks.
- Niedawno zakończyły się zdjęcia do "Duch w dom", emitowanego przez TVP 1. Czy będzie kolejna transza serialu?
- Nic nie wiem na ten temat. Podobnych informacji może udzielić jedynie producent serialu.
- Jak wspomina pani pracę przy tym projekcie?
- Pracowaliśmy w błyskawicznym tempie. Czas na planie minął mi bardzo radośnie, tak, że zanim się obejrzałam, było już po zdjęciach.
- Widziałam, że poza kadrem bawiła się pani przednio w towarzystwie serialowego męża, którego zagrał Piotr Gąsowski…
- Cóż, uwielbiam Piotrka i podejrzewam, że ze wzajemnością. Znamy się z czasów studiów i tam właśnie zaczęliśmy siebie ubóstwiać. Przez ponad dwadzieścia lat znajomości nie mieliśmy specjalnej okazji, aby występować razem przed kamerą. W końcu odnaleźliśmy się na planie "Duch w dom".
- Piotrek jest niezwykle szarmanckim mężczyzną. Podczas zdjęć otaczał mnie troskliwą opieką. Mogłam korzystać z jego przyczepy, aby w przerwach między ujęciami ogrzewać się w niej lub odpoczywać. Stawał w mojej obronie, gdy reżyser chciał przegryźć mi aortę.
Gąs to także niezwykle kreatywny aktor, zawsze przygotowany do pracy, co czasem bywa denerwujące. Sypie tysiącem różnych pomysłów na minutę - w przeciwieństwie do mnie. Lubię mieć ze dwa, zagrać je i móc iść do domu.
- Jak pracowało się pani z serialowymi dziećmi z "Duch w dom"? Nie wchodziły na głowę?
- Skąd! Nawet gdyby próbowały, to by im się nie udało. Nie było jednak potrzeby wprowadzania dyscypliny, bo dzieciaki zachowywały się bardzo grzecznie. Do tej pory nie mogę wyjść z podziwu dla mojej młodszej serialowej córki, którą grała 10-letnia Ola Betańska.
- Zaskakiwała nas w każdej scenie. Zachowywała się jak profesjonalistka.
- Jakie ma pani obecnie zawodowe plany?
- Otrzymałam propozycję udziału w kolejnej transzy serialu "Czas honoru", z czego się bardzo cieszę. Liczę, że już niedługo uda mi się zagrać w moim macierzystym Teatrze Współczesnym, za którym bardzo tęsknię. Niestety, życie to nie Bollywood. Ofert pracy nie ma za wiele, więc nie mogę pochwalić się niczym nadzwyczajnym.
- Skupiłyśmy się na pracy, a proszę powiedzieć, w jaki sposób się pani relaksuje?
- Na pewno nie w Spa. Ostatnio spędziłam tak kilka dni i uważam, że nie był to najlepszy pomysł. Jestem pracoholikiem, nie mam cierpliwości, aby leżeć i odwiedzać kolejne gabinety. Ponadto taka rozrywka naprawdę słono kosztuje. Dlatego kupiłam sobie matę masującą do wanny. Liczę, że dzięki niej będę mogła się przyjemnie i taniej relaksować.
Preferuję raczej przyziemne formy odpoczynku - uwielbiam spacerować z psem, czytam, chodzę do kina.
- Relaksuje mnie także jazda samochodem. Ostatnio uczę się włoskiego. Do nauki zasiadałam już kilkanaście razy. Teraz jednak się zawzięłam. Biorę nawet prywatne lekcje. Idzie mi, niestety, dosyć kiepsko. Chyba jestem już za stara.
- Skąd pomysł, aby uczyć się włoskiego?
- Bo kocham ten kraj. Postanowiłam wyjechać do Włoch na stare lata.
- Życzę zatem powodzenia!