"Druga szansa": Ja cię kocham, a ty... śpisz
Trzeci sezon serialu jest sprawdzianem lojalności widzów i pomysłowości scenarzystów, jego pierwszy odcinek natomiast, papierkiem lakmusowym całej serii. Jak ten test przeszła "Druga szansa"?
Jak każdy wierny widz kibicowałam Monice i Marcinowi, więc kiedy trzecią transzę otworzył sielankowy obrazek pary uczestniczącej w zajęciach szkoły rodzenia, odetchnęłam z ulgą. Dalej już tak sielsko nie było.
Tradycyjnie w odcinku inaugurującym sezon mamy do czynienia z trzęsieniem ziemi. W pierwszej serii było to aresztowanie Boreckiej, w drugiej jej dramatyczna podróż samolotem, trzecia natomiast to poród i komplikacje z nim związane.
Jak wynika z uroczych zdjęć okładkowych ("Tele Tydzień"), dziecko Moniki przeżyje, jednak wciąż nie będzie wiadomo, kto jest jego ojcem. Spokój urlopu macierzyńskiego przerwie nie tylko prezes telewizji, który będzie szantażował Monikę, by wróciła do pracy, ale też Adam żądający badań DNA...
Oprócz losów głównych bohaterów, zobaczymy też, co słychać u Ksawerego czy Justyny, a będzie się działo, bo młodziutki muzyk, pod nieobecność ukochanej, rzuci się w wir przypadkowych romansów...
Gdyby nie fakt, że widziałam pierwszy odcinek, sam opis jego fabuły brzmi dość intrygująco, jednak w serialu zaczyna być odczuwalne pewne zmęczenie materiału. Być może stąd pomysł na odświeżenie obsady (Mateusz Banasiuk w roli asystenta, Radosław Pazura jako policjant czy Bartosz Opania jako właściciel restauracji z włoskim temperamentem) czy wprowadzenie kolejnego wątku kryminalnego.
Tylko czy widzowie nie oczekiwaliby tego, by biologicznym ojcem dziecka Moniki okazał się Marcin, Adam został ukarany, a Lidka odnalazła szczęście u boku Igora Szota? Te pytania cisną się na usta tym bardziej, że Edward Miszczak na konferencji ramówkowej TVN zapowiedział już kolejny sezon serialu...
Tragizm niektórych scen pierwszego odcinka bywa bowiem przyciężki i groteskowy, fabuła niczym nie zaskakuje, a jedyny zabawny moment to ten, w którym Marcin decyduje się oświadczyć Boreckiej, ale ona zmęczona opieką nad dzieckiem, nic nie słyszy, bo śpi (swoją drogą, czy tego też już gdzieś nie grano?).
Żeby nie dramatyzować i nie demonizować, bo 45 minut z serialem upłynęło mi w oka mgnieniu, dodam, że jak zawsze miło popatrzeć na surowego, maskulistycznego Batłomieja Topę, który w diaboliczny sposób wkracza w życie zakochanych, siejąc ferment. Wciąż mocnym elementem serialu jest też ścieżka dźwiękowa, mogę się założyć, że po emisji odcinka Google znów zaleje fala zapytań o utwory z serialu.
Niestety, choć nadal bardzo lubię "Drugą szansę", pierwszemu odcinkowi nie mogę dać więcej niż... 5/10. Oby z każdym było lepiej!
Marta Podczarska