"House" znów walczy. I to jak!
Odcinek "Bombshells" był hucznie zapowiadany jako szalona zabawa z konwencją. Dał fanom "House'a" jednak o wiele więcej. Czy to uratuje serial?
W ostatnim odcinku, który był emitowany w USA w poniedziałek, scenarzyści poszli na całość. Jeżeli jeszcze go nie oglądaliście, to przerwijcie lekturę w tym miejscu, aby nie psuć sobie przyjemności z "Bombshells".
Po pierwsze, twórcy dodali szczyptę szaleństwa i humoru - poszerzając konwencję "House'a" o zabawne scenki będące nawiązaniami do klasycznym amerykańskich produkcji. Wszystko to rozgrywało się w głowach bohaterów - jak chociażby ta scena wzorowana na serialu "I Love Lucy":
Po drugie, "Bombshells" rozpoczął wątek choroby Cuddy. W tym odcinku twórcy dobrze wyważyli napięcie, równocześnie nie czyniąc z tego wątku, czegoś, co miałoby ciągnąć fabułę przez następne tygodnie. To było kolejne zaskoczenie.
I na koniec najważniejsze (i największy spoiler). Nie ma już Huddy! Związek Lisy i Gregory'ego rozpadł się. Nic na to do tej pory nie wskazywało. Wierzyliśmy, że House przeszedł wewnętrzną przemianę i stanął u boku chorej Cuddy.
Finał był zaskoczeniem zarówno dla pani doktor, jak i dla widzów - House wrócił do uzależnienia. Znów bierze vicodin. Lisa nie mogła mu tego wybaczyć.
Czy House tak naprawdę nie umiał się zmienić? Czy nie jest w stanie uciec przed własnymi demonami?
Nareszcie możemy mnożyć pytania. "Dr House", przez cały siódmy sezon wiejący nudą, odcinkiem "Bombshells" podniósł się z desek, gdy sędzia doliczył już do dziewięciu.
Znów chce się oglądać "House'a". Miejmy nadzieję, że scenarzyści nie zmarnują tego nowego potencjału.