Kiepski scenariusz opakowany w bogatą realizację. Prequel "Diuny" rozczarowuje
Na platformie Max zadebiutował pierwszy odcinek serialu "Diuna: Proroctwo". Prequel ukazuje, co działo się 10 tys. lat przed wydarzeniami z filmowej "Diuny" Denisa Villeneuve'a. Oczekiwania są spore, nazwiska w obsadzie wybitne, a marka HBO daje nadzieję na dobrą jakościowo produkcję. Jak finalnie wypada? Po czterech epizodach moje odczucia są mieszane.
- "Diuna: Proroctwo" przedstawia losy dwóch sióstr Harkonnen, które walczą z siłami zagrażającymi przyszłości ludzkości. Kobiety zakładają legendarne zgromadzenie, które w przyszłości zasłynie jako zakon Bene Gesserit.
- W serialu występują: Emily Watson, Olivia Williams, Travis Fimmel, Jodhi May, Jessica Barden, Mark Strong, Sarah-Sofie Boussnina, Josh Heuston, Chloe Lea, Jade Anouka, Faoileann Cunningham, Edward Davis, Aoife Hinds, Chris Mason, Shalom Brune-Franklin, Jihae, Tabu, Charithra Chandran, Jessica Barden, Emma Canning i Yerin Ha.
- Serial "Diuna: Proroctwo" zadebiutował 18 listopada na platformie Max.
Serial "Diuna: Proroctwo" rozszerza zekranizowaną przez Denisa Villeneuve'a historię ukazaną w dwóch częściach "Diuny" autorstwa Franka Herberta. Najnowsza produkcja Max bazuje na motywach powieści "Zgromadzenie żeńskie z Diuny" Briana Herberta i Kevina J. Andersona. Przed premierą docierały do mediów spekulacje na temat nieporozumień za kulisami. Nie bez powodu serial ten powstawał aż pięć lat.
Początkowo projekt spotkał się z krytyką za nieobecność twórców płci żeńskiej w ekipie. Jedyną kobietą na pokładzie była wnuczka Herberta, Kim. Wkrótce zatrudniono Danę Calvo jako showrunnerkę, lecz zrezygnowała z serialu. Podobny los spotkał Jona Spaihtsa. Po wielu kolejnych zmianach showrunnerką, producentką wykonawczą i scenarzystką została Alison Schapker. Pierwszy odcinek, który, swoją drogą, miał wyreżyserować sam Denis Villeneuve, wyszedł spod ręki Anny Foerster.
Obejrzałam cztery epizody "Proroctwa" i choć rozmachem dorównują filmowym widowiskom, tak fabularnie kuleją i pozostawiają z poczuciem niedosytu.
Akcja serialowej "Diuny" rozgrywa się ponad 10 tys. lat przed czasami Paula Atrydy. Dowiadujemy się, jak powstawał zakon Bene Gesserit. Poznajemy siostry Harkonnen, które stoją na czele zgromadzenia. W tych rolach wystąpiły dwie wspaniałe brytyjskie aktorki: Emily Watson (Valya) oraz Olivia Williams (Tula). Obie stworzyły najlepsze kreacje w całym serialu – nie dorównuje im nawet Mark Strong w roli cesarza Javicco Corrino, a tym bardziej młodsze nazwiska, grające postacie drugoplanowe. Niekoniecznie można to jednak przypisać ich aktorstwu. Uważam, że poza Watson i Williams reszta obsady nie dostała na tyle dopracowanego tekstu, by móc w pełni pokazać swój talent. Scenariusz jest zdecydowanie najsłabszym elementem "Proroctwa".
Pamiętam, że oglądając "Diunę" Villeneuve'a, czy nawet niesławną wersję w reżyserii Lyncha, zakon Bene Gesserit był dla mnie najbardziej przerażającym elementem. Szczególnie scena z Pudełkiem Bólu pozostawiła we mnie mieszankę lęku i podziwu. Niestety żadna z tych emocji nie pojawiła się we mnie podczas seansu "Proroctwa". Tempo akcji jest jednostajne. Owszem, powolne, jak w pierwszej części Villeneuve'a, ale na próżno szukać w nim nuty niepokoju. Intryg nie brakuje od pierwszych minut, a pojedyncze wydarzenia wybijały mnie z marazmu, ale generalnie pierwsze cztery odcinki przysłowiowo "wymęczyłam".
Elementem wyróżniającym serial "Diuna: Proroctwo" od "Diuny" Villeneuve'a są odważne sceny zbliżeń między bohaterami. Nie brakuje ich w wątkach rodziny Corrino. Jestem w stanie kupić wytłumaczenie, że miały na celu pokazanie, jak rozpustne jest rodzeństwo Ynez (Sarah-Sofie Boussnina) oraz Constantine (Josh Heuston), ale finalnie nie mają one żadnego znaczenia dla fabuły. Swoją drogą, wątek Corrino bardziej przypominał mi "Grę o tron", niż dziedzictwo Franka Herberta.
Jeśli chodzi o pozytywne aspekty scenariusza, "Proroctwo" w całkiem udany sposób rozwija historię Harkonnenów. Oczekiwałam jednak głębszego zarysu relacji między siostrami Valyą i Tulą, ale może twórcy zaskoczą mnie w kolejnych odcinkach. Na pewno należy docenić realizację serialu, która stoi na wysokim poziomie – szczególnie zachwyciły mnie kostiumy, zwłaszcza te, które nosi księżniczka Ynez. Także lokacje dorównują tym z filmów Villeneuve'a. Skupiono się na zbudowaniu imponującego w obrazku świata, lecz cierpi na tym historia sama w sobie.
Moje odczucia wobec "Diuny: Proroctwa" są mocno mieszane. Bardzo liczyłam na to, że serial przypadnie mi do gustu, ale cztery pierwsze odcinki pozostawiły mnie z uczuciem niedosytu i, przede wszystkim, znudzenia.
Czytaj więcej: Trwają prace nad scenariuszem do trzeciej części "Diuny"