Prawdziwa gratka dla fanów sci-fi. Kultowy film powrócił jako serial
Serial "Obcy: Ziemia" to powrót do korzeni jednego z największych klasyków science fiction. Pierwszy odcinek nowej produkcji, która 13 sierpnia zadebiutowała na Disney+, osiągnął wynik 9,2 mln wyświetleń na całym świecie. Czy to znaczy, że warto zapoznać się z nowym dziełem Noah Hawleya? Sprawdź niżej.
Ośmioodcinkowa produkcja zadebiutowała 13 sierpnia na Disney+, a za jej realizację odpowiada Noah Hawley - twórca "Fargo" i "Legionu". Już samo to dawało nadzieję, że dostaniemy coś świeżego, choć osadzonego w uniwersum, które od dekad fascynuje fanów sci-fi. Serial rozgrywa się przed wydarzeniami z klasyka "Obcy - Ósmy pasażer Nostromo" i pokazuje świat w roku 2120, gdzie o władzę nad ludzkością i przyszłością nieśmiertelności walczy pięć wielkich korporacji. W obsadzie znaleźli się m.in. Sydney Chandler, Timothy Olyphant, Alex Lawther i Essie Davis.
Fabuła koncentruje się na technologicznej rewolucji - hybrydach, które łączą syntetyczne ciała z ludzką świadomością. Głównym eksperymentem jest Wendy, nowa kreacja prezesa Prodigy Corporation, wysłana na miejsce katastrofy kosmicznego statku. Problem w tym, że razem z wrakiem na Ziemię przybywa coś znacznie bardziej niebezpiecznego i nieprzewidywalnego - bardzo dobrze nam już znany ksenomorf.
Muszę przyznać, że wraz z rozpoczęciem oglądania bardzo łatwo jest wejść do uniwersum. Na pierwszy rzut oka widać pracę włożoną w przygotowanie scenografii czy charakteryzacji. Sam Hawley robi ukłon w stronę kultowej pierwszej części serii w odcinku pilotażowym - ponownie dostajemy załogę budzącą się na statku, nieświadomą, że czyha na nich okrutne niebezpieczeństwo. Doceniam też kreatywne podejście do pokazania scen z przyszłości. Momentami otrzymujemy szybkie cięcia, które w ułamku sekundy zapowiadają, co wydarzy się z bohaterami. Krótkie przebitki sugerujące nadchodzące zagrożenie sprawiają, że wyobraźnia widza pracuje na pełnych obrotach.
Największym problemem jest brak spójności. Według mnie "Obcy: Ziemia" dość nieumiejętnie lawiruje pomiędzy dopasowaniem się do tego, co sprzedaje się na streamingu, a tym, na czym bazuje cała kultowa seria. W trakcie seansu miałam wrażenie, że oglądam dziwną mieszankę głośnych franczyz, takich jak "Star Wars" czy "Łowca androidów", a nie jeden konkretny tytuł. Być może było to wywołane specyficznymi ruchami kamery i przesadzonymi efektami specjalnymi - niestety widać, gdzie twórcy serialu włożyli więcej pracy, a gdzie mniej.
W przypadku "Obcy: Ziemia" początkowo byłam nastawiona optymistycznie, zwłaszcza że od dawna czekałam na serialowy powrót ksenomorfów. Pierwsze odcinki obiecywały sporo, a sama zapowiedź projektu wypadła naprawdę efektownie. Jednak już po kilku godzinach spędzonych z tym tytułem moje wrażenia stały się znacznie bardziej ostrożne. To nie jest zły serial, ale też nie taki, który na długo zostanie mi w pamięci. Prawdę mówiąc, już pod koniec pierwszego odcinka opuściła mnie ochota na zapoznanie się z kolejnymi. Po ciekawym otwarciu serial zaczął mnie nudzić, a losy głównych bohaterów przestały mnie obchodzić.
Zawsze mam mieszane uczucia, gdy ktoś próbuje tchnąć nowe życie w kultową serię. Z jednej strony ciekawość - czy uda się uchwycić ducha oryginału? Z drugiej - niepokój, czy nie skończy się to odgrzewaniem kotleta albo chaotycznym miszmaszem. "Obcy: Ziemia" na pewno będzie ciekawą gratką dla fanów serii. Można doszukać się tam kilku smaczków nawiązujących do poprzednich produkcji, sama fabuła nie jest zła, a aktorzy naprawdę świetnie wcielają się w swoje role. Zabrakło mi trochę wyrazistości i "tego czegoś", co trzyma w napięciu i nie pozwala odwrócić wzroku od ekranu. Nie jest to zmarnowany potencjał, ale spodziewałam się czegoś więcej.
6/10
Zobacz też: Nowe nazwiska w obsadzie "Harry'ego Pottera". Ujawniono, kto zagra rodzinę Weasley
