"Diagnoza": Perfekcjonistka z kompleksami
Gdy przyszła popularność i sukcesy, wydawało się, że to szczyt spełnienia marzeń. Ale paradoksalnie, właśnie wtedy Danuta Stenka zaczęła cierpieć na depresję.
By znaleźć się w tym miejscu, w którym teraz jest, a więc uzyskać status jednej z najlepszych polskich aktorek, Danuta Stenka musiała przejść bardzo długą drogę. I nie chodzi tylko o pracę, którą przyszło jej włożyć w doskonalenie swojego warsztatu. Znacznie większą przeszkodą były... kompleksy i brak wiary we własne siły. Już niemal od liceum aktorka walczyła z wewnętrznym przekonaniem, że jest gorsza od rówieśników, bo pochodzi z małej kaszubskiej miejscowości Gowidlino.
Natomiast po ukończeniu Studium Aktorskiego przy Teatrze Wybrzeże w Gdańsku doszła do wniosku, że na pewno potrafi znacznie mniej niż koledzy i koleżanki, którzy otrzymali dyplomy szkół i akademii teatralnych. O swoich zdolnościach i potencjale nie przekonał jej nawet fakt, że kończąc Studium, miała propozycje angażu z trzech teatrów. Cały czas sądziła, że musi pracować więcej od innych, by osiągnąć akceptowalny poziom. - Jestem perfekcjonistką i to niestety bywa uciążliwe - wyznała w jednym z wywiadów.
- To pewnie jeden z powodów, dla których w pracy bywam bardziej krytyczna wobec siebie niż wszyscy krytycy razem wzięci. Odczuwam ciągły niedosyt. Nie potrafię cieszyć się z tego, do czego udaje mi się dojść, ponieważ zamartwiam się, że nie zrealizowałam tego, co sobie zamierzyłam - uzupełniła. Pogoń za ideałem i niepewność swoich umiejętności sprawiły, że aktorka zaczęła pracować ponad miarę. - Prowadziłam gospodarkę rabunkową - opowiadała. - Okradałam sama siebie z życiowej energii. Zdarzało się, że mijały miesiące bez jednego wolnego dnia, całe lata bez urlopu - dodała. To nie mogło się dobrze skończyć... Zaczęło się od problemów ze snem. Nie tylko nie przynosił regeneracji, ale zwykle trwał około trzech godzin, mimo że aktorka była potwornie zmęczona.
- Na początku rzucałam się w łóżku, płakałam - wspominała. - Cała rodzina spała, a ja musiałam przeczekać do budzika. Po jakimś czasie nabrałam pokory, przyjęłam tę bezsenność do wiadomości. Budziłam się i czytałam - dodała. Taki stan trwał aż sześć lat, mimo że jedna z przyjaciółek artystki sugerowała jej wizytę u specjalisty. - Powtarzała mi, że powinnam wybrać się do lekarza, bo to są symptomy wypalenia - przyznała. - Że bezsenność może być objawem depresji. Ale ja byłam pewna, że to się wreszcie musi skończyć, jestem taka zmęczona, że w końcu zacznę normalnie spać i... nic z tym nie robiłam - uzupełniła.
Długotrwała bezsenność sprawiła, że pojawił się lęk, niepewność, a potem jeszcze przerażenie. W końcu aktorka "doszła do muru" i wreszcie uzmysłowiła sobie, że nie da rady dalej tak funkcjonować. - Doszło do tego, że zawaliłam sprawę zawodową - tłumaczyła w jednym z wywiadów. - Znalazłam się w sytuacji bez wyjścia. Jestem sumienna i wiedziałam, że jeśli nie pójdę do pracy, umrę z poczucia winy. Ale jednocześnie zdawałam sobie sprawę, że nie mogę tam pojechać, bo jestem w takim stanie, iż umrę ze strachu i wszystko wszystkim popsuje - dodała. Jej agentka Lucyna Kobierzycka natychmiast umówiła ją na konsultacje ze specjalistą. Dopiero on uświadomił artystce, jak wielką krzywdę wyrządzała sobie przez ostatnie lata i postawił jednoznaczną diagnozę - depresja.
To był już pierwszy krok na drodze do odzyskania zdrowia. Potem aktorka przez pewien czas przyjmowała leki wspomagające normalny sen i stabilizację nastroju. Jednak najważniejsze było to, że zrozumiała, iż musi zadbać o siebie. - Sugestią lekarza było, by w pracy świadomie zmniejszać sobie dystans, robić wyspy wolnego czasu, do których łatwiej dopłynąć. Jak we wszystkich zawodach, które korzystają z wolnej soboty i niedzieli - opowiadała. Zastosowanie się do tych zaleceń sprawiło, iż odzyskała siły i... chęć do uprawiania swego zawodu. Gdy Danuta Stenka przyznała się do tego, że przeszła depresję, natychmiast pojawiły się głosy, że nigdy nie powinna o tym opowiadać, bo zepsuje to jej wizerunek. - W Polsce depresja ma wciąż status wstydliwej przypadłości - powiedziała.
- Jak rzeżączka czy syfilis. A tymczasem to choroba, która może zakończyć się śmiercią, więc trzeba o niej nie tylko mówić, należy o niej wręcz krzyczeć. Wszystko zdarza się w jakimś celu. Moja depresja uświadomiła mi, w jaką ślepą ulicę się zapędziłam - dodała. Po ukazaniu się wywiadu, w którym opowiedziała o swoich trudnych doświadczeniach, nie tylko otrzymała ogromne wsparcia ze strony wielbicieli jej talentu, ale także odebrała wiele telefonów od osób zmagających się z takim samym problemem. Dziękowały aktorce za to, że jej wyznanie pozwoliło im zrozumieć, iż depresja może przydarzyć się każdemu, niezależnie od statusu majątkowego czy pozycji społecznej. I że nie ma się czego wstydzić, tylko należy zwrócić się o pomoc do specjalistów.